Słowo dieta brzmi złowieszczo. Kojarzy się z wyrzeczeniami, powstrzymywaniem są przed zjedzeniem czegoś smacznego, czasochłonnym przyrządzaniem posiłków oraz drogimi składnikami. Zdrowe odżywianie nie musi jednak wcale wiązać się z poświęceniem, a smaczne dania można przygotować szybko i nie trzeba przy tym odchudzać portfela. O tym, że zdrowa dieta nie jest niczym strasznym, przekonuje Katarzyna Błażejewska- Stuhr – dietetyczka kliniczna i psychodietetyczka oraz współzałożycielka fundacji „Kobiety bez diety”, a także autorka kilkunastu książek o tematyce dotyczącej zdrowego żywienia, gość 5. Śląskiego Festiwalu Nauki KATOWICE.
Praca, studia, dzieci, dom – współczesny człowiek jest coraz bardziej zabiegany i nawet gdyby chciał przygotować sobie zdrowy posiłek, często nie wystarcza mu na to czasu i sił. Z wygody i chęci zaoszczędzenia czasu chętniej sięga po fast food niż przyrządzenie pełnowartościowego dania samemu. Czy jesteśmy w stanie dobrze się odżywiać przy tak szybkim tempie życia?
Jak najbardziej. Sama jestem mamą, żoną, pracuję i też mam mnóstwo interesujących zajęć, które wolę wykonywać, niż siedzieć w kuchni. Jestem za tym, żeby mniej czasu poświęcać na przygotowanie posiłku, dlatego lubię gotować danie, które dzielę na porcje, a następnie zamrażam. Zastosowanie paru podobnych patentów ułatwia wdrażanie zdrowego stylu odżywiania. Przykładowo, planowanie posiłków jest dobrym sposobem na poradzenie sobie w sytuacji, gdy jestem poza domem, w przerwie pomiędzy zajęciami i jestem głodna. Fast food wydaje się często najlepszym rozwiązaniem, gdy mamy niewielki wybór, więc za każdym razem głód w mieście jest dużym ryzykiem dla naszego zdrowego żywienia. Jeżeli to wcześniej zaplanujemy i weźmiemy ze sobą choćby paczkę orzechów, bakalii albo jabłko, łatwiej będzie wówczas ten czas przetrwać. Jeśli raz na jakiś czas zdarzy się zjeść coś nie najzdrowszego, nic złego się nie stanie, gdy jednak małowartościowe jedzenie będzie regułą, odbije się to na naszym zdrowiu i samopoczuciu.
Czyli lepiej wybrać sobie jeden dzień, gdy przygotowujemy zestaw posiłków na cały tydzień, niż każdego dnia poświęcać na to więcej czasu?
Tak, zdecydowanie. Myślę, że tylko pasjonaci gotowania są w stanie czerpać przyjemność z tego, że kilka godzin dziennie spędzają w kuchni. Ja mam bardzo wiele gotowych mrożonych produktów – warzyw czy zup – bo przygotowanie ich zajmuje najwyżej 10–15 minut. Po powrocie do domu mogę szybko przygotować sobie takie danie. Jest to znacznie lepsze niż zrobienie w pośpiechu kanapki z żółtym serem, która będzie zdecydowanie mniej odżywcza.
A czy życie w mieście sprzyja praktykowaniu zdrowego sposobu odżywiania, czy je utrudnia? Z jednej strony dostępność supermarketów sprawia, iż większość produktów jest na wyciągnięcie ręki, ale czy ilość idzie w parze z jakością?
Z tym bywa różnie. Ja staram się robić zakupy na targach lub w kooperatywach rolniczych. Te ostatnie podczas pandemii bardzo się rozwinęły. Warto znaleźć je w swojej okolicy. Choć w miastach jest sporo sklepów ze zdrową żywnością, to uważam, że lepiej szukać miejsca, gdzie produkty są tańsze, ale dobrej jakości. Dobrze jest kierować się smakiem. Jeżeli warzywa czy owoce go nie mają, powinien to być dla nas sygnał, że najpewniej nie mają też wystarczającej wartości odżywczej.
Określenie zdrowa żywność dla wielu sceptyków brzmi dość ekstrawagancko. Przekonanie to podtrzymuje często cena. Produkt z etykietą „ekologiczny” może być znacznie droższy od zwykłego. Krótko mówiąc: czy Polaków stać na żywność ekologiczną?
Trzeba mieć świadomość, że rolnictwo ekologiczne musi być droższe, ponieważ rolnik, który nie stosuje chemii oraz sztucznych nawozów, ma mniejsze plony i grozi mu większe ryzyko, że straci je w przypadku np. zarazy ziemniaczanej. Oczywiście patrzymy na swój portfel, ale musimy też mieć na uwadze, że jeśli teraz nie zainwestujemy w swoje zdrowie, to później prawdopodobnie będziemy musieli zainwestować w leczenie. Starajmy się podejmować jak najlepsze decyzje. Im więcej będziemy wybierać produktów ekologicznych i „głosować widelcem”, tym większy będzie rynek ekologiczny, a produkty tańsze.
Wielu ludzi jest przekonanych, że osoba na diecie to męczennik, a sama dieta jest synonimem cierpienia. A przecież zdrowe odżywianie chyba nie musi wiązać się z nieustannym wyrzeczeniem i poświęceniami?
Jestem jedną ze współzałożycielek fundacji „Kobiety bez diety”, w której chcemy przeciwstawić się traktowaniu diety jako źródła wyrzeczeń i restrykcyjnemu podejściu do żywienia. Jedzenie jest bardzo ważne – wpływa na nasze zdrowie, samopoczucie oraz na świat, w jakim żyjemy. Chciałabym, żeby nawet w sytuacji, gdy ktoś decyduje się na przejście na dietę, bo chce schudnąć, była to długotrwała zmiana nawyków żywieniowych, a nie krótka, restrykcyjna dieta. Z różnych badań wynika, że ten ostatni wariant kończy się porażką w 80–90% przypadków i wzrostem masy ciała w długofalowej perspektywie. Ponieważ jestem psychodietetykiem, wiem, jak podejść do różnych wyzwań, żeby łatwiej było nam sobie z nimi radzić. Już sama myśl, że mamy czegoś nie jeść, może spowodować, że będziemy o tym obsesyjnie myśleć i staniemy się z tego powodu nieszczęśliwi, a po paru godzinach lub dniach – w zależności od tego, kto ma jaką wytrzymałość – w końcu po dany produkt sięgniemy. Z kolei jeżeli zacznie się od wzbogacenia swojej diety większą ilością warzyw – nic nie odejmując, tylko dokładając – to dzięki temu można zmienić swój styl odżywiania, ale z poczuciem, że robi się coś dla siebie i coś się sobie daje, a nie odbiera.
I tutaj rodzi się pytanie: czy możemy przekonać mięsożercę do odejścia od mięsa? Miłośnicy pieczonych kurczaków czy kiełbas często mają świadomość, że hodowla zwierząt na mięso jest szkodliwa dla planety, a i dla ich zdrowia produkty tego typu nie są dobre, ale im to zwyczajnie lepiej smakuje.
Owszem, tak jest, ale nawet dieta planetarna nie wyklucza jedzenia mięsa, zezwala na niewielkie jego ilości. Mnie osobiście podoba się natomiast idea tzw. zielonych poniedziałków, która polega na tym, że w poniedziałek robię sobie przerwę od mięsa, które lubię i jem przez cały tydzień. Wtedy mam okazję przetestować nowe przepisy roślinne. Wydaje mi się, że zastępowanie produktów mięsnych roślinnymi może się nie udać, bo nigdy kotlet z soczewicy czy z tofu nie będzie smakował tak samo, jak kotlet schabowy czy z piersi indyka, można natomiast spróbować zupełnie innych dań, pomyśleć o fasolce po bretońsku, ale bez kiełbasy, a z wędzonym tofu. Nagle się okaże, że przeżyłam ten poniedziałek i wcale nie jest to takie trudne. Można od mięsa odchodzić powolutku, ale też nie deklarować, że już więcej go nie zjem, bo jest to tylko ograniczenie dla naszej głowy. Należy wprowadzać zmiany małymi krokami i bez gwałtu na własnym organizmie.
Czyli roślinne burgery raczej nie przekonają nikogo do wegetarianizmu?
One też mogą być smaczne, ale jeśli będziemy na siłę szukali zamienników, możemy się rozczarować. Roślinne produkty mają nieco inną konsystencję i smak, aczkolwiek w ostatnich latach pojawia się coraz więcej produktów, które niemal idealnie imitują potrawy mięsne.
Czy według Pani edukowanie Polaków na temat zdrowego odżywiania przynosi pozytywne efekty, czy mamy do czynienia z opornym materiałem?
Sądzę, że to trudny temat. Mamy sporo wiedzy i jest w nas ciekawość, lecz czasem nadmiar informacji może komplikować sprawę. Oczywiście obserwujemy zmiany, ale chciałabym, aby zachodziły one szybciej.
Jak na podstawie własnego doświadczenia i obserwacji ocenia Pani coraz powszechniejsze zainteresowanie zdrową, ekologiczną żywnością? Czy jest to przejaw autentycznej troski ludzi o własne zdrowie i przyszłość planety, czy raczej kwestia pewnej mody?
W Polsce tę modę obserwuję już od dobrych paru lat. Wystarczy spojrzeć, ile jest programów kulinarnych w telewizyjnej ramówce. Wprawdzie wiele z nich ma ze zdrowym żywieniem niewiele wspólnego, oscylują jednak wokół tych tematów. Myślę, że jest to trend, który w nas pozostanie. Niestety nasza chęć poszukiwania nowinek jest tak wielka, że rodzi to dość duże pole do nadużyć i wykorzystywania ludzkiej ciekawości. W wielu gazetach możemy co miesiąc znaleźć receptę na inną, nową i rzekomo najlepszą dietę. Nie wiem, czy temat byłby tak popularny, gdyby cały czas pisano, że trzeba jeść warzywa, owoce, pić wodę i się dużo ruszać. Byłoby to dosyć nudne i nikt by regularnie do takiej rubryki nie zaglądał. Do gabinetów dietetyków trafiają niestety ofiary takiego bezrefleksyjnego podejścia do cudownych diet.
Gdzie w takim razie szukać rzetelnych źródeł wiedzy i jak nie zgubić się w natłoku informacji?
Najlepiej wybrać 2–3 zaufanych blogerów lub autorów książek na temat zdrowego żywienia i na nich się skupić, zamiast skakać od jednego do drugiego. Należy przy tym pamiętać, że nadal nie ma prawnie uregulowanego w Polsce zawodu dietetyka i można nim zostać tak jak ja – po pięciu latach studiów na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym, ale można też skończyć tylko jakiś roczny kurs. Warto sprawdzić wykształcenie eksperta, którego słuchamy. Ostrzegawcza lampka powinna się zapalić, gdy słyszymy o stawianiu celów trudnych do zrealizowania, jak np. utrata 14 kilogramów w 10 dni. Nasz organizm tak szybko się nie zmienia i nawet po zażyciu suplementu diety musimy poczekać około miesiąca, aż zauważymy efekty jego działania. Powinniśmy być cierpliwi i patrzeć na wszystko przez filtr racjonalizmu. Stosowanie diety nie powinno też wiązać się z poczuciem winy, dlatego gdy stosowanie się do czyichś zaleceń powoduje u nas złe samopoczucie, to znak, że niekoniecznie jest to coś, co nam służy. Ważne, abyśmy traktowali siebie samych z czułością.
Gdyby miała Pani sprowadzić kwestie zdrowego i bezpiecznego sposobu odżywiania do trzech najważniejszych zasad, to jak by one brzmiały?
Jeść warzywa – dokładać je do swoich posiłków, pić dużo wody i próbować planować posiłki.
Dziękuję za rozmowę.