Gdybym w tytule użyła wielkiej litery, by mówić o planecie, wówczas dominowałby kolor niebieski dzięki wodom oceanów, które pokrywają 75 procent powierzchni planety. Widziana z kosmosu, Ziemia jest błękitną planetą, ale niejedyną tej barwy w kosmosie. Zaledwie 63 lata świetlne od nas istnieje inna planeta wyglądająca tak, jakby była z niebieskiego marmuru. Swój kolor HD 189733 zawdzięcza deszczowi stopionego szkła. Wygląda pięknie, ale nie byłaby przyjazna dla człowieka: 1000 stopni Celsjusza, wiatr osiągający 7000 kilometrów na godzinę.
Kiedy patrzymy w kosmos, dostrzeżemy gołym okiem Czerwoną Planetę. Rdzawo-czerwony Mars, którego patronem jest rzymski bóg wojny, rodzi ludzkie lęki przed inwazją Marsjan, ale i budzi marzenia o podróżach kosmicznych, które już niedługo mogą się ziścić. Turystyka międzyplanetarna – jak to ekscytująco brzmi... Czy w XXI wieku powtórzy się dziewiętnastowieczna „marsjańska gorączka”? Sąsiad, w którego stronę podąża wiśniowe auto tesla roadster wraz z manekinem o znaczącym imieniu Starman za kierownicą, stał się „swego rodzaju mityczną areną, na której ścierają się nasze ziemskie nadzieje i obawy” (Carl Sagan).
Patrzymy na Srebrny Glob, wiedząc już, że nie spotkamy na Księżycu pierwszych lunonautów: mistrza Twardowskiego ani barona von Münchhausena. Szkoda! Dużo by mogli opowiadać…
Wróćmy jednak do ziemi, pisanej małą literą. Jest czarna? Powiedzenie podpowiada: czarny jak święta ziemia (święta – bo matka, rodzicielka, dająca życie). Ale tylko jeden rodzaj ziemi (gleby) nazywa się czarnoziemem, istnieją też czerwonoziemy, żółtoziemy, bielice, gleby brunatne, cynamonowe. Nie jestem specjalistką od gleby, nie znam jej składu, ale dostrzegam różne odcienie. Oczywiście czarny, ale nie tylko, bo i barwy szare, szarawe, brązowo-szare, stalowo-szare, ciemnobrązowe, brunatne, brunatno-czarne, brązowe, czerwone, czerwono-fioletowe, rdzawe, pomarańczowe, żółte, zielonkawe, niebieskawe, białe i białawe.
Te odcienie ziemi, zmieniające się w zależności od pory dnia, pogody, roślinności o różnych barwach w różnych porach roku, widzę w pełnej krasie i podziwiam pod Bełchatowem w miejscu zwanym największą dziurą w Europie. Jej głębokość wynosi 310 m. Co to oznacza? Można by w niej ukryć warszawski Pałac Kultury i Nauki o wysokości 231 m. Teraz tkwią w niej kolosalne maszyny kopalniane niczym humanoidalne mechy na obrazach Jakuba Różalskiego. To odkrywkowa kopalnia węgla brunatnego, gigantyczna i monumentalna przestrzeń industrialna robiąca wrażenie miejsca z innej planety, idealna sceneria dla filmu SF i postapo. Piękna. Przerażająca.
Piszę o kolorach ziemi w listopadzie, kiedy już minęło kolorystyczne szaleństwo złotej polskiej jesieni, natura wyblakła, spłowiała, straciła blask. Także moda uliczna sięga do palety barw stonowanych, ewokujących spokój, harmonię, delikatność. We wnętrzach lansuje się japońską filozofię życia wabi-sabi wyrażającą szacunek dla tego, co naturalne, prawdziwe, niedoskonałe. Teraz otaczają nas brązy, beże, zgniłe zielenie, zgaszone żółcie i ciemne oranże – odbarwione, neutralne kolory ziemi, barwy organiczne, surowe, wyrafinowane i… trudno nazywalne.