Jak Italia podbija serca i playlisty

Każdy Europejczyk ma dwie ojczyzny – Grecję i Włochy. Dziś pominiemy kraj olimpijskich bogów i przyjrzymy się źródłom sukcesu przemysłu muzycznego po drugiej stronie Adriatyku, a ten od lat ma się doskonale, czerpiąc pełnymi garściami z bogatych tradycji regionalnych Italii. Odważne korzystanie z kilku istotnych elementów włoskiej kultury daje muzyce popularnej tego kraju znaczące korzyści i stanowi klucz do muzycznych serc.

Uliczny koncert w Villagrande Strisaili
na Sardynii
Uliczny koncert w Villagrande Strisaili na Sardynii

Po pierwsze – język i jego melodyjność, która wydaje się niezbędna, aby oddać włoską ekspresyjność i emocjonalność. Usłyszałem kiedyś, że mowa Półwyspu Apenińskiego zawiera wszystkie elementy fonetyczne predestynujące do wykorzystania jej w śpiewie operowym i wyśpiewanie tzw. ce czterokreślnego. Oczywiście, są języki o równie wysokim potencjale do użycia w twórczości muzycznej – jednym z nich jest nadal dominujący w popie język angielski. W wyjątkowy sposób używają go od lat Szwedzi, którzy dzięki wysokiemu poziomowi nauczania angielskiego sprawiają, że do dziś wiele osób jest zaskoczonych, że duża część znanych artystów pochodzi ze Sztokholmu czy miejscowości o nietypowo brzmiących nazwach, takich jak Bjørkåsen lub Össjö, i że w rzeczywistości są one poddanymi Karola XVI, a nie Karola III. W tej rywalizacji Włosi mogą jednak poszczycić się faktem, że w swojej twórczości trzymają się języka ojczystego.

Po drugie – wszechobecność muzyki. Wciąż żywe jest we mnie wspomnienie z sardyńskiej miejscowości Villagrande Strisaili, w której znalazłem się w ciepłą sierpniową noc. Zaraz przed północą na miejskim placu rozpoczynała się główna część obchodów święta patrona miasta. Widok jak z musicalu – scena, pod nią kilkuset mieszkańców w bardzo różnym wieku. Na estradzie pojawia się dwóch muzyków: jeden z zestawem tradycyjnych fletów, drugi z akordeonem. Zaczynają grać rytmiczną, hipnotyzującą melodię. W środku tłumu kilka osób łapie się za ramiona, rozpoczynając taniec polegający na ruchach raz w lewo, raz w prawo, po okręgu. Po kilku minutach w tym hipnotycznym tańcu bawią się niemal wszyscy obecni na placu. Kilkaset osób wykonuje skoordynowane ruchy – całość trwa niemal godzinę. Później dowiedziałem się, że ta tradycyjna melodia i taniec to ballo tondo. Wspaniałe i naturalne zarazem – ta niewymuszona i oczywista obecność muzyki jest jedną z cech charakterystycznych Włoch. Dorównywać może mu chyba tylko anglosaska tradycja zabawy przy muzyce w pubach, choć to jednak już nieco inne doświadczenie.

I po trzecie – nieustająca popularność Italii. O tym, że najbardziej znani twórcy z Półwyspu Apenińskiego nadal są magnesem dla publiczności, przekonałem się zaraz przed Bożym Narodzeniem. Ktoś mógłby powiedzieć, że Andrea Bocelli w ramach świętowania 30-lecia pracy artystycznej zrobił skok na kasę – zagrał koncert, który jest odtwarzany w salach kinowych na całym świecie. Włosi mają co najmniej jeden wyjątkowy przykład twórcy, który starał się zainteresować masowego odbiorcę muzyką klasyczną i nie bał się tego typu działań – teraz dzieło modeńczyka Luciana Pavarottiego kontynuuje Toskańczyk Bocelli, który mierzył się z nieprzychylnymi opiniami środowiska ze względu na brak formalnego wykształcenia muzycznego oraz niedostatki w technice śpiewu operowego. Andrea Bocelli nic sobie z tego nie robi i zorganizował w amfiteatrze koncert, który wyglądał niemal nierealnie pomiędzy toskańskimi wzgórzami pełnymi pól i gajów oliwnych. Na scenie wraz z artystą pojawili się Zucchero, José Carreras, Ed Sheeran, Giorgia Todrani, Elisa Toffoli czy Brian May. Koncert oglądałem w Kinie Kosmos wspólnie z publicznością, która szczelnie wypełniła całą salę. Chyba tylko nasza wrodzona (bardzo niewłoska) polska powściągliwość powstrzymywała nas przed burzą oklasków i owacją na stojąco po wykonaniu Nessun dorma.

No dobrze, ale co dzieje się obecnie na włoskim rynku muzyki popularnej? Oczywiście jest bijący rekordy popularności zespół The Kolors. Nadal aktywni są bardzo popularni: Eros Ramazotti, Zucchero, Al Bano (śpiewający nadal od czasu do czasu w najbardziej znanym duecie z Rominą Power) czy bardzo popowy zespół Ricchi e Poveri. Jest jednak także nowe pokolenie młodszych twórców, którym warto się przyjrzeć: Levante, Annalisa Scarrone, duet Coma Cose, Noemi (Veronica Scopelliti). Warto też wrócić do klasyków, takich jak Gianna Nanini i nieco zapomniani Vasco Rossi, Laura Pausini czy Ornella Vanoni, a także Lucio Battisti czy Mina. A na koniec na poprawę humoru polecam zapoznać się z Pinguini Tattici Nucleari.

Autorzy: Radosław Aksamit
Fotografie: Radosław Aksamit