KRUCHY FUNDAMENT PAMIĘCI

Pamiec - najwspanialszy wynalazek, a moze dar natury wszystkich czasow. Widocznie do czegos bardzo potrzebny. Pamiec ma nas ochraniac, ostrzegac, oskarzac i zawstydzac. Poruszac sumienia, powsciagac agresje, powstrzymywac zabijanie...

Czy nie za wiele oczekujemy od tak kruchej substancji? Zwlaszcza gdy chodzi o pamiec konkretna: HOLOCAUSTU. Co robic z pamiecia o najbardziej tragicznym i zarazem najtrudniejszym do pojecia zdarzeniu srodka naszego wieku? Jak jej sluzyc by ona sluzyla nam, ludziom wchodzacym w wiek XXI? A moze pamiec powinna byc tylko bezinteresownym darem w holdzie tym, ktorzy niewinnie pogineli?

U podstaw rocznicowych obchodow zdaje sie tkwic przeswiadczenie, o koniecznosci ciaglego przeciwstawienia sie niszczycielskiej sile czasu, bowiem w swej naturalnej bezwzglednosci sprzyja on zacieraniu wszelkich sladow, w tym sladow zbrodniczej dzialalnosci i jej skutkow. Unicestwia dowody zbrodni, ale tez wymazuje z pamieci swiadkow szczegoly drastycznych scen i ponizajacych ekscesow obozowego zycia. Kruszeja materialne szczatki dobytku osob zagazowanych i spalonych w obozowych krematoriach. Cmentarzysko w Brzezince porasta coraz bujniejsza trawa. Kurczy sie gromadka ocalalych wiezniow, a z ich wspomnien znika oskarzycielski ton. Ulaskawienie dzieki zanikajacym sladom pamieci? A moze prawo do usuniecia traumy z najglebszych warstw psychiki?

Uczcic pamiec ofiar - to jedno. Nie dopuscic do zapomnienia, jakie byly mechanizmy zbrodni ludobojstwa - to drugie. Te dwa cele moga byc ze soba sprzeczne, a przynajmniej niespojne. W pierwszym wypadku pamiec jest bezinteresownym dowodem solidarnosci miedzyludzkiej, w drugim - prosze mi wybaczyc - instrumentem. Nawet jesli ma on sluzyc szczytnym celom, w pewnych okolicznosciach moze byc naduzywany, a nawet sluzyc do manipulacji opinia publiczna. Czy nie jest proba manipulacji uporczywe krzywdzace oskarzanie ludnosci polskiej o wspoludzial w zbrodniach ludobojstwa? Czy nie zbyt slabym glosem mowimy o pseudonaukowych podstawach hitlerowskiej teorii rasizmu, z ktorej wyplywaly dyrektywy zorganizowanego z perfekcyjna premedytacja unicestwiania ludzi na masowa skale. Byc moze dlatego patetyczne slowa Apelu do Narodow Swiata w czasie ostatnich obchodow 50 rocznicy wyzwolenia obozu Auschwitz-Birkenau, z takim trudem uzgodnione na Wawelu, nie zabrzmialy jak spizowy dzwon na trwoge.

BEZRADNOSC PAMIECI

Bo wyglada na to, ze nawet najbardziej pieczolowicie pielegnowana pamiec w tysiacach dokumentow, setkach wspomnien, dziesiatkach filmow dokumentalnych, nie jest w stanie zapewnic nam bezpiecznego trwania, byc tarcza ochronna, skuteczna tama narastajacej w roznych czesciach swiata fali nienawisci i nietolerancji. Jak to sie dzieje, ze plomienne slowa Apelu, ich szlachetny ton nie poruszaja sumien? Za to uwydatniaja bezradnosc wspolczesnych autorytetow, paradoksalnie - umniejszajac wage tamtych ofiar. A przeciez tragedia powinna miec sens. Wymowa tamtych zdarzen jest niewspolmierna z wymowa nawet najlepiej zorganizowanych rytualow rocznicowych. Raza schematy oficjalnych gestow, wywolujac poczucie dysharmonii, jesli nie wrecz absurdu.

RACHUNEK KRZYWD

Owa bezradnosc wobec tragicznej schedy wynika, jak sie zdaje, z dwu powodow: z ograniczonosci naszego umyslu oraz z malodusznosci serca. Umysl gubi sie w szczegolach, a brak syntezy wiedzy udokumentowanej, ale rozproszonej, nie sprzyja jednoznacznej ocenie, bez koniunkturalnych deformacji. Wprawdzie proces w Norymberdze zakonczyl sie jednoznacznym wyrokiem, ale sad historii ciagle trwa. Czy nie jest swoistym rekordem nieudolnosci "procesowej" fakt, ze przez pol wieku nie bylo zgody co do liczby ofiar ludobojczej praktyki hitlerowskiej? Byly lata, ze wyolbrzymiano rozmiary popelnionych zbrodni, to znow je minimalizowano, nie mowiac o haniebnych wrecz probach udowodnienia, ze Oswiecim i Brzezinka to wymysl i falszerstwo na uzytek propagandy antyniemieckiej. I chociaz wahadlo ponurej kalkulacji zostalo wreszcie zatrzymane - prawda jest nadal wstrzasajaca. Rachunek krzywd nie jest bowiem zwyklym sumowaniem i nie wchodzi w zakres obowiazkow tylko historyka-archiwisty. Rachunek krzywd nalezy rozumiec znacznie szerzej i glebiej, jako podstawe nie tylko wymierzania sprawiedliwosci i zadoscuczynienia lecz rowniez wybaczania.

POTOMKOWIE KAINA I ABLA

A malodusznosc serca? Nie mamy juz ochoty (a moze sil? ) wglebiac sie w tragiczne zdarzenia sprzed lat piecdziesieciu, identyfikowac z ofiarami, utozsamiac z ich losem. A przeciez zrozumiec to cos wiecej niz przyjac do wiadomosci. To wczuc sie, chocby na chwile, w sytuacje ofiary przede wszystkim, ale takze oprawcy i ... kata. Odpowiedziec sobie, czy w okreslonych okolicznosciach nie bylbym w stanie powazyc sie na czyn sprzeczny z przykazaniem "Nie zabijaj"? Ktos slusznie zauwazyl, ze wszyscy jestesmy potomkami Kaina i Abla.

ZYC NORMALNIE

Ktos sie oburzy: "Coz za karkolomna konstrukcja. A ja nie chce wchodzic w role kata, ani ofiary, ja chce zyc normalnie". Znam osoby, ktore omijaja szerokim lukiem wszystko co ma zwiazek z martyrologia, wojna i okupacja. Nawet "Lista Schindlera" nie jest w stanie zwabic ich do kina. Odmowa towarzyszenia gosciom zagranicznym w odbyciu pielgrzymki do miejsc stracen nie nalezy do rzadkosci. Znam osoby, ktore otwarcie glosza, ze nie byly i nie beda w Muzeum Oswiecimskim. One nikogo z bliskich nie stracily, po prostu unikaja przykrych przezyc. Ale znam rowniez przypadek osoby, ktora przezyla obozowa gehenne, utraciwszy bliskich. Po wojnie starala sie urzadzic zycie w miare wygodnie, nawet luksusowo. Wyczuwajac w otoczeniu rodzaj nagany wylozyla swoja filozofie: "Czy to, ze moi zgineli ma oznaczac, ze teraz ma mi byc zle na swiecie, przeciez dosyc sie nacierpialam". No wlasnie. Wszak wiele procedur terapeutycznych wobec bylych wiezniow przewiduje "przepracowanie" zaloby. Terapeuta stara sie wymazac z pamieci traumatyczne przezycia pacjenta pomagajac wydobyc sie z depresji i normalnie zyc. No tak, ale z drugiej strony oczekujemy, ze ofiary beda swiadkami. Ciagle jeszcze trwaja procesy, a kazde uchybienie spowodowane niedostatkiem pamieci swiadka dziala na korzysc oskarzonego oprawcy. Kwestionowanie pamieci swiadkow jest notorycznie stosowana praktyka adwokatow.

W KIERUNKU POJEDNANIA

Nadmierne eksponowanie krzywdy w imieniu tych co pogineli i tych co stracili wszystkich i wszystko moze przerodzic sie u poszkodowanych w postawe na zawsze pelna roszczen, uniemozliwiajaca przebaczenie i pojednanie. Z kolei konieczne dla wymierzania sprawiedliwosci eksponowanie winy moze przeszkodzic w trudnym akcie ekspiacji jakiego oczekujemy ze strony sprawcow zbrodniczej dzialalnosci.

Poczucie krzywdy umacnia roszczeniowosc, nieustanne pobudzane poczucie winy takze deformuje psychike. Oba uczucia utrudniaja wspolzycie, rodzac nieufnosc i dystans miedzy ludzmi i narodami. Trudno zyc obecnym pokoleniom Niemcow z poczuciem winy, gdy sami nie uczestniczyli w zbrodniach, trudno wczuc sie w sytuacje ofiar, gdy nie bylo sie na ich miejscu. A jednak to wlasnie nalezalo uczynic, by nie uchybic pamieci ofiar. Trud empatii. Tylko tyle, czy az tyle?

OCZYSZCZAJACA MOC SZTUKI

Moze sztuka dopomoze nam w samooczyszczeniu? Ze swoja sila oddzialywania na wyobraznie i zdolnoscia do poruszania tajemnych strun w psychice czlowieka. Sa tacy, ktorzy uwazaja, ze wobec Holocaustu takze i sztuka powinna milczec. Wydaje sie, ze choc sztuka o tresci martyrologicznej towarzyszy nam niemal od pierwszych dni wyzwolenia obozow i zakonczenia II wojny swiatowej, tak naprawde nie ujawnila swojej potegi. Owszem, istnieja pomniki meczenstwa, rzezby i obrazy, dziela bardzo wybitne. Istnieje obfita literatura, przejmujace obrazy filmowe i sztuki dramatyczne. Przesyt doslownoscia, niedosyt scalajacej okruchy doswiadczenia syntezy artystycznej? Brakuje dystansu? Oczekujemy na dzielo na miare antyku, na oczyszczajaca moc sztuki, ktora ulatwi prawdziwe pojednanie tych co zawinili z tymi co doznali krzywdy, nawet gdy ich juz nie bedzie.

KOGO TO OBESZLO

Najbardziej nawet staranna organizacja uroczystosci upamietniajacych rocznice tragedii nie wywola glebokiego rezonansu w sumieniach. Obchody wyzwolenia KL Auschwitz-Birkenau byly widowiskiem. Kamery bezlitosnie penetrowaly tlum dostojnych gosci. Ktos niecierpliwie spogladal na zegarek, ktos inny kulil sie z zimna. Zal bylo czekajacych na lodowatym wietrze niemlodych przeciez bylych wiezniow. Czy wytrzymaja oni trudy uczestnictwa w uroczystosciach? Razily potkniecia jezykowe i nonszalancki ton mlodych sprawozdawcow TV, dajacych do zrozumienia, ze temat im "nie lezy". Lepszy stadion sportowy lub kuluary na Wiejskiej?

Ceremonial rocznicowy przewidywal modlitwy, przemowienia dostojnikow, apel i... cisze. O te ostatnia bylo najtrudniej. Na szczescie nie spelnily sie obawy, ze jakis mimowolny zgrzyt zostanie odczytany jako brak uznania dla wyjatkowosci losu Zydow.

"Ofiarom KL Auschwitz winni jestesmy pamiec. Zyjacym - winni jestesmy troske o pokoj, tolerancje, prawa czlowieka... " Wzniosle slowa Apelu zderzyly sie z brutalnym zywiolem wojny na ekranach telewizorow swiata. One szly, niestety w parze, i tak zapewne zostaly utrwalone w swiadomosci milionow ludzi, jak koszmarny, pelen drwiny videoclip.

Gdy stopniowo pojawialy sie plonace lampki i znicze - stalo sie jasne, ze one najlepiej wiedza jak "zachowac sie" na cmentarzu.