Zarówno minister nauki i szkolnictwa wyższego prof. Lena Kolarska-Bobińska, jak i Pan Rektor, zapewniacie w publicznych wypowiedziach, że nie ma kryzysu humanistyki, a jednak środowisko akademickie wciąż mocno akcentuje, że taki kryzys jest. Powstał nawet Komitet Kryzysowy Humanistyki Polskiej, który wskazuje na liczne problemy. Ks. prof. Antoni Dębiński, rektor KUL, powiedział nawet, że „humanistyka umiera”. To jest kryzys czy go nie ma?
– Nie ma. Wiele zresztą zależy od tego, co się rozumie przez kryzys humanistyki. Jeśli chodziłoby np. o pieniądze, to przypomnijmy, iż cztery lata temu ówczesna minister nauki i szkolnictwa wyższego, prof. Barbara Kudrycka, powołała do życia Narodowy Program Rozwoju Humanistyki, na którego powstanie nalegaliśmy jako Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich. W ramach tego programu ok. 135 mln zł zostało ostatnio przeznaczonych dla naukowców prowadzących badania w zakresie szeroko rozumianej humanistyki. Do tego należy doliczyć część środków z prawie miliarda złotych rocznie z Narodowego Centrum Nauki, które finansuje badania podstawowe, w tym oczywiście badania humanistyczne, społeczne i prawne. Jak wykazywał wielokrotnie przewodniczący Rady NCN prof. Michał Karoński, zainteresowanie tymi projektami jest dość spore. Współczynnik efektywności, czyli pozyskiwania grantów, jest zbliżony do tego, jaki jest w innych dyscyplinach, czyli w okolicach 20 proc. Dlatego, gdy słyszę o kryzysie humanistyki, zastanawiam się, o czym właściwie mówimy. Koledzy z Komitetu Kryzysowego Humanistyki Polskiej spotkali się ze mną i rektorem Uniwersytetu Warszawskiego. Rozmawialiśmy na temat tego, co właściwie rozumiemy przez kryzys humanistyki. Z postulatów, które PT Koledzy przedstawiali, tylko część była uzasadniona. Jednym z uzasadnionych zarzutów jest niewystarczające finansowanie nauki w Polsce, przy czym to niedofinasowanie nie dotyczy tylko nauk humanistycznych. Także w Horyzoncie 2020, następcy 7. Programu Ramowego UE, z budżetem 77 mld euro do 2020 roku, pojawiły się dwa duże obszary dotyczące humanistyki, a ze względu na konieczność badań interdyscyplinarnych humanistyka znajdzie swoje zastosowanie w wielu miejscach projektów w ramach Horyzontu 2020.
Podczas obrad tzw. okrągłego stołu humanistyki, który odbył się w lutym tego roku, jednym z postulatów było nieodpłatne studiowanie drugiego kierunku. Dziś już wiemy, że zgodnie z werdyktem Trybunału Konstytucyjnego pobieranie przez uczelnie odpłatności za drugi kierunek studiów jest niezgodne z ustawą zasadniczą. Jakie konsekwencje ten werdykt przyniesie w najbliższym czasie?
– W czasie dyskusji nad stanem humanistyki w Polsce pojawiały się głosy, że powodem zmniejszonej liczby studentów na studiach filozoficznych czy humanistycznych jest to, że przed wprowadzeniem odpłatności były one wybierane przez studentów jako drugi kierunek – bezpłatny. Jest to jednak informacja, która nie pokrywa się z danymi, jakie przekazało MNiSW. Minister Lena Kolarska-Bobińska, aby uciąć dyskusję na temat tego, czyje dane są słuszne, zaoferowała, że 20 proc. najlepszych studentów będzie mogło studiować bezpłatnie drugi kierunek studiów. Dziś już wiemy, że po wyroku Trybunału Konstytucyjnego nowelizacja ustawy Prawo o szkolnictwie wyższym przewiduje, iż studiowanie na drugim kierunku studiów jest bezpłatne. Ale tak naprawdę to nie tu jest problem. Ważne jest, aby odejść od tradycyjnego sposobu nauczania czy to filozofii, czy innych przedmiotów humanistycznych. Swego czasu uczestniczyłem w seminarium dla rektorów, którego celem było przedstawienie najnowszych trendów w dydaktyce. Mówiliśmy m.in. o tzw. project based learning, czyli nauczaniu, które za punkt wyjścia bierze konkretny problem do rozwiązania, tak jak np. w przypadku nauczania prawa już standardem stało się analizowanie tzw. case studies. Przykładowo, w przypadku filozofii nie tyle chodzi o to, aby chronologicznie przedstawiać kolejne epoki i nurty filozoficzne, ale by je niejako synchronicznie zastosować do omawiania wielkich pytań filozofii, a więc wprowadzić do kształcenia np. filozofii case studies. Historia filozofii jest niezwykle ważna, ale trzeba ją wpleść w rozwiązywanie problemów. Nikt nigdy natomiast nie chciał usuwać filozofii z uniwersytetów. Koledzy z Białegostoku, którym się to zarzuca, wcale jej nie zlikwidowali, lecz wpletli w kognitywistkę, chcąc pokazać, w jakich dyscyplinach filozofia ma zastosowanie. U nas natomiast bardzo dużym zainteresowaniem kandydatów na studia cieszy się coaching filozoficzny. I to jest jeden z oczywistych przykładów pokazujących, że filozofia jest absolutnie niezbędna. Czasem trzeba tylko pokazać, do czego.
Filozofia stosowana?
– Myślę, że my filozofię stosujemy, nie nazywając jej stosowaną. Tak jak to widzieliśmy u Moliera: M. Jourdain, z komedii Le Bourgeois gentilhomme, nie wiedział, że mówi prozą. Myślę, że takiego problemu nie ma w humanistyce. Jest natomiast potrzeba przeprofilowania sposobu prowadzenia badań w humanistyce, idącego w kierunku większej jeszcze interdyscyplinarności i pracy zespołowej oraz podejmowania zagadnień, które są ważne dla społeczeństwa. Dlatego te dwa wielkie obszary, o których wspomniałem, mają dość spore jak na humanistykę finansowanie w Horyzoncie 2020. Sama idea Horyzontu 2020 jest oparta na idei, że owszem są duże obszary wskazywane jako priorytetowe, słynne grand challenges, ale ich badanie i rozwiązywanie problemów, które ze sobą niosą, nie może się odbywać bez połączenia wysiłków badaczy z wielu dyscyplin, w tym z dyscyplin humanistycznych.
Czyli wracamy do renesansu i do pierwotnego znaczenia słowa „humanizm”?
– Tak, wracamy do renesansu i do szeroko rozumianego humanizmu. Także Arystotelesa. Byliśmy przyzwyczajeni, że w pewnym sensie „parcelujemy” człowieka na jakieś części i uważamy, że gdy np. medycyna zbada, co nam dolega w naszym wnętrzu, to nas całkowicie wyleczy. A doskonale wiemy, że człowiek jest istotą psychofizyczną. Pojęcie interdyscyplinarności sprowadza się także właśnie do holistycznego podejścia, pełnego opisu każdego zagadnienia.
Często w dyskusjach o polskiej nauce słyszymy określenie „praktyczne zastosowanie”. Pojawiają się jednak głosy, że rola i misja uniwersytetu nie powinny wyczerpywać się w przygotowaniu studenta do rynku pracy, którego potrzeby zresztą – jak pokazuje historia – są dość zmienne i nie jesteśmy w stanie przewidzieć tego, jakie będą zapotrzebowania na rynku pracy za 5–10 lat. Czy kształcenie akademickie nie powinno lepiej przygotowywać młodego człowieka do życia społecznego w nawiązaniu do tradycji czy wartości, których nośnikiem są właśnie nauki humanistyczne?
– Zdecydowanie tak. Ale przywołam w tym miejscu także dane statystyczne, o których trochę zapominamy w tych dyskusjach. Według danych Eurostat 82,5 proc. absolwentów studiów wyższych w Polsce, w zakresie wiekowym 24–65 lat, znajduje zatrudnienie. Zapewne nie zawsze w swojej wyuczonej dyscyplinie. Natomiast poziom zatrudnialności dla tych, którzy kończą edukację na szkole średniej, kształtuje się na poziomie ok. 62 proc., a u osób z wykształceniem podstawowym w ok. 40–42 proc. A zatem to nie jest prawda, że uczelnie wyższe są fabrykami bezrobotnych. Druga ważna kwestia to zatrudnialność absolwentów bezpośrednio po ukończeniu studiów. Rzeczywiście wyniki badań z przełomu 2012 i 2013 roku pokazują, że ich zatrudnialność jest zdecydowanie niezadowalająca – poziom bezrobocia w tej kategorii w Polsce kształtuje się w okolicach 28 proc. Trzeba jednak pamiętać, że poziom zatrudnialności absolwentów wszystkich szkół – od podstawowych, przez średnie do wyższych – jest bardzo mocno skorelowany z poziomem rozwoju gospodarczego danego kraju w danym momencie. Zrzucanie zatem winy na absolwentów czy na uczelnie, że nie przygotowują do rynku pracy, jest niesprawiedliwe, chociaż nie ma najmniejszej wątpliwości, że tam, gdzie jest to potrzebne, uzasadnione i celowe powinno być wprowadzane upraktycznienie zajęć uniwersyteckich. Musimy również pamiętać, że chodzi nie tylko o to, jaki kierunek kończymy, ale także o to, co sobą reprezentujemy, a zatem jakie mamy tzw. umiejętności miękkie, np. pracy w grupie, komunikacji, rozwiązywania problemów itp. Takie umiejętności są dziś absolutnie konieczne. Potwierdzają to zresztą badania oczekiwań przedsiębiorców wobec absolwentów szkół wyższych, którzy wyraźnie wskazują, iż oczekują od absolwentów, poza umiejętnościami merytorycznymi, tego typu umiejętności miękkich. Czasem, zdarza się, iż kandydat, mający świetne kompetencje merytoryczne, ale niewielkie społeczne, nie jest zatrudniany dlatego, że nie potrafi np. przekonać swojego pracodawcy, a potem ewentualnego klienta, do swoich racji. Dlatego też m.in. zostały podjęte decyzję, aby na studiach politechnicznych i medycznych były realizowane przedmioty humanistyczne, zwłaszcza filozofia, zaś na studiach humanistycznych – elementy informacji na temat techniki czy nowych technologii.
Uniwersytet, tzw. comprehensive university, który reprezentuje wszystkie dyscypliny naukowe, nie może ograniczać się do uczenia wyłącznie tego, co jest bezpośrednio potrzebne dla rynku pracy. Naszym zadaniem jest przygotowanie ludzi, którzy ten rynek pracy będą zmieniać i kształtować, czyli nie do tego, co już jest, ale do tego, co będzie i co będzie ich wytworem. Dlatego tak mocno kładziemy nacisk na innowacyjność, kreatywność, przedsiębiorczość, myślenie out of the box.
Często mówimy o konieczności większego kształcenia na tzw. kierunkach ścisłych, ale, jak pokazują tegoroczne wyniki matury z matematyki, z naukami ścisłymi jest bardzo źle u podstaw. Co się dzieje z nauczeniem tego przedmiotu, a zarazem poziomem wiedzy późniejszych studentów kierunków ścisłych? Od dawna mówi się głośno o coraz niższym poziomie kształcenia na uczelniach spowodowanym niskim poziomem wiedzy młodzieży kończącej naukę w liceach. Jak na takiej bazie budować społeczeństwo oparte na wiedzy?
– Cała edukacja powinna być jednym systemem i zasadniczo jest, choć podzielonym na kawałki. Na wszystkich szczeblach kształcenia – od szkoły podstawowej do studiów wyższych – powinniśmy stosować nowoczesne metody dydaktyczne. Mam tu na myśli m.in. wcześniej już wspomnianą ideę, która nazywa się project based learning, polegającą na odchodzeniu od faktografii (ale nie rezygnacja z niej) na rzecz myślenia i rozwiązywania problemów. Pytanie brzmi, oczywiście, jak to jest obecnie realizowane. Być może do końca nie realizujemy dobrych elementów zawartych w nowej podstawie programowej w szkołach. Ona zresztą obowiązuje od niedawna, więc trzeba jej dać jeszcze trochę czasu. Idea project based learning powinna być obecna podczas całej edukacji – od przedszkola do uniwersytetu trzeciego wieku.
Jeśli chodzi o matematykę w tym roku na maturze, to wydaje mi się, że problem naszego szkolnictwa, zresztą nie tylko naszego, polega na tym, że często nie potrafimy z młodych ludzi wydobyć talentów, które mają. W trakcie edukacji zdarza się nam gubić ich zapał, spontaniczność i świeżość spojrzenia. Rozwiązaniem tego problemu może być m.in. zmiana sposobu kształcenia: z tradycyjnego na nauczanie oparte na rozwiazywaniu problemów, a wiec generalnie na pobudzaniu myślenia, i nie chodzi przecież tylko o matematykę. W przypadku natomiast matematyki doskonale wiemy, że błędy zostały popełnione wtedy, kiedy ten przedmiot wycofano jako obowiązkowy z matury. Może ktoś pomyślał, że taki zabieg w konsekwencji zwiększy odsetek osób zdających maturę, ale nam przecież nie zależy na statystyce i dobrze wyglądających danych pokazujących, jak dużo osób zdaje z wynikiem pozytywnym maturę, ale tylko i wyłącznie na poziomie wiedzy i umiejętności poprawnego myślenia maturzystów. Pytano mnie w tym kontekście, czy nie powinniśmy odejść od trzydziestoprocentowego progu zdawalności matury. Zdecydowanie się temu przeciwstawiam: matura jest egzaminem dojrzałości, na którym młody człowiek powinien reprezentować odpowiedni, dojrzały właśnie, poziom. Warto przy okazji wspomnieć, iż w Polsce mamy aktualnie bardzo wysoki współczynnik skolaryzacji – co drugi maturzysta podejmuje studia wyższe. Ale pytanie, które ostatnimi czasy coraz częściej się pojawia, brzmi: czy potrzebujemy tylu magistrów? Czy rynek pracy tylu ich potrzebuje? Czy przypadkiem część z pracowników nie jest „przeuczona” w stosunku do wymagań na stanowiskach pracy, na których pracują? A stwierdzenia dotyczące The Fate of the Overeducated and Underemployed goszczą często w dyskusjach o stopniu skolaryzacji nie tylko w Europie.
Stoimy u progu nowego roku akademickiego, ale również możemy dokonać podsumowania minionego. Na pewno wielkim sukcesem Uczelni okazało się przyznanie Centrum Badań Polarnych statusu Krajowego Naukowego Ośrodka Wiodącego. Czy możemy pochwalić się jeszcze innymi, równie spektakularnymi sukcesami?
– Wszyscy się cieszymy, że status Krajowego Naukowego Ośrodka Wiodącego został przyznany naszym kolegom z Wydziału Nauk o Ziemi, zespołowi pracującemu pod kierunkiem prof. Jacka Jani we współpracy z jednostkami Polskiej Akademii Nauk. Czy mamy inne sukcesy? Tak, tych sukcesów jest zresztą sporo. Przed wakacjami np. ukazał się jeden z ogólnoświatowych rankingów, w którym na tysiąc uczelni Uniwersytet Śląski znalazł się na 9. pozycji wśród polskich uczelni. Zawsze mamy bardzo dobre oceny, jeśli chodzi o naszą obecność w sieci, tzw. visibility. Przykładowo ranking Webometrics co roku sytuuje nas na coraz wyższych pozycjach. Ale nigdy nie jest tak dobrze, aby nie mogło być lepiej, więc mamy jeszcze sporo rzeczy do zrobienia.
A gdzie są nasze słabe strony, które widać w tych rankingach?
– Jest taki problem, który widać nie tylko w naszym Uniwersytecie i nie tylko w Polsce. To zbyt mała współpraca między wydziałami w poszczególnych uczelniach, a przy projektach interdyscyplinarnych jest to przecież podstawą. Podobnie w kształceniu: powinniśmy proponować bardziej holistyczne, interdyscyplinarne zajęcia, także w językach obcych, głównie w języku angielskim. Tutaj trochę odstajemy od innych dużych, dobrych uczelni polskich. Zajęć w językach obcych, głównie w języku angielskim, mamy niewiele (poza, oczywiście, neofilologiami), a przecież zależy nam na tym, aby przyciągnąć do naszego Uniwersytetu więcej studentów zagranicznych. Internacjonalizacja w zakresie kształcenia jest jednak realizowana wówczas, gdy oferta dydaktyczna jest interesująca. Taką ofertę musimy tworzyć, rozwijać i promować. Mimo że wysyłamy bardzo wielu naszych studentów za granicę, także pracowników, w ramach głównie programu Erasmus, a teraz Erasmus+, to jednak studentów przyjeżdżających do nas jest wciąż zdecydowanie za mało.
Pod koniec 2013 roku został uruchomiony największy do tej pory program Komisji Europejskiej na rzecz badań naukowych i innowacji Horizon 2020, w ramach którego można aplikować o środki na badania naukowe. Czy nowa perspektywa finansowania projektów ze środków Unii Europejskiej to bardziej wyzwanie czy szansa dla polskiej nauki?
– Jedno i drugie. Szansa bez wątpienia dlatego, że mamy bardzo utalentowaną młodzież i świetnych uczonych. W 7. Programie Ramowym Polska miała wyniki nie takie, jakbyśmy chcieli, np. w porównaniu z Niemcami czy Francją. Bardzo ważna jest tutaj współpraca z dobrymi zespołami badawczymi z zagranicy. W świecie współczesnym, przy coraz większej globalizacji i oczywistej uniwersalności nauki, nie da się prowadzić znaczących badań naukowych bez ich internacjonalizacji, współpracy z uczonymi z całego świata. Przypomnijmy w tym kontekście, iż Uniwersytet Śląski wraz z ponad dwustu uczelniami podpisał tzw. Pakt dla Horyzontu 2020. Jest to inicjatywa, którą minister Lena Kolarska- Bobińska przedstawiła w porozumieniu z KRASP i Radą Główną Szkolnictwa Wyższego. Wśród punktów, do których realizacji się zobligowaliśmy, jest m.in. jak najlepsza informacja i promocja Horyzontu 2020, pokazywanie, jak on funkcjonuje i jakie są w nim środki finansowe na badania w poszczególnych obszarach, a także zdecydowane wspomożenie osób składających projekty. Musimy zatem stwarzać jak najlepsze warunki do składania wniosków przez naszych uczonych w Horyzoncie 2020, niezależnie od tego, że konkurencja jest tam wielokrotnie większa i jest trudniej niż w przypadku wniosków kierowanych do naszych agencji narodowych. Zadania i cele do osiągniecia musimy sobie jednak stawiać wysokie, bo tylko takie liczą się na arenie międzynarodowej.