W sosnowieckich lasach sosny przestały chyba dominować. Bo też bory w okolicy zmniejszają swoją powierzchnię, choć w przeszłości obszary leśne musiały być znaczące i przyrodniczo, i społecznie – nazwy przechowują te właściwości. Są dzielnice i osiedla Sosnowca, takie jak Bór czy Dębowa Góra – czyli miniarboretum onimiczne – ale też Cieśle (zamieszkałe przez osoby związane z obróbką drewna) lub Porąbka (od poręby, tzn. wyrobisk leśnych, na których po wykarczowaniu zakładano osady).
Moje dzieciństwo – „sielskie, anielskie” – miało smak i zapach sosny. Spacery i wałęsanie się po ścieżkach i bezdrożach Lasu Zagórskiego, pozostałości dawnej puszczy zwanej Pakosznica, sąsiadującego teraz z Parkiem Kuronia, który kilkadziesiąt lat temu był lasem, zanim został oswojony, pachniały naturalnym lasem mieszanym liściasto- iglastym, z grzybami, różnymi owocami leśnymi, leśnymi konwaliami. Kiedy przydarzał mi się kaszel lub chrypka, dostawałam zrobiony przez babcię z zebranych w lesie młodych pędów sosny największy na świecie przysmak – syrop łagodzący dolegliwość i uprzyjemniający chwile przeziębienia. Zapachy i smaki stanowią często klucz do dawnych wspomnień. Młody Marcel Proust miał swoją magiczną magdalenkę umoczoną w tisane de tilleul. Moim wehikułem przenoszącym w idylliczne czasy dzieciństwa jest niezapomniany smak i aromat syropu z sosny.
„Głównym powodem chodzenia do szkoły jest to, że do końca życia dowiesz się, że jest książka na wszystko” – tak trochę przewrotnie, ale i zasadnie powiedział Robert Frost. W liceum zmagałam się z lekturami obowiązkowymi, które już swoją nazwą nie zachęcają młodego człowieka do poświęcenia im uwagi. A szkoda! Wśród szkolnego kanonu literackiego mieścili się Ludzie bezdomni Stefana Żeromskiego (1900). Czytając młodopolską powieść, bynajmniej nie łatwą myślowo i stylowo dla nastolatki, zapamiętałam jednak apokaliptyczny obraz sosnowieckiej kopalni i terenów przykopalnianych, które były dla mnie codzienną rzeczywistością, także ponadludzkiej pracy górników. Mocno utkwił mi w pamięci malarski, pełen dramatyzmu obraz sosny, którą unicestwia bezlitosna eksploatacja przemysłowa, dziś powiedzielibyśmy: to początki epoki antropocenu. Te strony Ludzi bezdomnych pozostały ze mną, mimo nieśmiertelnych, a mało skutecznych analiz szkolnych typu: Co autor miał na myśli, tworząc obraz rozdartej sosny? Nie wiem, zastosuję częsty unik retoryczny: To nie jest pytanie do mnie, lecz do Stefana Żeromskiego. Ale dziś mogę zastanawiać się, odwołując się do wiedzy humanistycznej, nad językowym obrazem świata roślin w ogóle i nad jego konkretyzacją w postaci tekstowego obrazu sosny w powieści. Stawiając na prywatny użytek hipotezy dotyczące sosny, tej tragicznie okaleczonej, sięgnę do wiedzy o symbolach w kulturze, o metaforyce arborystycznej, o motywie drzewa w literaturze w ogóle i w literaturze modernizmu. Rozdarta, może odnosić się do złożonej osobowości Tomasza Judyma, do jego niejednoznacznej emocjonalności. Drzewo, stojące, w istocie umierające na jałowej ziemi przykopalnianej, boleśnie okaleczone, zdeformowane pozwala spojrzeć na powieść w nowym świetle, w klimacie ekopoetyki.
Rozdarta sosna przenosi Sosnowiec w przestrzeń literacką, lokuje go w historii literatury.
W trakcie spacerów po przedświątecznym Sosno nie sposób było nie zauważyć młodej i już dorodnej sosny posadzonej w 2022 r. na placu w centrum, zwanym Patelnią, która miała być symbolem miasta nawiązującym do jego nazwy. Wiecznie zielone drzewo przybrało nietypowy, bo rdzawy kolor. Usychanie trwało dość długo. Ponieważ warunki, w których je posadzono, nie odpowiadają temu, co lubi sosna…
Dobrze się trzymają natomiast sosny z sosnowieckiego muralu Sosnowy początek (według projektu Małgorzaty Rozenau). Ich naturalna ciemna zieleń przypomina o żywotności i wytrzymałości tych drzew.