Uroki jesieni

Parę dni temu mój przyjaciel z USA (tak, tak, a jeszcze pamiętam czasy, kiedy nie wolno było mieć przyjaciół za granicą, zwłaszcza tą kapitalistyczną – zresztą inne granice nie istniały, bo według rosyjskiego powiedzenia: Kurica nie ptica, Polsza nie zagranica) przysłał mi filmik. On często przysyła filmiki, to teraz modne i zwłaszcza ludzie w pewnym wieku zachwycają się możliwościami, jakie stwarzają nowe media. Tym razem jednak filmik był ,,szkoleniowy”; przedstawiał młodego ,,wujka dobrą radę”, który rytmicznie wygłaszał porady dotyczące różnych spraw, z którymi mamy na co dzień do czynienia. Porady są różne: żeby wybijać szybę samochodową z boku, a nie w środku, gdzie jest najsilniejsza, żeby używać do tego celu słupków zagłówka, żeby uciekać, gdy poczujemy zapach migdałów, żeby pić nawet najbrudniejszą wodę na pustyni, bo to lepsze niż śmierć z pragnienia, a w przypadku, gdy czujemy, że w domu straszy, to sprawić sobie czujnik CO2, bo najwyraźniej mamy halucynacje. Jedna rada podobała mi się zwłaszcza, w dodatku jest dość aktualna – słyszeliśmy o atakach dzikich zwierząt, w tym niedźwiedzi, na Bogu ducha winnych przechodniów, a nawet leśników. Otóż gdy nagle spotkamy misia, to – najlepiej będzie, jak to zacytuję w języku lengłidż – if it’s brown – lay down, if it’s black – fight back, if it’s white – good night! No cóż, w Polsce nie spotyka się misiów czarnych ani białych (chyba że na Krupówkach), więc w szczególności ów ostatni wariant nam nie grozi. Gdy spotkamy zaś misia w kolorze brązowym, to najlepiej zrobić tak, jak ongiś doradzał Wieszcz: położyć się i udawać nieświeżego nieboszczyka, ponieważ niedźwiedź Litwin miąs nieświeżych nie je. Można by też postąpić tak jak były dyrektor Tatrzańskiego Parku Narodowego, którego dziś słyszałem w radiu; on powiedział, że nigdy się nie bał ataku niedźwiedzia, bo w razie czego pokazałby legitymację służbową: nie wierzy, by zwierzę chronione zaatakowało tego, który je chroni.

Z drugiej strony nie usłyszałem, co zrobić w przypadku ataku żubra (co też niedawno się w Polsce zdarzyło), albo w przypadku nagłego wtargnięcia łosia na jezdnię, którą się akurat poruszamy. W tym drugim przypadku raczej należałoby zastosować wariant jak z białym misiem. W ogóle wydaje się, że przyroda uderza coraz częściej i groźniej. Na niektórych cmentarzach w Katowicach widnieją ogłoszenia: Uprasza się o zamykanie bramy ze względu na obserwowane w okolicy dziki. Ślady dzików można obserwować również podczas spacerów po terenach zielonych: charakterystyczne bruzdy nie zostawiają wątpliwości. Oprócz tego na terenach miejskich widuje się, zwłaszcza po zmierzchu, kuny czy łasice, albo po prostu szczury – nie znam się, bo nie jestem zoologiem. Wciąż słyszymy o sezonowych rojach kleszczy, które stoją (?) na straży lasów, parków i łąk. Podobno widziano też wilki, jelenie i nieokreślone stwory, które namalował ludzki strach. Botanika również próbuje się bronić przed ludźmi; taki barszcz Sosnowskiego ma na swoim koncie wiele oparzeń.

I jak tu nie witać z radością jesieni? Jesienią lasy rzedną, czas się zmienia, coraz trudniej o jelenia – ta rymowanka funkcjonowała przed laty, cieszyła się powodzeniem z uwagi na dwuznaczność słowa jeleń. Ale z tym rzednięciem lasów to fakt. Gdy ekologia ustępuje, zaraz robi się widniej i łoś czy inny miś będzie z daleka widoczny. Ponadto widzimy lepiej, co jest za zakrętem. Możemy się też napawać pięknem siedzib ludzkich, zwłaszcza ich architektoniczny blask przebija się przez niedostępne latem gąszcze. Dotyczy to oczywiście lasów liściastych, ewentualnie modrzewiowych, ale dobre i to. Nawiasem mówiąc, wspomniany dyrektor TPN wygłosił opinię, że mamy zbyt dużo drzew iglastych i stąd biorą się kłopoty z kornikiem drukarzem: świerki są osłabione i kornik je łatwo atakuje. W TPN-ie sam widziałem w tym roku całe połacie lasu skonsumowane przez kornika, a potem powalone wichrami. Z drugiej strony, robactwo nie jest wybredne i nie ogranicza się do iglaków. Przed paru laty oglądałem film o dylemacie ochrony przyrody: otóż kozioróg dębosz, owad chroniony ustawowo, niszczył z zapałem słynne dęby rogalińskie. Ale w liściach jesienią można się wyszumieć, jak mawiał mój nauczyciel matematyki.