Kryzys środowiskowy stawia przed nami również wyzwa- nia psychologiczne. Co robić z poczuciem winy za stan świata? Co mogę zrobić, by nie przyczyniać się do psucia klimatu i zamierania życia? Czy indywidualne działania mają sens, gdy inni, potężniejsi ode mnie wzruszają obojętnie ramionami?
Poczucie winy pojawia się coraz częściej jako skutek doniesień o fatalnym stanie środowiska. To zdecydowanie nie jest przyjemny stan, wiąże się bowiem z doznaniem niepokoju wywołanym przez przekroczenie osobistych standardów moralnych. Jeśli zrobiliśmy coś niezgodnie z naszymi przekonaniami, wartościami czy postawami, pojawiają się dysonans i napięcie. Na przykład kiedy lecę samolotem, jednocześnie mając świadomość, że przyczyniam się do psucia klimatu.
Badania wskazują, że już 30 proc. społeczeństwa amerykańskiego przeżywa poczucie winy w związku ze stanem przyrody. Część z tych osób znacząco obawia się o przyszłość swoją oraz swoich dzieci i w związku z tym ma obniżony nastrój.
Może się wydawać, że poczucie winy jest niepożądanym gościem w naszym sercu. Nic bardziej mylnego. Roy F. Baumeister z Case Western Reserve University w Ohio wraz z zespołem w swoim badaniu stwierdzili, że poczucie winy zwykle przynosi korzyść, np. wtedy, gdy sprawca próbuje wynagrodzić krzywdę, którą spowodował. Metaanaliza, jakiej dokonali Tang Ming i współpracownicy w 2019 roku również wskazuje na to, że poczucie winy sprzyja zachowaniom prospołecznym i prośrodowiskowym. Ewolucyjnie poczucie winy jest emocją regulującą relacje interpersonalne i pozwalającą zachować równowagę między interesem jednostki a dobrem społeczności. W kontekście katastrofy środowiskowej odczuwanie winy jest efektem rosnącej świadomości ekologicznej i adekwatną reakcją na zagrożenia powodowane przez nas samych. To pierwszy krok do podjęcia działań na rzecz naprawy sytuacji.
Masz poczucie winy w związku ze stanem środowiska? To dobrze, bo to świadczy o twojej wrażliwości i daje ci energię do działania. Chyba że poczucie winy zostanie wyparte przez wstyd. To jest bardzo podobna emocja, ale ma zgoła inne konsekwencje. Gdy ogarnia nas wstyd, mamy ochotę zapaść się pod ziemię. Wstyd jest sygnałem, że został naruszony obraz własnej osoby. Zaczynamy myśleć o sobie źle i wyrzucamy sobie, że nie jesteśmy tacy, jacy powinniśmy być. To nie tak, że zrobiliśmy coś, co nie jest w porządku – to my jesteśmy nie w porządku.
Na zachowania mamy jakiś wpływ, a na to, jacy jesteśmy – mizerny. Dlatego poczucie winy jest źródłem informacji, co należy zmienić w zachowaniu, i źródłem energii, by to zrobić. Wstyd zaś jest informacją, że coś z nami jest nie tak, a stojąca za tym energia jest wykorzystywana głównie po to, by się wycofać i ukryć. Dlatego jeśli się pojawia, dobrze jest świadomie przekierować uwagę z siebie na własne zachowanie. Zadać sobie pytanie, co zrobiłem/zrobiłam nie tak i co mam zmienić w swoim zachowaniu, by poczuć się lepiej.
Dokonanie zmiany na własnym podwórku w naturalny sposób oddziałuje na innych ludzi znajdujących się w naszym otoczeniu. To dzieje się samo, ale może zostać wzmocnione przez obudzenie w sobie aktywistycznego ducha. Bo trzeba pamiętać, że mamy w końcu zmienić toksyczny system niszczący nasz wspólny dom. Żeby to zrobić, potrzebujemy otworzyć się na poczucie winy, które jest drogą do wewnętrznej spójności i wiarygodności. I z tym wyposażeniem dalej działać w obszarze dobra wspólnego. Zdobycie instrumentów politycznych niezbędnych do zmiany systemowej jest możliwe wyłącznie wtedy, kiedy zgromadzimy odpowiednią liczbę zdeterminowanych i wiarygodnych osób. Tylko tak ruszymy z posad bryłę świata.
Ktoś może powiedzieć, że to są psychologiczne mrzonki. Ale wiemy już, że to naprawdę działa. Od paru lat prawdziwą karierę robi szwedzka koncepcja „flygskam”, czyli „wstydu z powodu latania samolotem”. Wprawdzie sam termin nie jest najszczęśliwszy, bo odwołuje się do wstydu zamiast do poczucia winy, ale niech tam…
Według ankiety przeprowadzonej przez szwajcarski bank UBS podróżujący zaczynają odwracać się od podróży lotniczych z uwagi na troskę o środowisko. Co piąty ankietowany ograniczył liczbę lotów w ciągu roku ze względu na klimat. Oby tak dalej.