MÓJ PIERWSZY RAZ W SPODKU

Od imprezy minęło dziewięć godzin, jest 8:30, a ja, ex-członkini wczorajszego, kilkutysięcznego tłumu, siedzę na stołówce mojego wydziału i czekam jedynie na śmierć. Impreza „MTV Europe Music Awards 2001”, która odbyła się 8.11. br., była pretekstem do mojej dziewiczej wizyty w katowickim Spodku. Wiele słyszałam o super koncertach, które tam się odbywają, więc postanowiłam na własnej skórze odczuć magię tego miejsca. Po kilkudziesięciu minutach jazdy „przeciekającym” autobusem dotarłyśmy (ja + przyjaciółka) do naszej Mekki. Miałyśmy trochę czasu do rozpoczęcia imprezy, wiec, jak na prawdziwe studentki przystało, wypiłyśmy najsłynniejszy tyski (choć z Poznania) napój. Nie był to najgorszy pomysł, wziąwszy pod uwagę fakt, iż sponsor imprezy raczył nas Carlsbergiem po cztery złote polskie za 0,4 litra. Jeśli jestem już przy finansach, to warto wspomnieć, iż o ile moje pięć złotych, które wydalam na bilet, „poszło” na cele charytatywne, to w szatni, aby dostać numerek musiałam pożegnać się z jednym Carlsbergiem. Pomimo początkowych „zgrzytów” byłam przygotowana na fajną imprezkę. Frekwencja była umiarkowana, dzięki czemu nie było kolejek do ubikacji.

Ochrona działała sprawnie, jedynym minusem okazał się rozmiar biletu, którym trzeba było machać niczym flagą, za każdym razem, gdy ponownie wchodziło się na płytę. Chyba jedyną rzeczą na której się nie zawiodłam, była (oprócz muzyki) organizacja. Po występie zespołu SAMI, który szczerze mówiąc darowałam sobie i kilku utworach Kai Paschalskiej (jeśli ktoś jest telewidzem ambitnym, to informuje, ze Kaja to gwiazda naszej, polskiej, sztandarowej telenoweli KLAN), ok. godz. 9-tej zaczęła się transmisja rozdania nagród we Frankfurcie. Wśród gwizdów, które towarzyszyły ciągłym zakłóceniom w transmisji, organizatorzy wpadli na genialny pomysł, by w czasie imprezy o nazwie „MTV Music Awards”, przerwać połączenie satelitarne z uroczystości rozdania nagród. Jednak nie ma tego złego, dzięki temu taktycznemu posunięciu dużo wcześniej na scenie pojawili się muzycy z kapeli Brainstorm. Wszyscy członkowie zespołu byli młodzi, piękni niczym z obrazka i na szczęście umieli śpiewać również na żywo. Występ był świetny, czego potwierdzeniem jest fakt, ze nawet „okres burzy i naporu” jaki trwał pod sceną, nie przeszkadzał mi w audiowizualnym odbiorze. Niestety po jednym bisie, jakim była piosenka z festiwalu Eurowizji (w którym kilka lat temu ów grupa uczestniczyła), chłopcy zniknęli ze sceny, ustępując miejsca formacji ATC. No cóż, nie jestem fanka tego typu muzyki, wiec powstrzymam się od komentarza ich występu. Na koniec, prowadzący imprezę wykazał postawę prawdziwego patrioty i ogłosił zebranym, iż nagrodę przywiezie z Frankfurtu Kasia Kowalska. Skończyło się ok. wpół do dwunastej, szkoda tylko, ze jedyną „cool rzeczą” było piwo.

Potem była już tylko droga do akademika, waletowanie u Darka i Michała, tzn. cztery i pół godziny snu oraz ranek spędzony na wydziałowej stołówce. Mogę mieć tylko nadzieję, że w przyszłym roku będzie lepiej i że tego dożyję.

Autorka (ur.1982) jest studentką I roku bibliotekoznawstwa i informacji naukowej na Wydziale Filologicznym UŚ.

Ten artykuł pochodzi z wydania:
Spis treści wydania
Kronika UŚNiesklasyfikowaneNowe książkiOgłoszeniaStopnie i tytuły naukoweW sosie własnym
Zobacz stronę wydania...