Kombinat pracuje, oddycha, buduje! – śpiewała przed laty Republika. W powieści Ciało huty Anna Cieplak – nauczycielka akademicka na kierunku sztuka pisania na Wydziale Humanistycznym Uniwersytetu Śląskiego – przedstawia swoją wersję dziejów Huty Katowice, czyli jednego z najsłynniejszych kombinatów w historii Polski. Postanowiliśmy zapytać pisarkę o kilka ważnych kwestii, które poruszyła w książce.
Wzdłuż Huty Katowice jedzie się przez całe kilometry. Czy „ciało” zakładu rzuca tak wielki cień, że Dąbrowa Górnicza i jej okolice nie są w stanie się z niego wyzwolić od ponad pół wieku?
Huta Katowice to bardzo niejednoznaczny obiekt. Kiedy w 1972 roku wbito pierwszą łopatę pod budowę kombinatu, w mieście zaczęło się zmieniać wszystko. Z jednej strony zdegradowano teren, wycinając las, do którego miejscowi chodzili na grzyby. Z drugiej strony huta dała pracę wielu ludziom i zupełnie zmieniła ich życie. Zakład widać w całej okolicy, nawet z okna pod postacią łuny. To ogromne „ciało”, po którym jeździ się autobusem, bo do hali można iść na piechotę nawet dwie godziny. Rola huty jednak się zmienia: staje się mniej widoczna społecznie, pracuje w niej coraz mniej ludzi, a jako część międzynarodowej korporacji nie jest już tak mocno lokalnie osadzona jak kiedyś.
Ciało huty opowiada o tym, jak miasto 30-tysięczne zmieniło się w 130-tysięczne. Uruchomiono zakład, wypłynęła pierwsza surówka, a ludzie przyjeżdżali tu z całego kraju. Rodziny robotnicze miały szansę przygotować swoje dzieci do życia innego niż to, które wiedli wcześniej. Dzięki hucie powstała nowa infrastruktura miejska. To też opowieść o ludziach, którzy żyli w cieniu huty: o ich awansach, aspiracjach, zmieniających się relacjach społecznych i szansach życiowych. Dla wielu z nich zakład stał się czymś trudnym – stracili pracę, a ich marzenia związane z tym miejscem ulegały zniekształceniu. Niektórzy nawet nie zbliżali się potem do bram huty, żeby nie przypominać sobie czasu, który najpierw im dużo obiecał, a później wiele zabrał.
W książce znajdziemy sporo mrocznych historii – przemoc, alkoholizm, próby samobójcze. Czy to pokłosie rozmów z ludźmi związanymi z hutą?
Większość rozmówców, do których dotarłam, zachowała dobrą, nostalgiczną pamięć o tym miejscu. Na pewno występowały wówczas różne formy nadużyć i prześladowania, nie są one jednak widoczne w archiwalnych wypowiedziach. Trudno takie historie znaleźć wśród ogromnej ilości informacji o objętości wytopionej surówki i wielkich, utopijnych inwestycjach, które dawały pracę i zapewniały byt. Poznałam jednak opowieść kobiety, która wiele ucierpiała w związku z hutą: to ona emocjonalnie uruchomiła mnie najmocniej. Miałam poczucie, że jest bohaterką organiczną, która na tyle wpisuje się w historię przemian na przestrzeni pięćdziesięciu lat, że chcę ją uczynić „ciałem”, za którym będę podążać przez całą opowieść. Stała się pierwowzorem powieściowej Ewy: wokół niej i wokół huty stworzyłam małe centrum wszechświata w latach 1972–2022. Chciałam oddać – częściowo metaforycznie, a częściowo realistycznie – to, czego można było doświadczyć od huty i jak różnie można ją było przyjmować. Wielkie obciążenia organizmu, ale też zachwyt rytmem pracy i dźwiękami tego miejsca, z trzeciej strony różne nieprawidłowości, a z czwartej pewien rodzaj witalności.
Jeżeli chodzi o nadużycia wobec kobiet, dotarłam tylko do jednej wzmianki na ten temat. O ile często dyskutowano o prawach socjalnych kobiet, podnoszeniu ich kwalifikacji czy możliwości pracy na stanowiskach wcześniej zarezerwowanych dla mężczyzn, o tyle o przemocy znalazłam zaledwie jedno zdanie w książce Marka Bednarza Huta Katowice. Stan oblężenia. To było w 1981 roku, kiedy w hucie odbywał się strajk „Solidarności”. W posłowiu autor napisał, że po protestach wiele kobiet straciło pracę, bo nie chciały być kochankami swoich szefów. Sformułowanie to było dla mnie dosyć neutralne. Brzmiało tak, jakby nic wielkiego się nie stało, zwłaszcza w kontekście ciężkich doświadczeń mężczyzn w trakcie strajku. Kiedy zaczęłam o to dopytywać, okazało się, że sama historia przemocy jest ciekawa. Ma przełożenie na to, co dzieje się w kolejnych pokoleniach – na przykład na to, jak zmienia się język, którym opisujemy takie zjawiska.
Zmienia się język, ale pewne problemy pozostają niezmienne. Kiedyś kobiety molestował kierownik w hucie, dziś robi to ceniony pracownik naukowy.
Owszem, wątki dotyczące przemocy kiedyś i teraz są w książce trochę do siebie podobne, ale nie śmiałabym zdiagnozować, że niewiele się zmieniło. Od kilku lat wypływają historie związane z mobbingiem czy molestowaniem w instytucjach publicznych, organizowane są szkolenia na ten temat, kobiety zabierają głos. Choć mówimy o tym coraz częściej, nowe procedury nie zawsze chronią kobiety przed przemocą. Dlatego nadal w tej kwestii jest bardzo dużo do zrobienia. Przeciwstawienie się przemocy czy manipulacji może mieć poważne konsekwencje nie tylko jako systemowa forma wykluczenia, ale i dla konkretnej osoby. Nawet jeżeli zgłosisz mobbing, sprawa często nie zostanie rozwiązana albo osoba, która się go dopuszczała, zmieni miejsce pracy na równie atrakcyjne. Jako kobieta i osoba, która działała w różnych miejscach, mam świadomość, że takie sytuacje się dzieją i musimy szukać skutecznych sposobów, żeby sobie z nimi radzić.
Szczepki roślin przekazywane sobie między kobietami; dżdżownica, która pojawia się pół wieku temu i ponownie w 2022 roku; refleksja na temat ostatnich chwil Lasu Łosieńskiego. Ważną rolę w Twojej książce odgrywa przyroda i jej przeobrażenia w miejscu, w którym się wychowałaś.
Od urodzenia żyłam w krajobrazie antropogenicznym i doświadczałam „czwartej przyrody”. Jako dziecko chodziłam z bratem i rodzicami do wyrobiska – obecnego zbiornika jeziora Pogoria IV na terenie dawnej kopalni odkrywkowej. Pływałam w jeziorach pokopalnianych, otaczałam się tą przyrodą, bo innej nie było. Natura w stanie „czystym” nie była obecna w pierwszych latach mojego życia. W moim wyobrażeniu przyroda splata się z techniką i nie jest to z mojej strony afirmacja degradacji terenu, tylko codzienne doświadczenie: wydaje mi się, że ciekawe. Taką przyrodą dziś myślę. Kiedy weszłam na teren huty i porównałam stan zakładu ze zdjęciami archiwalnymi, miałam poczucie, że las wyrósł na nowo i podchodzi pod bramy. Krążą po nim dziki i sarny, można by organizować spacery przyrodnicze. Chciałam z tego spleść metaforę o odzyskiwaniu terenu i organiczności tego miejsca. W książce prozatorskiej mogę sobie pozwolić na to, że dżdżownica żyła 50 lat na terenie zakładu i odrodziła się w ostatniej scenie.
Przekazywanie szczepek roślin to zwyczaj praktykowany na terenie Huty Katowice. Pisząc o nim w książce, miałam poczucie, że w ten sposób opowiadam o solidarności, nie tylko między kobietami, ale też o rodzaju solidarności międzygatunkowej. Wydaje mi się, że książka pokazuje, jak możemy przyrodę odzyskać we współpracy z nią, i że wiedziały to kobiety, które pół wieku temu pracowały w Hucie Katowice.
Łatwo byłoby mi krytykować inwestycje z lat 70. z ekologicznego punktu widzenia, ale wiedza na temat kryzysu klimatycznego była wtedy nieco inna. W książce staram się tego nie oceniać; nie chciałam narracji nienaturalnie wyprzedzającej czas. Wolałam zobaczyć, które siły naturalne i społeczne mają w sobie energię, za którą mogę współcześnie pójść, żeby zobaczyć coś nowego. Ciało huty opowiada o przemianach przyrody, ale jest też wehikułem w przyszłość. Między kobietami, które kiedyś pracowały w zakładzie, nawiązuje się nić porozumienia silniejsza niż inwestycje i plany budowy. To była prawdziwa innowacja społeczna, polegająca na dbaniu o ludzi w swoim otoczeniu. Dla mnie Ewa i inne kobiety w powieści są innowatorkami życia codziennego, które widzą, co jest potrzebne osobom znajdującym się w trudnej sytuacji.
Czy książka Huta młodych, którą w Twojej powieści Maja znajduje na półce, istnieje naprawdę?
Jest inspirowana prawdziwą książką, która nazywała się Młodzi jak huta. Zmieniłam tytuł, bo reportaż jednej z bohaterek w mojej powieści opisuje historię, której tam nie było, jest dostosowany do fabuły, którą wymyśliłam. Natomiast taka książka faktycznie powstała, opowiada o hucie z perspektywy jej młodych budowniczych, którzy mieli dużo ciekawych historii do powiedzenia – czasami zabawnych, czasem trudnych. Język jest trochę natchniony, patetyczny, ale sama też kiedyś byłam egzaltowaną szesnastolatką. Do dziś ludzie z niezwykłym żarem wspominają to, co działo się przy budowie huty. Gdziekolwiek w Polsce jestem, zawsze po spotkaniu przychodzi ktoś, kto hutę budował albo pracował na jej terenie – choćby i w ramach czynu społecznego.
To było przeżycie pokoleniowe.
Ludzie pamiętają, że zamiatali hutę, a w nagrodę dostali wycieczkę do dzisiejszego Parku Śląskiego. Huta kształtowała aspiracje i wyobrażenia o świecie. Nie chciałam tego zbagatelizować; to nie jest książka ironiczna. Ktoś może powiedzieć, że napisałam powieść gloryfikującą PRL, choć mam wrażenie, że jeżeli ona cokolwiek gloryfikuje, to raczej sposób, w jaki ludzie budowali więzi i wspierali się nawzajem. Wydaje mi się, że przez wiele lat nie zajmowaliśmy się tym, co dobrego można było w tamtych czasach stworzyć, pomimo ogromnej liczby nadużyć. Dobrze jest patrzeć na czas w sposób ciągły. Jako osoba, która przez wiele lat pracowała w organizacjach pozarządowych i angażuje się w różne akcje społeczne, mam wrażenie, że często chcemy wszystko zaczynać od zera. Tymczasem niektóre rzeczy – jak idea spółdzielczości czy horyzontalne myślenie o rozwoju społecznym – zostały wymyślone dawno temu, a my co chwilę robimy krok naprzód, krok w tył i nie uczymy się na błędach.
Maja, współczesna bohaterka powieści, jest dosyć mocno zagubiona: w jej życiu brakuje pewników, a relacje z ludźmi są mocno powikłane. Świat Ewy sprzed pięćdziesięciu lat był z perspektywy „planu na życie” nieco mniej skomplikowany.
W tej chwili wpływa na nas znacznie więcej sił, które w miękki sposób wnikają w nasze życie. Żyjemy w rzeczywistości, która stwarza wiele możliwości, ale są one często złudzeniami. Nasze decyzje są modelowane przez otoczenie cyfrowe, w którym funkcjonujemy. Aplikacje, z których korzysta Maja, sprawiają, że ona wiecznie szuka. Ciało huty nie ma być krytyką tej postawy, tylko pokazaniem jej z różnych perspektyw. Można powiedzieć, że Maja jest zagubiona, ale z drugiej strony daje sobie prawo do wzrostu w wolniejszym tempie. Z mojego punktu widzenia to też jest dojrzała decyzja. Łatwo jest zresztą powiedzieć, że ktoś jest niedojrzały, ale co to właściwie oznacza? Że nie ma stałej pracy? Chyba nie, skoro żyjemy w kapitalizmie, gdzie stosunkowo niewiele osób ma umowę na czas nieokreślony. Czy dojrzałość to założenie rodziny w wieku 20 lat? Zaangażowanie w sprawy społeczne? A może to, że nie konsumuję więcej, bo z powodu kryzysu klimatycznego należy iść raczej w stronę dewzrostu niż wzrostu? Była o tym niedawno świetna wystawa kolektywu Dissnovation organizowana przez UŚ w ramach projektu NEST. Dojrzałość to szerokie spektrum czynników.
Świadomie wybrałam konstrukcję książki, w której opowiadam historię od lat 70. do roku 2022 z perspektywy starszych bohaterek, dzięki czemu widzimy ich rozwój i relacje na przestrzeni długiego czasu, a w przypadku Mai skupiam się tylko na kilku latach jej życia. Gdybym dokonała wybiegu w przyszłość i ukazała ją w wieku starszych bohaterek, być może byłoby to bardziej atrakcyjne marketingowo. Miałam jednak przeświadczenie, że potrzebne jest nam spojrzenie na to, co dzieje się tu i teraz.
Ile kilometrów musiałaś przedeptać wokół Huty Katowice, żeby powstało Ciało huty?
Trudno to policzyć. Chodzę dużo, często 300–400 km w ciągu miesiąca. Musiałabym to jednak zmierzyć w skali całego życia: urodziłam się dwa kilometry od huty i przedeptałam wokół niej wiele ścieżek. Inaczej widziałam ją z góry, kiedy chodziłam ze znajomymi palić ogniska na Górce Gołonoskiej, a inaczej z poziomu cmentarza, skąd widać wszystkie łuny zakładu. Łatwiej będzie mi określić jakościowo skalę moich emocji związanych z tą książką. Dużo dobrych rzeczy mnie po drodze spotkało, choć miałam sporo lęków związanych z jej publikacją. Dotykam historii, która dla wielu ludzi jest szalenie ważna i dotyczy ich osobiście, więc bałam się ich reakcji, a wręcz odrzucenia książki przez byłe pracowniczki i pracowników huty.
Podjęcie tematu Huty Katowice wymagało od Ciebie przeprowadzenia solidnego researchu związanego z historią zakładu.
Starałam się zrobić sumienną kwerendę. W sumie to jestem trochę zdziwiona, że nikt nie znalazł jeszcze jakiegoś błędu faktograficznego, o którym nie mam pojęcia. Za to dwa edycyjne (śmiech). Mocno podkreślam, że to bardzo subiektywna historia, zresztą doświadczenie pokazało mi, że ile ludzi, tyle hut: każdy ma własną opowieść na jej temat. Na spotkanie w Dąbrowie Górniczej przyszło kilkaset osób, w tym ludzie, którzy snuli kolejne historie o hucie: ta opowieść rośnie.
Czyżby powstawał materiał na drugą część powieści?
Nie, ale huta wraca do mnie z innej strony. Wraz z Muzeum Miejskim Sztygarka przygotowałam w Pałacu Kultury Zagłębia wystawę o plenerach i pejzażach huty od lat 70. do czasów obecnych. Zrobiłyśmy też zielnik i dzieliłyśmy się szczepkami na wystawie. Ciało huty żyje swoim życiem i to jest dla mnie najważniejsze doświadczenie tej książki. To pierwsza moja powieść, która rozrasta się w specyficzny sposób, trochę jak te szczepki: jest przekazywana od jednej osoby do kolejnej i pobudza do nowych działań.
Bardzo dziękuję za rozmowę.