Było wrześniowe popołudnie 2017 roku. We wrocławskiej siedzibie towarzystwa genealogicznego Ryszard Derdziński przeglądał kolejne archiwalne materiały. Na jednej ze stron dostrzegł zapisane nazwisko: Daniel Gottlieb Tolkien, syn Krystiana i Eufrozyny. Zobaczywszy je, zwrócił się do towarzyszącej mu pracownicy archiwum, mówiąc z radością: „Proszę pani, za chwilę dokonam największego odkrycia w moich badaniach”. Tego popołudnia znalazł ostateczny dowód, że przodkowie Johna Ronalda Reuela Tolkiena pochodzili z Gdańska.
Kiedy w szkole podstawowej zostaliśmy zapytani o to, kim chcielibyśmy zostać w przyszłości, w mojej głowie pojawiła się postać przypominająca podróżnika Pampaliniego. Pasję do wędrówek zaszczepili we mnie rodzice. Czegokolwiek się więc w życiu podejmowałem, próbowałem to połączyć z podróżowaniem. Studiując politologię na Uniwersytecie Śląskim, wybrałem specjalizację samorządową. Tematem mojej pracy magisterskiej pisanej pod kierunkiem pana prof. Jana Iwanka była dziejąca się na naszych oczach decentralizacja władzy w Szkocji i Walii. Będąc w trakcie podróży w tamtych okolicach, gromadziłem informacje, na podstawie których przygotowałem potem moją pracę dyplomową.
Oprócz wędrówek zawsze fascynowała mnie również historia. Szczególnie ciekawe wydawało mi się życie ludzi w XVIII wieku, interesowały mnie wszystkie źródła, które mogły choć trochę rozjaśnić realia sprzed ponad dwustu lat i odtworzyć lokalną społeczność. Wyobrażałem ich sobie jak prawdziwych ludzi, moich znajomych, z którymi mógłbym się zakolegować, trochę tak, jakbym wraz z nimi podróżował. Mam bujną wyobraźnię, to prawda, ale karmię ją informacjami historycznymi, które zdobywałem także tu, na Uniwersytecie Śląskim podczas studiów. Czytam materiały archiwalne, metryki, prasę, książki, śledzę serwisy genealogiczne, a w mojej głowie powstają rzeczywiste obrazy z poprzednich epok. Czasem nawet o nich śnię (śmiech).
Wyobraźmy sobie więc XVIII- -wieczną dzielnicę Gdańska, dziś Zaroślak, kiedyś Petershagen, a tam ostatni dom przy ostatniej ulicy – piętrowy z ogrodem, o murowanej konstrukcji z przedprożem, przylegający do… wału ziemnego. Kiedy wychodziło się z domu, widziało się jedynie nasyp ziemny, dopiero ze wschodnich okiennic można było zobaczyć panoramę miasta. Brzmi znajomo? Przytulne i miłe, chociaż wydrążone w ziemi, były przecież norki hobbitów. A Bag End, czyli miejsce, w którym mieszkali Bagginsowie, znajdowało się na samym końcu Hobbitonu w Shire. Nie bez powodu przywołałem obraz tego XVIII- -wiecznego gdańskiego domu. Dzięki moim badaniom udało się ustalić, że mieszkał w nim prapradziadek profesora Johna Ronalda Reuela Tolkiena, autora Władcy pierścieni. I być może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie rodzinne historie brytyjskiego pisarza. Otóż J.R.R. Tolkien prawdopodobnie nie mógł wiedzieć o gdańskim pochodzeniu swoich przodków. Po tym, jak jego matka wbrew rodzicom i teściom nawróciła się na katolicyzm i w takim duchu wychowała swoje dzieci, rodzina całkowicie się od nich odcięła. Poza tym w świadomości Tolkienów dominowało przekonanie, że ich przodkowie przybyli do Londynu z Saksonii.
Postanowiłem to sprawdzić i poszukiwałem podobnie brzmiącego nazwiska w niemieckich archiwach. Okazało się, że pochodzi ono z języka staropruskiego i występowało na terenie Prus Zachodnich. Poszukiwania doprowadziły mnie m.in. na Mazury, gdzie znajdowały się miejscowości Tołkiny i Tolko związane z rodem rycerskim Tolk, którego członkowie przybyli w XIV wieku właśnie z Saksonii. To był jednak początek poszukiwań. Wiedziałem, że muszę odtworzyć linię genealogiczną, która poprowadzi mnie aż do profesora J.R.R. Tolkiena. W Londynie natrafiłem na dokument naturalizacji niejakiego kuśnierza Daniela Gottlieba Tolkiena, syna Krystiana i Eufrozyny z… Gdańska. Po długich poszukiwaniach w ubiegłym roku udało mi się wreszcie ustalić, że wspomniany Daniel był bratem Johna Benjamina urodzonego prawdopodobnie w Gdańsku i mieszkającego we wspomnianym już domu prapradziadka profesora J.R.R. Tolkiena. W ten sposób dopełniła się genealogiczna historia, a ja zyskałem argumenty potwierdzające, że przodkowie wybitnego pisarza byli gdańszczanami.
Na koniec jeszcze jedna ciekawostka. Udało mi się również ustalić, że ojciec Daniela i Johana, Krystian, był w dokumentach określany jako Feuerwerker, czyli… ogniomistrz, o czym profesor J.R.R. Tolkien także nie mógł wiedzieć. A mnie znów natychmiast przypomina mi się fragment Władcy pierścieni, w którym podczas urodzin w Shire odpalone zostały fajerwerki będące dziełem Gandalfa. Kto wie, być może jest to jakiś dowód na istnienie pamięci genetycznej…