Studenci Uniwersytetu Śląskiego w swych "erasmusowych" wędrówkach docierają co roku do najdalszych zakątków naszego kontynentu.

"Smak życia" po polsku, czyli o tym jak Polki studiowały w Hiszpanii

Ucząc się, nie tylko doskonalą język, ale także poznają kulturę, historię i zwyczaje krajów, w których przebywają. Większość z nich przywozi do Polski cenne doświadczenia, a widząc, jakie korzyści przynosi studiowanie w obcym kraju często decydują się na wyjazdy organizowane przez inne programy stypendialne. Ewa Śmiłek - Więsek, Iwona Dutkiewicz i Anna - studentki III roku języka hiszpańskiego Uniwersytetu Śląskiego - w ramach programu Socrates/Erasmus wyjechały do Hiszpanii. O specyfice studiowania, pracowania i codziennego życia w tym kraju z naszymi studentkami rozmawiała Agnieszka Sikora.

Ewa Śmiłek - Więsek była na Wydziale Nauk Humanistycznych (Facultad de Filozofía y Letras) w Cáceres (region Extremadura) w semestrze zimowym roku akademickiego 2005/2006. Ewa pojechała do Hiszpanii na 5 miesięcy, ale pobyt swój skróciła do 3 miesięcy. - Generalnie bardzo mi się podobało - mówiła Ewa - ale zniechęciły mnie różnego rodzaju problemy. Wiele rzeczy zostało mi inaczej przedstawione w kraju, co innego spotkało mnie tam w Hiszpanii, np. koleżanki w Granadzie miały "z góry" powiedziane, że nie mogą chodzić na roczne przedmioty, jeżeli są na stypendium półrocznym. Natomiast nam - w Cáceres - niczego takiego wcześniej nie powiedziano i nagle po miesiącu uczęszczania na wybrane zajęcia oznajmiono nam, że nie możemy na te zajęcia chodzić. Tłumaczono, że to kwestia braku odpowiedniego systemu informatycznego. Wówczas próbowałam sobie zmienić plan, ale okazało się, że nie mogę chodzić na nic, co by mnie interesowało. Wtedy podjęłam decyzję, ale skrócić mój pobyt w Hiszpanii. Jednak to nie koniec zamieszania, gdy miałam już kupiony bilet powrotny okazało się, że jednak można chodzić na zajęcia roczne, ale dopiero po dwóch miesiącach pobytu. Szkoda, bo uczelnia w Cáceres - Universidad de Extremadura - bardzo mi się podobała. W trakcie mojego pobytu na tej uczelni uczęszczałam na zajęcia z hispanistyki, filologii klasycznej, literatury porównawczej.

Na Ewie szczególnie zrobiło wrażenie to, ile w tym kraju wydaje się na edukację. Już same zabudowania uniwersyteckie nie wyglądają tak jak u nas. To ogromne ośrodki, gdzie każdy profesor ma swój własny gabinet, nie cisną się po kilku w małych "klitkach" jak nasze.

Ewa Śmiłek-Więsek
Ewa Śmiłek-Więsek

Cechą charakterystyczną specyfiki studiowania w Hiszpanii jest sjesta, która nam - osobom z innej strefy klimatycznej - trochę przeszkadza. Zajęcia odbywały się w rytmie od 9:00 do 14:00 a następnie od 17:00 do 22:00. W lecie były albo w części porannej, albo w popołudniowej. Natomiast studenci "Erasmusa", którzy wybierają sobie sami poszczególne zajęcia, muszą się dostosować do planu i wówczas może się zdarzyć tak, jak Ewie, która czasami miała zajęcia od 9:00 do 21:00 (z przerwą na sjestę w środku).

Ewa, podobnie jak inni studenci "Erasmusa" potwierdziła, że najlepiej jest w czasie wyjazdu w ramach tego programu wynajmować mieszkanie. Chodzi nie tylko o kwestię szkolenia języka, ale jest to po prostu o wiele tańsze, niż korzystanie z akademika. Nasi niemieccy koledzy mieszkali w domu studenckim, ale nas - Polaków - nie było na to stać - powiedziała Ewa. - Razem z koleżanką wynajmowałyśmy mieszkanie od bardzo sympatycznej dziewczyny - Hiszpanki. Aby znaleźć ciekawą ofertę najpierw szukałyśmy w Polsce poprzez ogłoszenia internetowe. Bałyśmy się jednak decydować tu w Polsce bez wcześniejszego obejrzenia mieszkania. Dlatego pojechałyśmy do Relaciónes Internacionales (stowarzyszenia, które zajmuje się studentami z zagranicy) i tam dano nam adresy i telefony. Po telefonie do właścicielki, pojechałyśmy obejrzeć mieszkanie. Było naprawdę porządne, odnowione, z kompletnym wyposażeniem kuchni, w salonie telewizor, a każda z nas miała swój pokój. W Cáceres w opłatach za wynajem mieszkania nie uwzględnia się tego, czy jest ono położone w centrum czy na obrzeżach. My, mieszkając na obrzeżach miasta, płaciliśmy tyle samo, co koleżanki, które mieszkały w centrum, chociaż miałyśmy lepszy standard, czyli 130 € na miesiąc za czynsz z wodą (od osoby). Dodatkowo trzeba było zapłacić za gaz i elektryczność, czyli w sumie całość opłat zamykała się w kwocie ok. 140-145 €. Od Uniwersytetu Śląskiego otrzymywałyśmy jedynie 185 € na miesiąc. Na życie zostawało nam bardzo mało, szczerze mówiąc ta kwota wystarczała maksymalnie na 2 tygodnie. Dlatego większość naszych kolegów i koleżanek szukała pracy. Niestety, Cáceres to małe miasto i nie ma takich możliwości, aby każdy potrzebujący student znalazł coś dodatkowego.

Często studenci "Erasmusa", każdy z innego kraju, wspólnie wynajmowali jedno mieszkanie. Z sobie znanych powodów nie chcieli mieszkać razem z kolegami w tego samego kraju. Dobierali się na specyficznych zasadach, ale jakoś razem funkcjonowali w tej mieszance kulturowej. A jest to ważne w doborze współlokatorów. Przecież przez wiele miesięcy trzeba razem przebywać, korzystać ze wspólnej kuchni, łazienki, uczyć się i znosić nawzajem swoje humory oraz tolerować zwyczaje przywiezione z innych krajów.

Studia w obcym kraju to przede wszystkim kontakty z rówieśnikami, nie tylko studentami programu Soctares/Erasmus, którzy przyjeżdżają z całego świata, ale młodzieżą miejscową. Ewa jednak zauważyła, że hiszpańscy studenci nie nawiązywali zbytnio kontaktów ze studentami "Erasmusa". Wprawdzie chodziliśmy z nimi na zajęcia, ale pierwszy, drugi rok to były grupy liczne, bo ok. 20-25 osobowe. Hiszpanie siedzieli zazwyczaj razem i nie integrowali się z nami - powiedziała Ewa, ale dodała - gdy chodziliśmy na zajęcia dla starszych lat, to grupy były na przykład 5-osobowe i tam łatwiej było nawiązać jakiś kontakt, porozmawiać.

Życie studenta "Erasmusa" to wieczna fiesta - wyznała inna studentka naszej Uczelni - Iwona Dutkiewicz - która w ramach programu Socrates/Erasmus wyjechała do Vigo. Świetnie tę atmosferę oddaje film "Smak życia", ukazujący życie studenta programu Socrates/Erasmus w Barcelonie. Ewa Śmiłek-Więsek dodała jednak, że nie wszyscy "imrezują", niektórych po prostu nie stać na to. Iwona stwierdziła, że wbrew pozorom Polacy nie są tacy "zabawowi" jak włoscy czy amerykańscy studenci.

Iwona, która pojechała do Hiszpanii w roku akademickim 2004/2005, narzekała, że w jej przypadku Uniwersytet Śląski nie doinformował jej w sprawach programu i całego wyjazdu. Nie wiedzieliśmy, jakie będziemy mogli wybrać przedmioty, na czym polega cały wyjazd w ramach tego programu. Osoba, która wówczas była koordynatorem, sama nie znała szczegółów i odsyłała nas tylko do stron internetowych, a największą pomoc i najwięcej informacji dostarczyły nam osoby, które wcześniej były na wyjeździe z programu Socrates/Erasmus. Ewa jednak dodała, że obecna koordynatorka - mgr Cecylia Tatoj - świetnie zajmuje się wszystkimi sprawami organizacyjnymi - za każdym razem, gdy potrzebowaliśmy jakiejś pomocy już tam, w Hiszpanii, mogłyśmy na nią liczyć. Pisałyśmy do niej maile i zaraz miałyśmy odpowiedź, np. podawała nam jak powinna wyglądać dana sprawa regulaminowo, często dzwoniła do organizatorów i dopytywała się o szczegóły.

Iwona Dutkiewicz
Iwona Dutkiewicz

Iwona przyznaje, że pobyt w Hiszpanii dał jej bardzo dużo pod względem językowym, a była tam cały rok. - Gdy przyjechałam do Vigo byłam przerażona, bo nic nie rozumiałam, nie wiedziałam, co się wokół mnie dzieje. Znałam angielski, ale w tym języku bardzo ciężko jest porozumieć się w Hiszpanii. Ale już po miesiącu zaczęłam mówić bez problemu. Mieszkanie wynajmowałam z Niemką i Irlandką, więc rozmawiałyśmy po angielsku - to jednak znacznie spowalniało naukę hiszpańskiego. Rozmawiałam też po niemiecku, zatem nauka języków to największy plus "Erasmusa".

Iwona uczęszczała na zajęcia z literatury, języka hiszpańskiego, gramatyki oraz tłumaczenia z angielskiego na hiszpański i odwrotnie. Chciałaby kontynuować studia, ale już nie w Hiszpanii, raczej w Londynie. - Bardzo mi się podobało w Hiszpanii, ale Hiszpanie to dziwni ludzie, są bardzo zamknięci w sobie, boją się podróżować, interesują ich tylko własne sprawy, widać to na przykładzie wiadomości w telewizji, gdzie wieści ze świata zajmują nieporównywalnie mniej miejsca niż te z własnego kraju. Ale oczywiście Hiszpanie to bardzo sympatyczni ludzie, mają dużo pozytywnej energii.

Anna  w ramach programu Socrates/Erasmus wyjechała z kilkoma studentami UŚ do Granady. Wróciła zaledwie kilka dni temu, ma zatem najświeższe wrażenia. Ania wyjechała wcześniej, aby nie tylko spędzić tam wakacje, ale przede wszystkim, żeby podszkolić język. Razem z koleżanką dostały pracę w barze tapas (barze przekąskowym), gdzie przygotowywały tapas oraz myły naczynia. Pracę znalazły na miejscu, w Granadzie. - Chodziłyśmy po mieście i w różnych barach rozdawałyśmy CV. Miałam to szczęście, że do mnie zadzwonili już trzeciego dnia. Tam pracowałam przez trzy tygodnie, a potem dostałam pracę w innym barze, gdzie pracowałam jako kelnerka. Ta praca była lepsza, gdyż byłam między ludźmi i mogłam z nimi porozmawiać. - powiedziała Ania - Nie zarabiałam dużo, dostawałam 25 € dziennie, ale pracowałam głównie po to, aby podszkolić język. Pracowałam dużo i miałam sporo nadgodzin, za które nie dostawałam dodatkowego wynagrodzenia. Poza tym nie miałam ściśle określonych godzin pracy, tak jak to jest u nas w Polsce. Jeśli byli klienci, to trzeba było pracować, czasami były to 2-3 godziny dodatkowe. Ania początkowo planowała pracę tylko w wakacje, ale po wakacjach poproszoną ją, aby pozostała na pół etatu i przychodziła po zajęciach. Tak więc pracowała jeszcze dwa miesiące. Niestety, w zimie wszystko jest tu pozamykane. Trzeba zaznaczyć, że Granada jest nietypowym miastem hiszpańskim. W zimie jest tu naprawdę zimno, wieją silne wiatry od Sierra Nevada, a czasami pada śnieg.

Ania dodaje, że mogła spokojnie pogodzić pracę i naukę. Specyfika studiów na uniwersytecie hiszpańskim pozwala wybrać studentowi odpowiednie przedmioty, dopasować grafik do innych własnych zajęć. Ponadto na koniec semestru trzeba zaliczyć wszystkie przedmioty. Zaliczenie polegało albo na napisaniu pracy semestralnej, albo zdaniu egzaminu. Czasami były konieczne obie formy. Ania przyznaje, że wybrała sobie przedmioty mało praktyczne, a poziom zajęć pozostawiał wiele do życzenia. Profesorowie uczestniczyli w zajęciach biernie. - wspomina Ania - Nie przekazywali żadnej wiedzy, coś mówili do studentów, ale raczej nie na temat. Nie jestem zadowolona z poziomu zajęć. Były mało interesujące i dlatego studenci zaczęli je opuszczać. Nie wiem, jak jest na innych wydziałach, ale uważam, że Wydział Nauk Humanistycznych (Facultad de Filozofía y Letras) w Granadzie to nie jest wydział, na którym przedmioty są na wysokim poziomie. Często bywało tak, że nazwa przedmiotu brzmiała ciekawie, ale na zajęciach było coś zupełnie innego. Nie jest jednak tak, że wszystko mi się nie podobało. Bardzo podobały mi się zajęcia o Lorce, poecie pochodzącym właśnie z Granady. - Ania stwierdziła, że koleżanki z innych wydziałów, z którymi mieszkała, miały o wiele ciekawsze zajęcia, np. na Wydziale Ekonomii czy Wydziale Prawa.

Ania przyznaje jednak, że wyjazd z programu Socrates/Erasmus to wielka szansa nie tylko na podszkolenie języka. To możliwość poznania ludzi, ich mentalności, życia, a gdy się tam i uczy, i pracuje można zobaczyć Hiszpanów we wszystkich dziedzinach życia. - Polecam wszystkim taki wyjazd!

Autorzy: Agnieszka Sikora
Fotografie: Agnieszka Sikora
Ten artykuł pochodzi z wydania:
Spis treści wydania
Bez przypisówKronika UŚNiesklasyfikowaneStopnie i tytuły naukoweW sosie własnymWydawnictwo Uniwersytetu ŚląskiegoZaproszenia
Zobacz stronę wydania...