ELEKTRONICZNA KOŚĆ NIEZGODY

Istnieje ogromna liczba ludzi, dla których INTERNET jest pojęciem czysto abstrakcyjnym. Podobnie jak rakieta, czy samochód Formuły 1. Jeszcze kilka tygodni temu ja również zaliczałam się do wyżej wymienionej grupy, ale na szczęście dowiedziałam się, iż na moim wydziale można korzystać z pracowni komputerowej. Oczywiście odbywało się to nieoficjalnie, podczas przerw między zajęciami, kiedy to sala była wolna od zajęć. Moje szczęście nie znało granic wziąwszy pod uwagę fakt, iż nie należę do grona studentów posiadających komputer. Dodatkowo perspektywa nauki obsługi tego sprzętu w kafejce internetowej wydawała się niepociągająca i raczej kosztowna. W moim przypadku wizyty w pracowni miały (z reguły) czysto dydaktyczny charakter, nie licząc jednego wysłanego SMS’a (z oficjalnej strony mojej sieci komórkowej), a także (w chwili umysłowego zaćmienia) odwiedzenia strony Big Brother’a. Dzięki temu przekonałam się, że komputer nie gryzie i jest raczej przyjazny laikom. Jednak jak to w życiu bywa, co dobre szybko się kończy. Przed paroma dniami przed drzwiami pracowni przywitała mnie wisząca na nich kartka z podpisem Pani Prodziekan ds. Studiów Zaocznych. Z charakteru noty wywnioskowałam, że jeśli się „nie wyloguję z pracowni to zostanę wylogowana z uczelni”. Nie wiem jak innych, ale mnie osobiście memento prof. dr hab. E. Gondek przekonało i więcej się w pracowni nie pojawiłam. Powodem nałożenia przez władze uczelniane sankcji na korzystanie z komputerów było niezgodne z przeznaczeniem korzystanie z ogólnych dóbr tj. chat’owanie, wysyłanie bezpłatnych SMS’ów oraz sprawdzanie poczty własnej użytkowników. Rozumiem, że nie są to stricte dydaktyczne praktyki, jednakże wnoszę o zrozumienie.

Po pierwsze: należy uwzględnić dochody (a w większości przypadków ich brak) studentów, uniemożliwiające regularne uczęszczanie do, tak popularnych ostatnio, kafejek internetowych.

Po drugie: nigdy nie uda się kontrolować poczynań użytkowników sieci (choć zawsze można założyć blokadę uniemożliwiającą dostęp do większości wątpliwych pod względem dydaktycznym stron www, jednakże pomysł ten jest zdecydowanie głupi, no chyba że na uczelnię zgłosi się jakiś chętny, emerytowany Cenzor z czasów PRL’u).

Po trzecie: Korzystanie z Internetu przez studentów mojego wydziału nie jest chyba tak karygodne, w porównaniu z przeznaczeniem jakie spotkałam na innej państwowej, śląskiej, wyższej uczelni. Chodzi mi o ściąganie z Internetu utworów muzycznych (tzw. piractwo) z przeznaczeniem zarobkowym.

Po czwarte: Są jeszcze studenci, którzy szczerze pragną przyjmować wiedzę, a niestety nie mają do tego warunków. Najlepszym przykładem na absurd wyżej wymienionej sankcji jest pewna studentka pierwszego roku, która nie uczęszcza do Biblioteki Śląskiej z pewnego powodu. Choć niektórym wyda się to śmieszne istnieją studenci, którzy po prostu nie potrafią korzystać z komputera. Może więc warto byłoby pomyśleć o udostępnieniu jednej z pracowni komputerowych, chociaż na kilka godzin w tygodniu, podczas których studenci mogliby oswoić się z komputerem (lub pisać obrazoburcze teksty) w uczelnianym zaciszu. Tym, którzy posiadają stałe źródło dochodu polecam sposób mojej koleżanki z roku, która poszukała sobie miłej kafejki. Natomiast studentom zmuszonym wybierać między zjedzeniem obiadu, a surfowaniem po internecie – wylogowanie się.

Z poważaniem -
WYLOGOWANA

Ponieważ nie jest to jedyny głos, jaki dotarł do nas w tej sprawie, liczymy na odpowiedź z Wydziału Filologicznego. (Redakcja)

Ten artykuł pochodzi z wydania:
Spis treści wydania
Kronika UŚNiesklasyfikowaneNowe książkiOgłoszeniaStopnie i tytuły naukoweW sosie własnym
Zobacz stronę wydania...