LIST PROF. ŻMIGRODZKIEGO

W cennym artykule p. Macieja Rzoncy pt. "Pieczarkarnia w bibliotece" /"Gazeta Uniwersytecka" nr 14/ Autor wyraza zdziwienie, jak moglo dojsc do zaatakowania ksiazek Biblioteki Polonistycznej przez szkodliwe drobnoustroje, skoro w tym samym budynku miesci sie Instytut Bibliotekoznawstwa. Pragne wyjasnic, ze od szeregu lat nikt z pracownikow Instytutu nie jest dopuszczany do jakiegokolwiek udzialu w opiniowaniu i fachowym wspomaganiu dzialalnosci bibliotecznej Uczelni: udzialu w radach i komisjach, ocenie planow i projektow jej rozwoju. W sklad naszego zespolu naukowo-dydaktycznego wchodzi m. in. prof. dr hab. Jerzy Ratajewski, byly dyrektor Biblioteki Glownej, przedtem wieloletni pracownik Biblioteki Uniwersyteckiej we Wroclawiu. Ponadto - czolowy polski specjalista w zakresie ochrony ksiazki, bedacy autorem jedynego obszernego podrecznika akademickiego w tej dziedzinie, prof. dr hab. inz. Bronislaw Zyska. Przedmiotem moich zainteresowan naukowych i zawowodych pozostaje od dawna bibliotekoznawstwo wspolczesne, w zwiazku z czym utrzymuje biezace kontakty z bibliotekarzami w Polsce i w innych krajach, uczestnicze w zagranicznych zjazdach oraz konferencjach bibliotekarskich, wystepuje w roli opiniodawcy i eksperta w innych uczelniach oraz srodowiskach - wszedzie, tylko nie w Uniwersytecie Slaskim, ktory mnie zatrudnia. Mam za soba 29 lat pracy bibliotekarskiej, w tym 18 na stanowisku bibliotekarza dyplomowanego w szkole wyzszej. W latach 1973-1981 bylem czlonkiem Panstwowej Rady Bibliotecznej przy Ministrze Kultury i Sztuki oraz czlonkiem Komisji Egzaminacyjnej dla Bibliotekarzy Dyplomowanych przy Ministrze Szkolnictwa Wyzszego i Nauki. Prace w Uniwersytecie Slaskim podjalem na propozycje owczesnych wladz Uczelni w 1981 r., na mocy przeniesienia sluzbowego. Czyzby kwalifikacje moich Szanownych Kolegow i moje byly naprawde do niczego nieprzydatne?

W szkole wyzszej nie jest przyjete, aby pracownik naukowo-dydaktyczny sam wpraszal sie z doradztwem czy pomoca, jezeli nie zostanie do tego powolany przez zwierzchnikow. Specjalisci z naszego Instytutu zostali calkowicie odsunieci od spraw bibliotecznych i o zadnej naszej wspolodpowiedzialnosci za poziom funkcjonowania poszczegolnych bibliotek, jak i calej sieci bibliotecznej, nie mozna w tej sytuacji mowic. Profesor Zyska zostal zaproszony do zbadania uszkodzonych ksiazek dopiero po dwoch miesiacach od momentu wystapienia zagrozen. Gdyby akcje ratowania zbiorow podjeto natychmiast, nie zwlekajac i nie zastanawiajac sie nie wiadomo nad czym, szanse uratowania bylyby duzo wieksze. Nie mowiac juz o tym, ze - byc moze - udaloby sie przynajmniej czesc ksiazek wczesniej "wyleczyc" i przed rozpoczeciem sesji egzaminacyjnej postawic do dyspozycji studentow.

Bede bardzo wdzieczny za opublikowanie mojego wyjasnienia - na godnej poszanowania, tradycyjnej zasadzie "audiatur et altera pars". Sadze, iz Czytelnikom "Gazety", a sa nimi w wiekszosci studenci, nalezy sie zgodna z prawda odpowiedz na postawione przez srodowisko studenckie pytanie: "Kto za to, co sie stalo, odpowiada".

Z powazaniem

prof. dr hab. Zbigniew Zmigrodzki

Kierownik Zakladu Bibliografii i Informacji Naukowej