Po latach propagowania ekologii i walki z betonozą oto pojawił się ruch postulujący strefy wolne od zieleni. Niech no tylko europosłowie się dowiedzą, zgrillują Wilkowice jak nic. A mój przyjaciel, który od niedawna jest mieszkańcem przedmieścia Katowic, dodaje: to nie tylko liściaste są nieprzyjemne. Również iglaste, które rzekomo nie tracą zielonego okrycia. On musi codziennie sprzątać te niespadające igły sprzed posesji. A radziłem mu zainwestować w kozę, która wszystko je, to może i te igły by pożarła. Przyjaciel stał się mieszczuchem i dostrzega wyższość betonu nad miejskimi skwerami: na betonie kwiaty nie rosną, a jak kwiaty nie urosną, to i drzewa się nie zalęgną, no i z betonu łatwiej sprzątać te nieliczne ślady, które tam się przypałętają nie wiadomo skąd. Przeciwnicy betonu w mieście cicho zakładają, że ktoś (czytaj: służby miejskie) będzie regularnie sprzątał liście, a także, o czym wilkowiczanie wspominają eufemicznie, ślady pozostawione przez ptaki „przesiadujące w konarach”. Już nie mówię o właścicielach samochodów, którzy z ptakami mają długoletnie i beznadziejne porachunki.
Jednak walec ekologiczny zmiażdży te niewczesne protesty, samochody już wkrótce nie będą miały wstępu do miast albo przestaną jeździć ze względu na wysokie ceny paliw. I to będzie rozwiązanie problemu ptasiego brudu, bo mimo wysiłków producentów z branży motoryzacyjnej problemu ptasich odchodów nie udaje się rozwiązać inaczej.
Jesień oznacza opadanie liści, co samo w sobie nie jest takie złe. Z punktu widzenia turystyki krajoznawczej drzewa bez liści nie zasłaniają widoków, które nareszcie można podziwiać bez przeszkód. Mój nauczyciel mawiał, że jesienią można się ,,wyszumieć”, nawiązując do spacerów wśród listowia zalegającego na chodnikach. Za młodu śpiewaliśmy: „a jesienią zamiast liści będą wisieć komuniści”, co było politycznie niepoprawne, ale do tego stopnia przekonujące, że już dawno nie słyszałem o żadnym komuniście. Oprócz tego jesień to istny skarbiec dla grafomanów i prawdziwych poetów. Ileż to wierszy powstało, gdy natchnienie spadło na autora jak jesienny liść? O. Henry napisał opowiadanie pt. Ostatni liść, w którym opisuje życie, a właściwie umieranie pewnej młodej nowojorczanki wpatrującej się w okno, liczącej pozostałe liście bluszczu i przekonanej, że nie przeżyje upadku ostatniego z nich. Opowieść kończy się jednak względnie dobrze: oto wredny sąsiad, do którego ludzkie uczucie znalazło dostęp, w jesienną, dżdżystą noc namalował liść, który oczywiście nie opadł. Ta „liścioterapia” była na tyle skuteczna, że Johnsy zaczęła się „poprawiać”. Niestety, sąsiad malarz przeziębił się i umarł. Takim sposobem nie było taniego happy endu. Ale innych wierszy jest całe mnóstwo. „Mimozami jesień się zaczyna” – pisał Tuwim, a śpiewał Niemen. Ballada Les feuilles mortes jest evergreenem, wykonywanym przez wciąż nowych piosenkarzy. A że jesień to też wyprawy na cmentarze, zakończmy cytatem: „I my zamrzemy, przeszumimy/ Na podobieństwo drzew ogrodu./ Próżno więc pragnąć pośród zimy/ Kwiatów, co giną z przyjściem chłodu”. Autor, nomen omen, Jesienin.