Szczyt

 

Światowy szczyt klimatyczny w Katowicach (COP 24 Katowice) będzie – jak się zdaje – głównym wydarzeniem roku 2018 w metropolii śląsko-zagłębiowskiej. Wydarzenie niewątpliwie bardzo ważne, również dla Uniwersytetu Śląskiego. Podam kilka argumentów na uzasadnienie tej tezy.

Po pierwsze, centralny kampus Uniwersytetu znajdzie się w „strefie zero”, czyli strefie praktycznie eksterytorialnej, w której od 3 do 14 grudnia „rządzić” będzie ONZ. Choć wiadomości nie są potwierdzone, to jednak najprawdopodobniej wszyscy pracownicy UŚ będą musieli na wszelki wypadek nosić przez dwa tygodnie paszporty albo inne, równoważne dokumenty stwierdzające tożsamość. Kto nie będzie miał paszportu, nie zostanie dopuszczony do pracy, bo w ogóle go nie wpuszczą na teren kampusu. Na szczęście humanitaryzm uczynił już takie postępy, że nieostrożni nie muszą się obawiać dekapitacji, która to kara spotkała Koziołka Matołka – analfabetę, który zignorował zakaz wchodzenia z brodą do pewnego miasteczka. Tak ostro nie będzie, ale trzeba wziąć pod uwagę, że to jednak grudzień i mimo zauważalnych ostatnio zmian klimatu nie warto czekać na dworze na zmiłowanie urzędników (lub najemników) ONZ.

Po drugie, nie pisałem wyżej o studentach, tych bowiem z definicji nie będzie. Po prostu Uniwersytet będzie zamknięty w dniach szczytu. Innymi słowy, nie dopuści się studentów do kontaktów z gośćmi szczytu. Chyba że będą wolontariuszami wyposażonymi w paszporty – patrz wyżej. Ta otwartość uczelni na potrzeby szczytu spotkała się już z uznaniem polskich władz – ministra środowiska, który miał bardzo przyrodnicze nazwisko, wymieniono na ministra, który nazywa się tak jak rektor UŚ. Ale to na razie wszystko, co zaproponowano uczelni. Za to, po trzecie, zamknięto parkingi w strefie kultury, razem ok. 550 miejsc. Korzystali z nich przyjeżdżający do centrum pracownicy. Poradzono im parkowanie w dalszych rejonach miasta i dojeżdżanie autobusami. Ale jednocześnie szeroko ujawniono, że można korzystać z parkingu przy ul. Chełkowskiego, który kosztuje 8 zł za dobę. To cena konkurencyjna. Niedawno jeden z moich znajomych po bezskutecznym poszukiwaniu miejsca przy ul. Chełkowskiego zaparkował pod Altusem, za co zapłacił 16 zł za 4 godziny! A jeśli komuś się nie śpieszy i gotów jest wyjechać po 20.00, to w ogóle parking przy Chełkowskiego ma za darmo, bo barierki o tej porze są wzniesione w górę i nie ma komu zbierać opłat. To chyba jedyny parking w centrum, przy siedzibie firmy, który nie jest zarezerwowany dla jej pracowników. Władze Uniwersytetu przekazały parking fundacji, która podobno przekazuje uczelni jakąś kwotę miesięcznie. Czy to jednak naprawdę jest opłacalne? Czy nie dałoby się utrzymać parkingu z opłat pracowników? A co będzie za rok, gdy na kampusie pojawią się w znacznej liczbie pracownicy i studenci filologii polskiej? Sprawa parkingu dojrzewa powoli do zwołania kolejnego szczytu, może nie światowego, ale w każdym razie uczelnianego. Tym bardziej, że nauczyciele akademiccy nie zawsze przyjeżdżają skoro świt, a po 10.00 już nie ma szans na znalezienie miejsca na parkingu. Czy ONZ pomoże nam rozwiązać ten problem? Mógłby coś zrobić, choćby z wdzięczności za ogłoszenie przerwy w grudniu br.