UNIWERSYTUTKI

Jest pozne popoludnie, moze to juz wczesny wieczor? Zima tak latwo przeciez zacieraja sie granice miedzy dniem i noca. Z budynkow uniwersyteckich polozonych w samym centrum Katowic, w rejonie ulic Bankowej, Szkolnej i Uniwersyteckiej, wychodza po zajeciach ostatnie grupy studentow. Jeszcze tylko z pobliskiego Torkatu - sztucznego lodowiska - dobiegaja odglosy amatorow lyzew, ale i tam niedlugo zalegnie gleboka cisza. Jednak bardzo bedzie sie mylil ktos, kto spodziewa sie, ze w tej czesci miasta pozbawionej praktycznie zwyklych budynkow mieszkalnych, nie spotyka sie juz do rana zywego ducha. Spotyka na pewno - nie tylko dusze, ale przede wszystkim ciala, w dodatku na sprzedaz. Chca, by mowic do nich i o nich: dziewczyny, dziewczynki. Mocniejsze okreslenia traktuja jako obrazliwe, ale licza sie z nimi, wkalkulowaly w swoja profesje takze i to. Na ulice poszly dla pieniedzy. Takich, ktore lubia to robic "dla sportu" tutaj sie nie spotyka. Jedne utrzymuja w ten sposob dom i rodziny. Na przyklad Bozenka: trzy lata temu stracila prace, wychowuje trojke dzieci i wnuka. Mowi, ze czuje wstret do siebie za to, co robi. Brzydzi sie tym. Chwile pozniej przyznaje, ze jest to bardzo oplacalna praca. "Badzmy szczerzy - nie jest ona opodatkowana i te pieniadze, ktore zarobie ida do mojej kieszeni" - konczy swa wypowiedz.

Inne dziewczyny po prostu polubily latwe pieniadze, modne ciuchy, alkohol. "Skads trzeba na to wziac. Zarobki rodzicow to smieszne grosze. Tyle mozna zarobic w jeden wieczor. Oni i tak nie interesuja sie tym, skad mam pieniadze na kosmetyki i ubrania. Sa nawet zadowoleni, ze nie biore od nich". Na pytanie jakie sa jej i kolezanek ceny, odpowiada speszona: "Stosunek 500, "francuz" 300 tys. zlotych".

Do domu klienta nie jezdza. Boja sie, bo zbyt czesto zdarzaly sie pobicia lub zbiorowe gwalty. Hotel - moze byc, ale tylko ten, ktory dobrze znaja i czuja sie w nim bezpieczne. Najlepszy jest jednak samochod - marka nie ma znaczenia, ale na Bankowej raczej nie zatrzymuja sie wieczorami "maluchy". Ich wlascicieli nie stac na takie rozrywki. Zdarzaja sie podobno zwykli robotnicy, ale tacy moga pozwolic sobie co najwyzej na jedna wizyte w miesiacu. Prawdziwymi ogierami sa nowobogaccy biznesmeni w Mercedesach. Ci potrafia przyjechac nawet cztery razy w tygodniu. Ale nawet stali klienci nie moga liczyc na rabat albo kredyt.

Zadni mocniejszych wrazen moga wybrac Rosjanke. Co prawda niczego szczegolnego nie oferuje, ceny podobne, jednak najmniejsza proba zmiany umowy ze strony klienta skonczy sie awantura z barczysta i na ogol uzbrojona obstawa. Z nimi nie ma zartow. Polskie dziewczyny rowniez czuja respekt. Trafiaja sie wsrod nich bezrobotni teraz weterani wojny afganskiej.

Polskie i rosyjskie dziewczyny nie wchodza sobie w droge. Maja scisle wydzielone rewiry, ktore znaja tylko one i stali bywalcy. Miejsca jest zreszta mnostwo. Liczne parkingi, zaulki i zakamarki uniwersyteckiego kompleksu sprzyjaja intymnemu sfinalizowaniu transakcji. Mozna zamowic tez wodke - kilku taksowkarzy stale wspolpracuje z dziewczynami. W ich samochodach moga sie schronic przed niechcianym klientem, rozprostowac zmeczone nogi, wypic maly kieliszek na rozgrzewke. Pijane nie beda, za duzo moglyby stracic.

Gdy brak klientow rozmawiaja ze soba o domach, klopotach, chorych dzieciach i mezach, kolezankach. Ot, codzienne tematy dnia powszedniego...

Prostytucja nie jest w Polsce karana, nie jest tez zalegalizowana. W swietle naszego prawodawstwa nie ma problemu. Katowicka policja nie prowadzi zadnych kartotek, rejestrow czy statystyk. Szacuje sie, ze w miescie oferuje swe uslugi okolo 400 dziewczyn, w tym 100 Rosjanek. Najmlodsza ma 13 lat, najstarsza "czynna zawodowo" ma lat 65. Trudno ocenic obroty w tej szarej sferze gospodarki. W kazdym razie jest ruch w interesie i odwrotnie. Dziewczyny przyznaja, ze w dobre dni maja po 3-4 klientow - jest to najczesciej srodek tygodnia. Pora roku nie ma znaczenia, chociaz zimowe, mrozne wieczory nie naleza do przyjemnych. Najgorsze sa jednak dla dziewczyn ordynarne docinki a nawet fizyczna agresja zwyklych przechodniow. Tego nie potrafia zrozumiec.

Dlaczego pisze o tych sprawach na lamach "Gazety Uniwersyteckiej"? Byc moze dla wielu ten tekst powinien znalezc sie w jakims brukowcu. Wydaje sie jednak, ze nasza spolecznosc akademicka tez w jakims stopniu problem prostytucji dotyczy. I to nie tylko z tego powodu, ze prawdopodobnie kilka studentek wykonuje ten zawod.

Przede wszystkim prostytucja jest problemem spolecznym, ktory niedawno dopiero przestal byc, obok narkomanii, tematem tabu. Socjolodzy oraz naukowcy i studenci pokrewnych nauk spolecznych maja za oknami swych pracowni rozlegly teren do badan. Podobno juz 40% polskiego spoleczenstwa zyje na granicy ubostwa. Czy doczekamy czasu, jak w latach Wielkiego Kryzysu w Niemczech gdy mozna bylo miec kobiete za odrobine jedzenia?

Na ulicy znajda dla siebie tematy prawnicy, filozofowie, etycy, ktorzy zajmuja sie moralnoscia statecznych mezow i ojcow wyskakujacych wieczorami "w bok". Matematycy i ekonomisci moga wyliczyc ile do budzetu wplyneloby miliardow, gdyby ta dzialalnosc byla zalegalizowana i opodatkowana. Psycholodzy mogliby wykazac, czy legalna prostytucja wplywa na zmniejszenie liczby gwaltow i innych przestepstw na tle seksualnym. Lista mozliwych tematow jest dluga. Nie jestem w stanie wyobrazic sobie nawet jak bardzo. Jedno jest dla mnie pewne i oczywiste. W tej dziedzinie zawsze obowiazywala zelazna zasada ekonomiczna rynku - popyt okresla podaz.

Kilka lat temu prostytutki mozna bylo spotkac jedynie w dobrych hotelach i na slynnej juz ulicy Mariackiej. Obecnie przybyl rejon opisany wyzej /ktory bez zadnej naszej zaslugi "rozslawia" nasz uniwersytet/ oraz dziesiatki zakamuflowanych jako salony masazu i night-kluby, domow publicznych. Trzeba bardzo chciec, by wychodzac wieczorem po zajeciach lub z czytelni nie zauwazyc panienki.

Autorzy: Maciej Rzońca