Czesto slyszy sie narzekania, ze Uniwersytetowi wszystkiego brakuje, ze wciaz wszystkiego jest za malo. Na uczelni uzywa sie mikroskopow, przez ktore latwiej widac to, co male, niz to, co duze. Sprobujmy dla odmiany spojrzec golym okiem i poszukac oznak wielkosci, a nawet nadmiaru.
Przede wszystkim sam Uniwersytet, odziedziczony po epoce minionej, jest za duzy. Dziesiec wydzialow to za duzo, zeby aspirowac do pierwszej kategorii. Proby sklonienia Wydzialu RTV, zeby zechcial wejsc w sklad innej jednostki, od lat spelzaja na niczym. W koncu odpowiednia ilosc kierunkow uzyska prawa habilitacyjne, ale czy nie stracilismy czasu? Oczywiscie, mozna replikowac, ze US jest karany druga kategoria za to, ze oferuje wiele mozliwosci studiowania, w przeciwienstwie do niektorych innych szkol tego typu, ktore uniwersytecka powszechnosc ograniczaja do kilku dyscyplin. Takie jest jednak prawo i wielkosc oznacza w efekcie slabosc.
Uniwersytet jest tez wielki terytorialnie - kilka miast, dwa wojewodztwa, trzy diecezje /to akurat nie ma wielkiego znaczenia, ale to taki chwyt felietonowy/. Na dodatek Wydzial Filologiczny po udanym szturmie na gmach bylego KW rozkraczyl sie teraz, stojac jedna noga w Katowicach, a druga w Sosnowcu. Gmach w centrum wojewodztwa niewatpliwie dodaje splendoru. Byl to typowy biurowiec, ktory kosztem kilku miliardow dostosowano do celow dydaktycznych. Zeby bylo zabawniej, czesc administracyjna Uniwersytetu, czyli Rektorat, miesci sie w budynku wzniesionym jako szkola. Gdybyz przynajmniej szturmujacy w 1989 roku lud chcial zdobyc dla nas dawna szkole partyjna. Niestety, byla ona polozona zbyt daleko od centrum i zdobywanie nie byloby tak widowiskowe. Filologia zrobila krok w kierunku Katowic - o jeden krok za malo, czy o jeden za duzo?
Cieszymy sie tez ze wzrastajacej liczby studentow. Ale czy otrzymaja oni tutaj to, po co przyszli? Tysiace studentow zaocznego prawa to ilosc, ktora przechodzi w nowa, niekoniecznie lepsza jakosc. Co prawda takie piec minut w dziejach WPiA moze sie juz nie powtorzyc i okazje trzeba chwytac w lot, czy jednak ci mlodzi ludzie przepelniajacy campus nad Rawa nie poniosa w swiat opinii o uczelni, ktora ich rozczarowala? Juz teraz "slyszy sie na miescie" wiele niepochlebnych uwag na temat masowej produkcji, a niektorzy ostro komentuja wypowiedzi /prawdziwe lub nie, ale funkcjonujace w spolecznej swiadomosci/ o tym, ze od poczatku zaklada sie, iz z kilkutysiecznej rzeszy tylko niewielu dojdzie do stadium dyplomowego. W domysle - zadaniem reszty jest zostawienie pieniedzy w kasie. Rowniez zmniejszenie limitu przyjec na studia dzienne nie zmniejsza podejrzen o wplyw pieniadza na dzialalnosc wspomnianego Wydzialu.
Pieniadze, a raczej ciagle problemy z niezaleznoscia finansowa wydzialow "zarabiajacych" od reszty Uniwersytetu, ukazuja tez kolejny wymiar "wielkosci" uczelni. Tym wymiarem jest odleglosc duchowa poszczegolnych wydzialow, instytutow czy katedr, a takze czlonkow tzw. "wspolnoty akademickiej" od siebie. Czy my tu tworzymy jakakolwiek wspolnote? Czyz po "odbyciu" zajec nie rozchodzimy sie natychmiast - studenci do swoich domow, nauczyciele akademiccy do prac w innych instytucjach? Czy istnieje jakis "klub profesorski", w ktorym rozmawialoby sie bez nacisku realizowania porzadku dziennego roznych zebran, rad i innych kolegiow? Moze te odleglosci sprawiaja, ze w sumie calosci nie widac. "Duzy" i "maly" sa wrogami "w sam raz".