Czerwiec zaczyna sie od podnioslej uroczystosci wreczenia dyplomu doktora honoris causa naszej uczelni Stanislawowi Baranczakowi. W ciagu ostatnich szesciu lat to juz ktoras z rzedu taka ceremonia, dzieki czemu do naszej spolecznosci akademickiej przyjelismy m. in. Josifa Brodskiego, Hansa Genschera i Richarda Pipesa. Jak widac, wielcy tego swiata nie maja nic przeciwko przyjmowaniu godnosci na Uniwersytecie Slaskim. Niestety, nie wiadomo ile jeszcze promocji trzeba, zeby wyblakly stereotyp na temat Slaska i Zaglebia, a naszej uczelni w szczegolnosci. Profesor Drawicz, jakkolwiek zdumiony zjazdem poetow podczas uroczystosci ku czci Brodskiego, wyznal w telewizji, ze nasz region i tak kojarzy mu sie z kopalniami i hutami. Na Uniwersytecie wciaz wiesza sie etykietke z napisem "czerwony", ignorujac nie tylko "antysocjalistyczne" pochodzenie wyzej wymienionych doktorow, ale zapominajac, ze wlasnie tutaj internowano w stanie wojennym najwieksza liczbe studentow i pracownikow, nie wylaczajac owczesnego rektora, prof. Chelkowskiego. Nie wiemy jak dlugo przyjdzie nam zyc z tym garbem; chociaz pozornie nie ma to bezposredniego zwiazku, mysle, ze oprocz wspanialych ceremonii wiele dobrego zrobilyby bardziej stanowcze dzialania wladz rektorskich na rzecz uzyskania przez uczelnie statusu pierwszej kategorii. Bez tego nie tylko nadal bedziemy sie czuc jak parias wsrod innych polskich uniwersytetow (wobec ktorych nie mamy przeciez kompleksow), ale w dodatku co jakis czas bedziemy straszeni pogloskami o likwidacji (i to przez nas samych rozpowszechnianymi), moze nawet wczesniejszej niz likwidacja kopaln i hut. Jak wiadomo, kazda reforma w naszym kraju najwieksze sukcesy odnosi na polu oszczednosci w oswiacie i nauce, wyprowadzajac tym samym nauke w pole (bo do lasu wstep i tak pewnie bedzie wzbroniony z powodu suszy).
Ale dosc juz tych czarnych mysli. Pan wiceminister Kolodko obiecal jedna, moze nawet dwie podwyzki w sferze budzetowej. Jest sie z czego cieszyc, zawsze milej, niz gdyby od razu powiedzial, ze nic nie da. Co prawda swiadomosc polityki wladz uczelni w zwiazku z poprzednim darem Kolodki nie pozwala przewidziec, ile z tych rzadowych pieniedzy pojawi sie na paskach wyplat, ale nizej podpisany zywi glebokie zaufanie do tychze wladz, ze w zwiazku z podwyzka nie zmniejsza plac dotychczasowych. Liczac na wieksze pieniadze niektorzy optymisci rozwazaja nawet mozliwosc przedluzenia pobytu na wakacjach z pieciu do szesciu dni. Coz wobec tej perspektywy znaczy wytezone siedzenie w salach egzaminacyjnych! Niestety, posiedziec trzeba, co gorsza, jeszcze i wysluchac. Zdaje sie, ze Oskar Wilde powiedzial, iz powtorne malzenstwo rozwodnika jest triumfem optymizmu nad doswiadczeniem. Podobna diagnoze mozna by postawic w odniesieniu do wciaz nowych rzesz mlodziezy, ktora z sobie tylko znanych powodow upiera sie przy wkuwaniu, frustracji, stresach i narazaniu na gruboskornosc egzaminatora, nie podzielajacego opinii barona de Coubertin, ze "nie zwyciestwo sie liczy, lecz udzial". W dawnych czasach, kiedy studia byly jeszcze bezplatne, wsrod doswiadczonych zakow, ktorzy niejednego dziekana przetrzymali, krazylo powiedzenie, ze "studia to nie wyscigi", wiec rozlozenie wysilku ich zaliczenia na lat dziesiec nie powinno nikogo dziwic. Dzisiaj trzeba sie jednak bardziej spieszyc. Do czego? W odpowiedzi na to pytanie kryje sie wlasnie pogarda dla doswiadczenia podpowiadajacego, iz dyplom nie jest tym papierem wartosciowym, ktory swiat pozaakademicki ceni najwyzej. Moze jednak szkielko i oko nie mowia wszystkiego i mlodziez ma jakies powody, zeby studiowac. W maju byl na Uniwersytecie prof. Balcerowicz - on tez utrzymywal, ze wyksztalcenie jest coraz bardziej doceniane. Wprawdzie motywowal to miedzy innymi obserwacja, iz coraz wiecej mlodziezy studiuje, co nasuwa skojarzenie ze starym dowcipem, w ktorym nie do konca bylo wiadomo, czy Indianie zbieraja chrust, bo idzie ciezka zima, czy tez na odwrot, zima bedzie ciezka, bo Indianie chrust zbieraja. Na razie idzie cieple lato, a studia moze faktycznie zaczna sie do czegos przydawac. Wiara czyni cuda - kto w latach siedemdziesiatych mogl przypuszczac, ze poeta Baranczak bedzie fetowany na Uniwersytecie Slaskim?