OSOBNO CZY RAZEM?

Zyjemy w czasach zmian i przeobrazen. Zachodza one wszedzie i dotycza wszystkich niemal sfer zycia spolecznego. Takze szkolnictwo wyzsze od ponad trzech lat jest w stanie reformy. Kolejnej juz w naszym kraju, lecz tym razem bardziej radykalnej niz kiedykolwiek.

Swiatlo zielone i czerwone, czyli wolno ale nie mozna

Ustawowe nadanie wiekszej autonomii instytucjom szkolnictwa wyzszego w Polsce w roku 1990 mialo przede wszystkim charakter polityczny, stworzylo jedynie mozliwosci zmian, nie zapewniajac odpowiednich warunkow finansowych. Reforma szkolnictwa wyzszego w Polsce zbiegla sie z glebokim kryzysem gospodarczym i instytucje rzadowe /Ministerstwo Edukacji Narodowej/ zwrocily uwage na sposob wydatkowania srodkow publicznych.

Nowa ustawa dokonala takze istotnych zmian w zakresie podzialu wladzy przekazujac ja na najnizszy szczebel uczelnianej struktury, a mianowicie na szczebel wydzialu, wyzwalajac jednoczesnie uczelnie z nazbyt ciasnego gorsetu ministerialnej kurateli. Dzieki ograniczeniu kompetencji jednoosobowych organow kierowniczych na rzecz cial zbiorowych ustawa dala szkolom wyzszym szeroka autonomie wobec agend panstwowych. Ten luksus demokracji uwazany jest przez wielu obserwatorow /por. S. Amsterdamski, 1993/ za czesciowa przyczyne zahamowan samej reformy, ktorej ostatecznym celem jest wszak wzbogacenie oferty ksztalcenia na poziomie wyzszym oraz dynamizacja postepu badan naukowych.

Mowiac krotko - przed szkolami wyzszymi zapalono jednoczsnie swiatlo zielone i czerwone; przekazano dwa komunikaty: w sposob jawny - komunikat o szerokiej autonomii uczelni i wydzialow zas w bardziej zawoalowany sposob - dyrektywe "robta co chceta", by uzyc popularnego wsrod mlodziezy zawolania, jesli chodzi o zdobywanie srodkow finansowych.

Bardzo szybko stalo sie jasne, ze najprostszym sposobem uzupelnienia luki w budzecie bedzie pobieranie oplat za studia. Urynkowienie uslug edukacyjnych stalo sie wiec faktem. Tak wiec, nie ustawa lecz "niewidzialna reka rynku" doprowadzila do zroznicowania wydzialow pod wieloma wzgledami: sposobu rekrutacji, otwierania szeroko drzwi dla kazdego, kogo stac na oplate, lub kto przycisniety do muru grozba utraty pracy - musi kontynuowac studia /nauczyciele/.

Wydzialy zaczely sie roznic nie tylko stopniem zamoznosci, ale stopniem rozbudowania kierunkow na studiach zaocznych. Jest to fakt o zasadniczym znaczeniu dla przyszlosci uniwersytetu, w ktorym do niedawna dominowaly studia stacjonarne.

Tytulowe pytanie sugeruje rozne odpowiedzi zwiazane z ujawniajaca sie tendencja do wiekszego niz przewidywala ustawa separowania sie wydzialow tak od wladz centralnych jak i rodzimego centrum uczelnianego. Konsekwencje tego moga byc zarowno pozytywne jak i negatywne. Bezposrednio widac skutki pozytywne: wzrost liczby studiujacych wydaje sie byc bezdyskusyjnym dobrem. Jednak na dluzsza mete korzysci sa mniej pewne, a nawet zdaje sie moga powstac szkody nieodwracalne, jak chocby nieuniknione przy tak licznych naborach obnizenie poziomu ksztalcenia.

"Osobno czy razem" - to innymi slowy pytanie o granice autonomii wydzialow z jednej strony, z drugiej zas o sens uczestnictwa w ksztaltowaniu oblicza uczelni jako pewnej unikalnej calosci. Naleze bowiem do tych, ktorzy wciaz uwazaja, ze uniwersytet to cos wiecej niz federacja wydzialow.

Jaka autonomia?

Autonomia zadekretowana przez ustawe oraz ograniczenie dotacji na dydaktyke i badania spowodowalo, ze wydzialy o mniejszej sile przebicia znalazly sie w sytuacji zalosnych petentow, oczekujacych na skromne fundusze z budzetu, podczas gdy inne wydzialy zapewnily sobie doplyw srodkow pochodzacych z oplat za studia. A wiec mamy dwie autonomie: "siermiezna" i "zasobna finansowo".

Zapytajmy, jakie znaczenie dla funkcjonowania wydzialu ma sytuacja "zasobnosci finansowej? ". Czy niezaleznosc finansowa sprzyja na przyklad zmianom merytorycznym w dydaktyce, stymuluje tworzenie nowych programow, wymusza zmiany siatek i planow studiow, zacheca do kontaktow miedzy studentami i nauczycielami akademickimi, inspiruje do podejmowania ciekawszych tematow badan naukowych, pobudza do doskonalenia sie kadry naukowej? Czy, wreszcie, sprzyja zmianom o charakterze strukturalnym jak powolywanie nowych katedr, zakladow, pracowni? Uwaza sie, ze dopiero tego rodzaju zmiany swiadcza o rzeczywistej, instytucjonalnej reformie szkoly wyzszej.

Fundusze pochodzace z oplat za studia z pewnoscia pozwalaja na dokonanie napraw istniejacego sprzetu, wynajem sal i pomieszczen, a byc moze zakup bardziej "prestizowych" mebli i wyposazenia wnetrz, nie mowiac o marzeniach inwestycyjnych, jakie pojawily sie na niektorych wydzialach. Ale to wlasnie czysto zewnetrzne oznaki prestizu najbardziej kluja w oczy przedstawicieli innych wydzialow. Slyszy sie czesto pelne goryczy i nieufnosci pytania, skad oni maja takie pieniadze i czy musza sie tak obnosic ostentacyjnie z bogactwem?

Z pewnoscia nie musza, ale faktem jest, ze gromadzenie funduszy pochodzacych z oplat za studia w wiekszym niz kiedykolwiek stopniu zapewnia "urzadzanie sie" wydzialow wedle wlasnych zyczen i pomyslow.

Zdaje sie, ze zmiany zachodzace obecnie maja charakter paradoksalny: wydzialy otwierajac sie na edukacyjne potrzeby otoczenia zamykaja sie na potrzeby uczelni. Zagraza nam podzial na "my" - na wydziale i - "oni", z centrali uniwersyteckiej. Byc moze jest to obawa na wyrost, z radoscia pozwole wyprowadzic sie z bledu. Zgodzic sie z zasada, ze prawdziwa autonomia wydzialu jest rownoznaczna z dewiza "kazdy sobie rzepke skrobie" - to przyzwolic na dezintegracje uczelni, oslabic motywacje do dzialan wspolnych, ograniczyc wymiane idei i kooperacje miedzy wydzialami. Obserwacje wydzialow, ktore wskutek obiektywnych okolicznosci zostaly odizolowane tak w sensie merytorycznym jak i terytorialnie - wskazuje, ze pod wieloma wzgledami funkcjonuja gorzej, przypominajac "zascianek", nie majac okazji do konfrontacji i zdrowych konfliktow z innymi.

Dzielic sie, czy laczyc?

Obok relacji "wydzial-uczelnia" istnieje relacja spolecznosci reprezentujacej dany kierunek studiow wobec spolecznosci innego kierunku. Tendencje odsrodkowe na duzych wydzialach sa zrozumiale wobec malej ich operatywnosci. Zbyt liczne rady wydzialow nie sa w stanie szybko i sprawnie podejmowac decyzji, a niekiedy nawet zebrac sie w sprawach wymagajacych quorum. Istnieje powiedzenie, "quorum z lapanki", a dziekani swiadomi niemoznosci zebrania wszystkich, nerwowo poszukuja brakujacych czlonkow rady, aby nie odwolywac kolokwium habilitacyjnego. Trudnosci z quorum maja takze male wydzialy, starajac sie przyciagnac do swego grona samodzielnych pracownikow naukowych z innych uczelni.

Co dalej?

Mozna sadzic, ze nastapi dalszy podzial na wydzialy silne i slabe. Silne - to znaczy zasobne w dodatkowe fundusze pochodzace zarowno z grantow jak i z oplat za studia, majace liczna i liczaca sie kadre naukowa, dobre kontakty z uczelniami w kraju i za granice, tworzace bogata i zroznicowana oferte edukacyjna. Znajda one nie tylko chetnych studentow, lecz takze moznych protektorow, mecenasow i fundatorow w lokalnym srodowisku. Nastapi upragniony przez autorow reformy proces wymiany "statusow": uczelnia bedzie liczyla sie z otoczeniem, otoczenie - z uczelnia.

Wylonia sie tez slabe wydzialy - bez grantow, w wiecznym oczekiwaniu na kolejna rate z dotacji ministerialnej, bez mozliwosci konkurowania na rynku ofert, ograniczajace z koniecznosci i braku srodkow kontakty z innymi placowkami w kraju i za granica, nie drukujace prac i ograniczajace pomoc stypendialna dla mlodych pracownikow nauki.

Mozna przewidywac, ze ujawni sie tendencja do tworzenia "struktur poziomych" w skali kraju /np. spotkania dziekanow danego kierunku, opracowujacych wspolnie strategie nacisku na wladze o zwiekszenie jeszcze autonomii, nowelizacje ustawy itp. /. Nie jest wykluczone, ze poglebia sie konflikty pracownicze na tle placowym. Juz teraz slychac glosy o arbitralnym sposobie ustalania stawek za godzine na studiach zaocznych, o niesprawiedliwych procedurach przyznawania zajec. Rozlegaja sie glosy o koniecznej interpelacji u rzecznika praw obywatelskich.

Co nas, mimo wszystko, laczy?

Na szczescie - bardzo wiele. W statucie uczelni przewidziano wiele zapisow gwarantujacych integralnosc uczelni i mozliwosci wspoldzialania w szerokim zakresie. Sa to przede wszystkim zapisy o dzialaniu komisji senackich. Uchwaly komisji z reguly sa akceptowane tak przez senat jak i przez rady wydzialow. Statut uczelni wymusza takze kolegialnosc w rozstrzyganiu wielu kwestii istotnych dla calej spolecznosci akademickiej. Wazna role spoiwa odgrywaja miedzywydzialowe struktury uczelniane, jak np. studia /pedagogiczne, z zakresu ochrony srodowiska itp., podyplomowe i kierunkowe, czy tez szkolenia w postaci kursow. Wazne znaczenie mialy przedmioty humanistyczne w planach studiow wydzialow niehumanistycznych. Usuwanie ich przez poszczegolne rady wydzialow jest raczej sygnalem niepokojacym i moze warto byloby przywrocic na przyklad psychologie lub pedagogike na niektorych kierunkach. Warto byloby takze zwiekszyc liczbe wykladow fakultatywnych, otwartych dla wszystkich studentow.

Mozliwosc wspolpracy i wspoldzialania ujawnia sie takze w trakcie organizowania konferencji naukowych. Jest to doskonala okazja do poznawania odmiennych pogladow i czerpania satysfakcji ze wspolnych debat.

Laczy nas rytm roku akademickiego, semestry i sesje egzaminacyjne, uroczyste inauguracje, posiedzenia senatow, otwarcia nowych placowek miedzyuczelnianych, wystaw i uroczystosci nadawania honorowych doktoratow. Nie grozi nam wiec rozpad.

Sumujac, mozna powiedziec, ze autonomia uczelni zasadza sie w duzej mierze na autonomii wydzialow. Jest ona potrzebna zarowno dla zapewnienia normalnego funkcjonowania uniwersytetu jak i dla ulatwienia reform i wprowadzania innowacji dydaktycznych. Patrzac na wyrazne apetyty niektorych wydzialow na swego rodzaju "nadwyzki" samodzielnosci warto zauwazyc, ze wszelkie innowacje powstaja w sytuacjach dwojakiego rodzaju: z biedy i z bogactwa. Nasza reforma dokonuje sie w warunkach biedy i pogon za srodkami finansowymi jest jednym z jej motorow. Oslabienie wiezi z agendami panstwowymi zbieglo sie ze zwinieciem ochronnego parasola finansowego przez te agendy. "Szkoly wyzsze - place nizsze" - moznaby w skrocie opisac sytuacje na starcie reformy. Niemale znaczenie mial i ma staly proces pauperyzacji, wrecz degrengolada placowa nauczycieli akademickich. Wzrosly rownoczesnie aspiracje edukacyjne spoleczenstwa i wzmogla sie presja nauczycieli na umozliwienie im "droznosci" ksztalcenia. Tak wiec "niewidzialna reka rynku" okazala sie argumentem rozstrzygajacym o najwiekszej innowacji szkolnictwa wyzszego po wojnie. Powstaje jednak pytanie, czy zywiol ekonomicznosci i twarde reguly rynku to jedyny ozdrowienczy mechanizm naprawy systemu edukacji na poziomie wyzszym? Czy plynac po wzburzonych falach zywiolu ekonomicznego doplyniemy do przystani? Nacisk na samodzielne poszukiwanie pieniedzy, czy to od studentow, czy od sponsorow i zamoznych fundacji moze okazac sie pulapka, a autonomia finansowa moze okazac sie fasada zaslaniajaca rzeczywistosc, w ktorej do autonomii bedzie daleko.

Mysle, ze okreslenie skutkow reformy wymaga wypracowania bardziej perspektywicznych celow i zadan, nazywanych niekiedy "misja" uczelni. Dopiero ona pozwoli na ujawnienie kryteriow oceny wynikow tego, co nazywamy strategia "osobna" badz strategia "integracyjna". Pytanie "razem czy osobno" pozostaje zatem otwarte.