Dr hab. prof. UŚ Krystian Markiewicz postanowił zostać sędzią, gdy miał czternaście lat. W rozmowie przyznaje, że choć wtedy nie miał jeszcze świadomości, jak trudną drogę wybrał, dziś nie żałuje swojej decyzji. Z optymizmem opowiada, dlaczego sędziowie chcą być jak straż pożarna, co w pracy sędziego jest przysłowiową wisienką na torcie i czego nie wiedzą polscy uczniowie, nauczyciele oraz rodzice.
Bardzo dobrze wspominam studia na Uniwersytecie Śląskim. Jednym z moich mistrzów jest profesor Kazimierz Marszał, który powiedział kiedyś, że najlepszy uniwersytet to biblioteka. Bardzo często wracam do tej myśli. Gdy studiowałem prawo, profesor namawiał mnie, bym przeniósł się na studia dzienne. Ja jednak uparcie trwałem przy trybie zaocznym i trudnej próbie łączenia pracy z nauką.
Widziałem wiele razy w oczach moich kolegów i koleżanek pewien rodzaj braku pewności siebie, jakby czuli się gorsi od studentów studiów dziennych. Dziś są świetnymi prawnikami, często pełnią ważne funkcje w strukturach prawniczych na Śląsku i poza jego granicami. Zresztą myślę, że poprzez łączenie pracy z nauką zyskali znacznie wcześniej cenne doświadczenia, zrozumieli, czym jest dorosłość i odpowiedzialność za swoje postępowanie.
Brakowało nam jednak praktyki w ramach studiów. Tej zawsze było i nadal jest za mało. Mówię to zarówno jako pracownik naukowy, jak i sędzia praktyk. Jest ważna m.in. dlatego, że rozwiewa pewne wyobrażenia na temat pracy wykonywanej w naszym zawodzie. Nie każdy student ma w rodzinie adwokata. Często opiera się na książkowo- -telewizyjnych obrazach, a one mają niewiele wspólnego z szarą rzeczywistością. Noszenie białej koszuli, krawata oraz togi, wejście na salę i uczestnictwo w sędziowskich rytuałach to wisienka na torcie. Reszta jest ciężką i czasem męczącą pracą.
O tym, że zostanę sędzią, wiedziałem już jako czternastolatek. Kiedy wybierałem kierunek studiów, ktoś zapytał mnie, czy na pewno wiem, co robię. Dziś znam odpowiedź na to pytanie: nie, wtedy nie wiedziałem (śmiech). Do moich wyobrażeń musiałbym bowiem dodać średnio kilkanaście milionów spraw spływających rocznie do polskich sądów, z czego około tysiąc w sposób ciągły będzie mi towarzyszyło jako sędziemu sądu rejonowego. Wtedy próbuję sobie przypomnieć własne wyobrażenia z czasów, kiedy podejmowałem życiowe decyzje. One oddają istotę wymiaru sprawiedliwości. Miałem wizję kogoś, kto nie tylko rozstrzyga ważne sprawy, ale także widzi więcej i chce dzielić się tą wiedzą. Teraz orzekam w Katowicach, w drugim co do wielkości sądzie okręgowym w Polsce.
Jako sędzia nie jestem zadowolony z oceny naszej pracy przez polskie społeczeństwo. Z jednej strony, jak już wspomniałem, rocznie wpływa do sądów kilkanaście milionów spraw. Wiele konfliktów można rozwiązać, korzystając z pomocy notariusza, mediacji czy arbitrażu, a jednak klienci decydują się na rozprawę w sądzie. To świadczy o wysokim zaufaniu do naszego zawodu. Z drugiej natomiast – w badaniach zaufania urzędom i instytucjom publicznym w Polsce zajęliśmy dużo dalszą pozycję niż straż pożarna (ciesząca się największym zaufaniem), policja czy uniwersytety. Dodam tylko, że w kontekście trójpodziału władz sądy znalazły się wyżej w rankingu niż Sejm, Senat czy władza wykonawcza, dlatego dziwią mnie komentarze polityków, którzy w rozmowach zarzucają nam brak społecznego zaufania. Im także go brakuje i to w dużo większym stopniu. My wiemy, że w polskim sądownictwie jest jeszcze wiele kwestii, które trzeba przemyśleć i poprawić, i nie pozostajemy bierni.
Jedną z organizacji tworzących przestrzeń do rozmowy o koniecznych zmianach jest Stowarzyszenie Sędziów Polskich „Iustitia” zrzeszające obecnie ponad 3500 członków. Od kilku lat prowadzimy akcję edukacyjną wśród młodzieży. Wydaliśmy apteczkę prawną „Lex bez łez” – poradnik wypełniony praktycznymi przykładami, z których młodzi ludzie dowiedzą się między innymi, jak zgodnie z prawem pobierać muzykę z internetu czy jak bezpiecznie zamieszczać zdjęcia na portalach społecznościowych. Dziwi mnie, że jest to pierwsza tego typu publikacja na rynku polskim. Odnoszę wrażenie, że Polacy nie znają swoich praw. Współpracujemy ze szkołami, w których często okazuje się, że ani uczniowie, ani nawet nauczyciele nie wiedzą, czy rodzice mają prawo wglądu do dziennika szkolnego, by zobaczyć oceny swojego dziecka, które ukończyło 13 lat. W moim odczuciu brakuje w szkole przekazywania podstawowej praktycznej wiedzy.
Jako stowarzyszenie dbamy również o niezawisłość sędziów i rozwój samorządu sędziowskiego. Mamy kilkadziesiąt oddziałów i coroczny zjazd delegatów, podczas którego rozmawiamy o aktualnej sytuacji i kolejnych zadaniach. Zapewne trudno sobie wyobrazić 150 dyskutujących sędziów próbujących dzielić się swoimi doświadczeniami (śmiech). Zapewniam jednak, że kompromis jest możliwy i są kwestie, w których mówimy jednym głosem. Porozumienie daje ogromną satysfakcję i siłę do dalszej ciężkiej pracy. Sporo wyzwań jeszcze przed nami, ale mam nadzieję, że kiedyś dogonimy w rankingu zaufania publicznego jeśli nie straż pożarną, to może chociaż uniwersytety.