Sehr kosmisch

Kiedy wokół zostały same zgliszcza, można zbudować wszystko od zera. Pół wieku temu pokolenie Niemców, które dorosło po wojnie przeprowadzonej rękami ich rodziców i dziadków, stworzyło własną kulturę muzyczną. Daleką od rodzimych szlagierów, ale i wyraźnie inną niż płyty The Beatles czy Led Zeppelin. Lubująca się w etykietkach prasa anglosaska ochrzciła ich twórczość szyderczym mianem krautrocka.

Okładka pierwszego albumu niemieckiej grupy krautrockowej Neu!
wydanego w 1972 roku
Okładka pierwszego albumu niemieckiej grupy krautrockowej Neu! wydanego w 1972 roku

Długi cień II wojny światowej nie dał o sobie zapomnieć. Sukces singla Autobahn Kraftwerk na listach przebojów w Anglii i USA nie spodobał się części komentatorów, bo utwór wyrażał radość z podróży samochodem po autostradzie, a sieć niemieckich autostrad została zbudowana przez nazistów. Tego rodzaju uszczypliwości stale towarzyszyły niemieckim muzykom, którzy starali się odcinać od ponurej spuścizny minionej epoki. Dlatego też w ich zespołach nie znajdziemy odpowiedników Micka Jaggera czy Jima Morrisona. – Żadnych führerów! – podsumował Irmin Schmidt, lider grupy Can, której najbardziej znany wokalista – Japończyk Damo Suzuki – został zaangażowany prosto z ulicy, na której występował, tuż przed koncertem. Wiele utworów epoki krautrocka to kompozycje instrumentalne, a jeżeli już pojawia się w nich wokal, to często niekonwencjonalny. Ważnym elementem nowego otwarcia dla pokolenia krautrocka była fascynacja współczesną cywilizacją. Nazwa formacji Neu! została zainspirowana prężnie działającym w Düsseldorfie rynkiem reklamowym, zaś grafika na okładce pierwszej płyty Harmonii sprzedaje nazwę zespołu w opakowaniu płynu czyszczącego.

Wspomniany Suzuki to tylko jeden ze składników niezwykłej mieszanki, jaką stanowił Can. Trzonem zespołu byli muzycy wywodzący się z zupełnie różnych środowisk: jazzowy perkusista Jaki Liebzeit, rockowy gitarzysta Michael Karoli i dwóch klasycznie kształconych kompozytorów, uczniów Karlheinza Stockhausena – Irmin Schmidt i Holger Czukay. Ich bliskie związki z nowymi trendami muzyki współczesnej przyczyniły się do rozwoju charakterystycznego wynalazku epoki krautrocka – motorik, czyli rytmu 4/4 nabijanego uporczywie, czasem przez wiele minut. Pierwszy wokalista Can wspominał, że pewnego dnia wyszedł z próby na obiad, a kiedy wrócił, jego koledzy nadal grali ten sam motyw.

Najsłynniejszym niemieckim zespołem tamtych czasów był Kraftwerk, który swoją wersję motorik generował za pomocą automatu perkusyjnego i syntezatorów. Autorzy Trans-Europa Express wyróżniali się wizualnie, choć i na tym polu widać podobieństwa z ich niemieckimi rówieśnikami. Ikoniczny image członków zespołu jako robotów w swej istocie jest bowiem antygwiazdorski i uderza w mit rockowego frontmana. Przy całej mechanicznej otoczce twórczość Kraftwerk zawiera sporą dawkę optymizmu i wolności, upajania się jazdą po autostradzie czy podróżą pociągiem po nieskończonej Europie, gdzie na stacji można spotkać Davida Bowiego i Iggy’ego Popa. Ci dwaj ostatni w drugiej połowie lat 70. mieszkali w Berlinie i nagrali tam swoje najlepsze płyty. Jeździli wówczas po mieście samochodem, słuchając płyt Kraftwerk na cały regulator.

Po inspirację do RFN przyjeżdżał też Brian Eno, jeden z najwybitniejszych producentów muzycznych wszech czasów. Nagrywał tu płyty z zespołami Cluster i Harmonia. Wydaje się, że szczególnie interesujący dla niego był styl tej drugiej formacji, której świetną wykładnią jest utwór Sehr kosmisch z debiutanckiej płyty Musik von Harmonia. To druga strona krautrockowego medalu: nadal słyszymy zapętlone elektroniczne frazy, jednak zamiast motorik w tle słychać powolne pulsowanie.

Z perspektywy czasu widać, że żaden nurt spoza anglosfery nie odcisnął na muzyce popularnej silniejszego piętna niż krautrock. O wpływie Kraftwerk na setki wykonawców, od Depeche Mode po Daft Punk, napisano już wszystko. Płyty Can to lektura obowiązkowa dla kilku pokoleń eksperymentalnych muzyków spod znaku awangardy, psychodelii czy post punk. Utwór Negativland Neu! z 1972 roku brzmi jak Joy Division bez głosu Iana Curtisa. Z kolei wściekle wykrzyczany Hero z trzeciej płyty tego samego zespołu był silną inspiracją dla brytyjskich punkowców, z The Sex Pistols na czele. Patrząc na kulturalną pustkę, z jakiej młodzi Niemcy wychodzili 50 lat temu, ich osiągnięcia są bardzo kosmiczne.

Autorzy: Tomasz Grząślewicz
Fotografie: Michael Rother & Klaus Dinger