Przeczytajmy tę książkę

To książka o kimś, kto pisząc, „chciał wziąć świat w ramiona” (s. 214). Czy to jeszcze w ogóle do pomyślenia? Wziąć w ramiona świat, przed którym ostrzega wielka literatura modernizmu, widząc w nim nudę i zło, a filozofowie mówią o człowieku jako o bycie-ku-śmierci? Więc jeśli już „brać w ramiona”, to może tylko tak, jak matka bierze w ramiona chore lub zmarłe dziecko? Może to pietà wyobraża nasz stosunek do świata, w którym katastrofa goni katastrofę? Czy stworzony przez nas świat wzajemnego wykorzystywania, zachłannych, zbiurokratyzowanych formuł, próbujących wszystko zinstytucjonalizować, w którym nie liczy się osobista wartość polityka, ale jedynie skuteczność uprawianej przez niego manipulacji, nie jest na swój sposób brzydki, może nawet ohydny? Owszem, ale jest ktoś, kto przychodzi nam z pomocą. Jest sam, nie idą z nim tłumy, nie jest celebrytą ani influencerem, nie ma na głowie jakże uroczej bejsbolowej czapeczki, co najwyżej czarny kapelusz Józefa K. To rojber, bardziej literacko zbój, ale poznańska gwara lepiej oddaje zamysł tej postaci, tak nazywa bowiem „uroczego nicponia, urwisa, łobuza, psotnika, skorunia” (s. 111).

Twórcą rojbera był szwajcarski pisarz Robert Walser (1878–1956), zapewne pilny czytelnik Schillerowskich Zbójców, których dalekie echa słychać w jego Zbóju, ale rojber to coś więcej niż pokłosie lektury. To sposób życia, a sam Walser, niestrudzony piechur (należy więc do tego samego zakonu co Rousseau, Hölderlin, Thoreau i Nietzsche), to rojber modelowy. Pisząc i chodząc pragnie, jak przystało na prawdziwego rojbera, uratować podszyte ohydą piękno świata, ocalić dobro, spod którego niezmiennie od stuleci bije ciemne światło zła. Rojber chce innego, lepszego świata, ale ten nasz codzienny świat nie jest dla niego (jak dla wielu modernistów) karą za grzechy. Nie chce go odsądzać od czci i wiary, lecz „wziąć go w ramiona”. Patronem takiej postawy mógłby być Don Kichot; wszak „moment donkichotowski” to chwila, w której człowiek dostrzega brzydotę świata i jego ludzkich urządzeń, ale natychmiast „zrywa się z miejsca, porzuca własne domostwo, i w geście negacji istniejącego porządku (…) poczyna zbójnikować” (s. 196). Rojber chce innego świata, „w którym prawdziwa nienawiść, przemoc, chorobliwa zazdrość czy gwałt będą ontologicznie wykluczone. Chce zagrać w nową grę, której reguły ustala wyłącznie on sam”. To świat, w którym liczy się „wolność, piękno i zaufanie. Zaufanie do ludzi i świata” (s. 201). Dlatego, twierdzi autor, proza Walsera, zapisywana często na niewielkich skrawkach papieru, niezmiennie ołówkiem, często trudna do odcyfrowania, jest aksjologicznie silna, bowiem – podobnie jak świat wykreowany przez Cervantesa – wywodzi się nie z wydarzeń i ideologicznych uroszczeń, lecz z wartości: „Świat rojbera to świat zanurzony w wartościach, jest on zatem ontologicznie »silniejszy« od innych” i dlatego czytelnik wynurza się z tej lektury w poczuciu „jestem”, a także, „że to »jestem« jest dobre” (s. 203). Ale taka postawa ma wiele wspólnego z Montaigne’owskim przekonaniem, że cnota przynosi owoce, gdy znajduje w sobie margines tolerancji dla ludzkich słabości. Stąd przeświadczenie rojbera, że „gdyby nie wady i błędy, świat byłby pozbawiony ciepła, uroku i bogactwa” (s.142). Trzeba więc ocalić świat przed tymi, którzy zamykają możliwości wędrówki myślowej człowieka w wąskim trakcie własnej, jedynej słusznej drogi. Tymczasem życie, jak pisarstwo samego Walsera, nie podąża jednym szlakiem, lecz meandruje i zbacza na manowce. Ursula Le Guin oddzieliła „mówienie jak wąż” od „mówienia jak rozgwiazda” (s. 21). Pierwsze prowadzi nas prosto przed siebie, bowiem wąż, choć mógłby się poruszać w różne strony, „idzie zawsze za swoją głową”. Rozgwiazda natomiast to czysta możliwość ruchu we wszystkie strony; idzie wszędzie, nawet wtedy, kiedy nie rusza się z miejsca.

Jest więc rojber figurą symbolizującą odzyskanie „dawnej radości życia” (s. 112), a zarazem przypomnieniem, że kultura lubi wymuszać i narzucać społecznie pewne postawy jako kryterium tego, iż ma się prawo należeć do świata kultury. Tu znajduje się źródło przekonania, że „radość, śmiech, beztroska wydają się niestosowne w obliczu tak wielu problemów, z jakimi zmaga się świat”, a dalej idzie wniosek, że „zaufanie, przyjemność, pogoda, wesołość, śmiech wydają się czymś prostym, dlatego intelektualnie tak często się nimi pogardza” (s. 105). Stąd książka o rojberze próbuje uchwycić literaturę w takim (nie) miejscu, w którym już pojawia się ona w społecznym świecie, już jest widoczna, ale nie została jeszcze przechwycona przez społeczne ramy kwalifikacji i dystrybucji, jeszcze zachwyca swoją migotliwą i nieskrępowaną wolnością. Jest jeszcze rojberem, tytułowym zbójem z powieści Walsera, kynikiem (w Sloterdijkowskim sensie tego słowa): „kynizm jako wesoły opór wobec władzy wielkich dyskursów” (s. 95).

Łukasz Musiał: Rojber. Występki Walsera, Officyna, Łódź 2023, 271 ss.