W 1917 roku francuski artysta Marcel Duchamp postanowił wystawić w Nowym Jorku Fontannę będącą w rzeczywistości porcelanowym pisuarem sygnowanym podpisem R. Mutt 1917. Oryginalne „dzieło” z wystawy zaginęło, natomiast w latach 60. XX wieku powstało 17 replik jednej z najbardziej rozpoznawalnych artystycznych ekspresji ubiegłego stulecia. Gdyby zatem ktoś znalazł na strychu lub otrzymał w spadku biały pisuar z takim właśnie podpisem, mógłby się zwrócić do laboratorium Katedry Kryminalistyki UŚ z prośbą o wykonanie ekspertyzy sygnatury na materiale, by dowiedzieć się, czy jest szczęśliwym posiadaczem wartego miliony oryginału bądź repliki, czy mniej szczęśliwym właścicielem zręcznie wykonanej kopii.
Autentyk czy reprodukcja?
– Badanie autentyczności dzieła sztuki wymaga przeprowadzenia analiz kompleksowych. Jeśli chcemy uzyskać rezultat, za który ręczyć swoim autorytetem będzie nauka, osobno musielibyśmy wykonać także badania materiałoznawcze – mówi prof. Tadeusz Widła, kierownik Katedry Kryminalistyki. Jak dodaje, potencjał badawczy zlokalizowanego na WPiA laboratorium jest ograniczony ze względu na profil katedry. Zespół pracujący pod kierunkiem prof. Widły specjalizuje się bowiem w badaniach autentyczności podpisów umieszczonych na wszelkiego rodzaju dokumentach czy dziełach sztuki.
– Moglibyśmy zatem wykonać ekspertyzę sygnatury nie tylko Marcela Duchampa, lecz również jego braci. Nie wszyscy wiedzą, że słynny Marcel miał nie mniej sławnego brata malarza Gastona, podpisującego się nazwiskiem Jacques Villon, oraz Raymonda, kubistycznego rzeźbiarza. W mojej bazie znajdują się zdjęcia autentycznych podpisów wszystkich trzech artystów – mówi prof. Widła.
W rzeczywistości badanie autentyczności sygnatury złożonej na przykładowej Fontannie jest raczej mało prawdopodobne. Nie chodzi jedynie o znikome prawdopodobieństwo posiadania przez kogoś tego dzieła sztuki, lecz o... jego ubezpieczenie.
– Trudno wyobrazić sobie warunki, w jakich można by przeprowadzić podobną ekspertyzę. Dzieło sztuki trzeba ubezpieczyć na czas pobytu w naszym laboratorium. Dopóki nie przeprowadzimy badania, nie wiemy jednak, czy mamy przed sobą oryginalną, wartą miliony pracę, czy falsyfikat – wyjaśnia kierownik katedry.
Problem wartości dzieła sztuki nie wyklucza jednak możliwości przeprowadzenia badania sygnatur malarskich w laboratorium mieszczącym się na Wydziale Prawa i Administracji. Jak przyznaje prof. Widła, jego zespół wykonywał już takie ekspertyzy dla organów wymiaru sprawiedliwości. Największy zbiór poddany badaniu obejmował 20 obrazów.
– Kilka z nich przypisywano Julianowi Fałatowi. Okazało się, że jeden został namalowany przez jego syna Kazimierza, z tym, że ktoś sfałszował sygnaturę. Imię syna zostało zastąpione imieniem bardziej znanego ojca. Badaliśmy także obrazy namalowane rzekomo przez trzech Kossaków: dziadka Juliusza, ojca Wojciecha i syna Jerzego. W tym przypadku okazało się, że wszystkie trzy sygnatury sfałszowała jedna osoba – opowiada prof. Widła.
Naukowcy mogą również wykonać ekspertyzy na zlecenie domów antykwarycznych i muzeów.
– Pewien dom antykwaryczny zwracał się do nas czterokrotnie. Dwa obrazy były nosicielami autentycznych sygnatur – to prace Artura Grottgera oraz Józefa Brandta. Dwa kolejne natomiast, przypisywane Janowi Matejce i Tadeuszowi Makowskiemu, z pewnością nie miały sygnatur namalowanych ich rękami – dodaje kierownik katedry.
Miłośnik sztuki, badając autentyczność podpisu na obrazach, musi jednak powstrzymywać swoje emocje, by nie przyjąć niewłaściwych założeń, co mogłoby się przełożyć na efektywność wykonywanej pracy. Jak przyznaje profesor, badany obraz trzeba traktować jak sfałszowany czek niekiedy obligujący na kwotę niejednokrotnie wyższą od tych, które padają na polskim rynku antykwarycznym. Należy je traktować jak dokumenty o kwestionowanej autentyczności.
Pismo mówi więcej, niż nam się wydaje
Specyfika pracy w laboratorium przy Katedrze Kryminalistyki wymaga od badaczy zwracania większej uwagi na formę pisma niż na jego treść. Innymi słowy, ważniejsze jest to, jak ktoś pisze, od tego, co napisał. Większość wykonywanych ekspertyz dotyczy różnych dokumentów. Zespół prof. Tadeusza Widły bada autentyczność podpisów złożonych na testamentach, aktach notarialnych, listach pożegnalnych, umowach czy czekach. Naukowcy mogą zidentyfikować autora anonimu, wykonują również ekspertyzy z zakresu tzw. psychologii pisma.
– Kreślimy profil osobowości na podstawie charakteru pisma danej osoby. Możemy wykazać, czy ktoś sporządził dokument pod wpływem silnych emocji, na przykład groźby, co ma kluczowe znaczenie przy badaniu testamentów. Analizujemy listy pożegnalne samobójców, sprawdzając, czy zostały spisane na przykład po zażyciu silnego środka trującego. Wykonywaliśmy także ekspertyzy do procesów beatyfikacyjnych – opowiada badacz.
W swojej rozprawie habilitacyjnej zajmował się badaniem relacji między płcią a charakterem pisma.
– Jesteśmy oczywiście hybrydami, jeśli chodzi o płeć psychiczną, która pozostaje w silnym związku z nawykiem pisarskim. Można wskazać kilkadziesiąt cech różnicujących pismo kobiece od męskiego. Podam kilka przykładów. Otóż pismo mężczyzn jest drobniejsze, chociaż kluczowe znaczenie mają w tym przypadku proporcje między majuskułami i minuskułami. Pisemne wypowiedzi kobiet są z kolei bardziej obszerne i słownie rozbudowane. Gdybym dostał anonim, byłbym w stanie z dużym prawdopodobieństwem stwierdzić, czy został napisany przez kobietę czy mężczyznę... – zapewnia naukowiec.
Kluczowy w badaniu charakteru pisma jest nawyk pisarski. Okazuje się, że każdy, kto próbuje sfałszować czyjś podpis, umieszcza w nim także pewne cechy charakterystyczne dla własnego stylu pisania. Jak wyjaśnia prof. Widła, próbując naśladować czyjeś pismo, musimy walczyć z własnym nawykiem, który jest jak nasze linie papilarne. Ślady owej walki są często widoczne już na pierwszy rzut oka w sfałszowanych dokumentach. Uwagę badaczy przykuwają nienaturalne przerwy w pisaniu, momenty zawahania czy drobne elementy świadczące o innej pamięci mięśniowo-ruchowej. Nie bez powodu podpis traktowany jest jak dokument tożsamości. Dzięki temu naukowcy nie tylko stwierdzają nieautentyczność podpisu, lecz również mogą wskazać osobę, która ten podpis podrobiła.
Podczas wieloletniej pracy naukowej prof. Widła zetknął się także z wieloma zaskakującymi przypadkami fałszowania sygnatur na obrazach.
– Jednym z moich ulubionych malarzy jest Tycjan. Mam w swoich zbiorach zarówno zdjęcia sygnatur autentycznych, jak i podrobionej. Zdarzyło się bowiem, że na oryginalnym obrazie jego autorstwa znalazła się... sfałszowana sygnatura. Ktoś miał zatem w swoich zbiorach autentyk, lecz postanowił go dodatkowo podpisać, by nikt nie miał wątpliwości co do autorstwa – opowiada prof. Widła. – Innym absurdalnym przykładem jest podpis na obrazie Jana Brueghela w jednym z belgijskich muzeów w zaskakującej, zanglicyzowanej formie: John Brueghel – dodaje naukowiec.
Sygnatura malarska to także podpis
Sygnatury malarskie są zatem szczególnym rodzajem podpisu. Prof. Widła postanowił w związku z tym przeprowadzić badania naukowe, których celem jest sprawdzenie, na ile klasyczna metodyka ekspertyzy dokumentów może być wykorzystywana do analizy autentyczności sygnatur na obrazach.
Najbardziej efektywna okazała się metoda graficzno-porównawcza. Pierwszym zadaniem wykonywanym w ramach badania autentyczności sygnatury jest opis cech charakteryzujących nawyk pisarski jej autora. Dopiero wtedy można rozpocząć pismoznawczą analizę sygnatury, której autentyczność jest kwestionowana. Sukces badania zależy zatem od tego, jakim materiałem porównawczym dysponują naukowcy. Prof. Tadeusz Widła w ciągu 40 lat pracy zgromadził w swojej bazie zdjęcia ponad 10 tys. sygnatur malarskich, co stanowi świetną podstawę do prowadzenia badań empirycznych.
W ramach projektu naukowiec przeanalizował ponad 3 tys. sygnatur, zwracając uwagę przede wszystkim na ich położenie, odstępy międzyliterowe, proporcje znaków czy nachylenie osi liter. Ważne były także intrygująco brzmiące cechy opisowe podpisu, takie jak wysklepianie czasz i poligramm czy wyoblanie pętlic.
– Przeprowadzone przeze mnie badania empiryczne potwierdziły możliwość stosowania kryminalistycznej ekspertyzy pismoznawczej do badania autentyczności sygnatur – stwierdza prof. Widła. – Trzeba mieć jednak świadomość różnic między podpisem i sygnaturą. Specyficzne jest podłoże, narzędzie (najczęściej pędzel) oraz środek kryjący – dodaje.
W sztuce pojawiają się czasem także nietypowe sygnatury, nieprzypominające klasycznego podpisu. Prof. Widła podaje ciekawe przykłady tzw. sygnatur złudzeniowych, które z założenia miały się nie wyróżniać z treści obrazu.
– Hans Holbein jeden ze swoich obrazów sygnował monogramem, czyniąc z niego element ornamentu, który znalazł się na podstawie kolumny. Albrecht Dürer z kolei uczynił z liter AD elementy dekoracyjne w obszyciach haftowanego skraju sukni przedstawionej na obrazie postaci. Na szczęście znacznie częściej sygnatury pisane są naturalnie lub na wzór druku i pełnią tę funkcję, którą dziś przypisujemy logotypom: są znakiem towarowym artysty – opowiada naukowiec.
Dzięki prowadzonym badaniom metody opracowane przez pismoznawców będą mogły być wykorzystywane w laboratorium do badania autentyczności sygnatur na obrazach. Zespół prof. Widły może wykonać taką ekspertyzę nie tylko dla organów wymiaru sprawiedliwości, lecz również dla muzeów, domów aukcyjnych czy prywatnych kolekcjonerów dokonujących zakupu dzieł sztuki. Chociaż jest to badanie czasochłonne i kosztowne, pozwala w sposób miarodajny ustalić autorstwo kwestionowanej sygnatury. Kto wie, może któregoś dnia w drzwiach laboratorium pojawi się także ktoś z zaginioną Fontanną Duchampa...