Powiedzmy od razu, że to książka na ciężkie czasy. Tyczy się kwestii, które winny zaprzątać uwagę nas wszystkich, choć zapewne wyrasta z podejrzenia, że społeczeństwo jest w coraz większym stopniu zarządzane w ten sposób, by nauczyć ludzi nie zaprzątać sobie głowy właśnie tymi życiodajnymi sprawami. Podzielona na krótkie rozdziały, przypomina o wielkiej tradycji Montaigne’a skrupulatnie badającego ludzkie widzenie świata, choć jej bezpośrednim patronem jest ks. Józef Tischner i jego pamiętna
Etyka Solidarności, a pewnie także Barbara Skarga ze swą pełną mądrej skromności i pokory refleksją nad dramatycznymi losami człowieka w XX wieku i ostrzeżeniem, że „człowiek to nie jest piękne zwierzę”. Gdzie szukać nici splatującej z sobą te fragmenty, z których każdy mógłby stać się odrębną książką? Odpowiem, że w
zatroskaniu rzeczywistością, w której słabnie poczucie znaczenia obywatelstwa i sprawczości obywatela.
Imperium bierze górę nad
procuratio (s. 50).
Imperium to takie urządzenie państwa, w którym rządzący jest w istocie właścicielem obywatela; nie słucha jego głosu, a jeżeli głos taki dojdzie do ucha władzy, zostanie albo przechwycony i przeinaczony tak, by służył jej celom, albo szyderczo odsądzony od czci i wiary.
Procuratio natomiast oznacza głównie troskę, by to, o czym mówi obywatel, zostało wysłuchane i załatwione. Imperator rządzi, ogłaszając swoją wolę, nie zważając na głos obywateli; „prokurator” (w oryginalnym znaczeniu tego słowa) nie tyle „rządzi”, co zawiaduje, troszcząc się i pielęgnując uważność.
Imperium będzie zatem ograniczało swobodę wypowiedzi i psuło język, sprowadzając go do brutalnej i prostackiej propagandy; w istocie troski jest natomiast potrzeba wysłuchania różnych znaczeń słów, a zatem uznanie wielości sensów, kodów społecznych i wielorakich sposobów życia. Gdy polityka bierze rozwód z etyką, otwiera się niebezpieczna droga do Otchłani. Gdy „propaganda staje się substancją polityki” (s. 47), lada chwila mogą pojawić się protofaszystowskie pokusy. Dlatego książka, którą dzisiaj czytamy, jest pochwałą i obroną obywatelskiego działania, bowiem „ludzie są wolni tak długo, jak długo działają” (s. 45), ponieważ działanie jest ludzkim trudem, a ten właśnie trud winien być przez rządzących ceniony szczególnie. Źródłem tej książki jest lęk przed zobojętniałym człowiekiem, jednostką pogodzoną z losem i konformistycznie akceptującą wszelkie poczynania władzy. To wezwanie do polityki, w której panują stosunki nie „rodzinne” (z wszelkimi konotacjami nepotyzmu i korupcji), lecz „obywatelskie” (s. 44). Stąd potrzeba polityki racjonalnej „opartej na takich dobromyślnych zasadach, jak prawość, rzetelność, uczciwość, odpowiedzialność i szacunek” (s. 52).
Powinna ta książka przyciągnąć uwagę szkół i uniwersytetów, gdyż z troską mówi o edukacji, przypominając, że jej zadaniem nie jest jedynie przekaz wiedzy, ale także uwolnienie samodzielnego, to znaczy odpowiedzialnego myślenia i empatycznego stosunku do rzeczywistości. Przypomina Autor, że etymologicznym źródłem edukacji jest łacińskie educere oznaczające podanie ręki, a zatem „nauczyciele, wychowawcy to ci, którzy winni podawać uczniom rękę, aby wyprowadzić ich z iluzji, błędnych przekonań i wprowadzić na drogę samodzielnego, krytycznego i odpowiedzialnego myślenia” (s. 184). Jako naturalny jawi się sprzeciw wobec redukowania myślenia do wymiaru pragmatycznego powodującego „usuwanie humanistyki z szeroko rozumianej edukacji, a to właśnie zadaniem humanistyki jest kształcenie rozumu” (s. 27).
Dobromyślność to myślenie ku dobru, co jest działaniem o znacznie szerszych horyzontach niż jedynie nauczanie specjalności zawodowych; w edukacji stawką jest coś więcej niż jedynie nabycie „zręczności w obrębie zawodowej funkcji” (s. 184). Znajduję na owo coś kilka wyrazów wyszukanych w słowniku Samuela Bogumiła Lindego wydawanego w latach 1807–1814. Otóż człowiek dobromyślny, myślący ku dobru, jest także „dobrochętny”, czyli życzliwy i łagodny, „dobrorzeczny” – mówiący „do rzeczy”, czyli rozsądnie i z zamiarem czynienia dobra, a nie propagandowego zamętu, a więc człowiek „dobrodziejny”, bowiem, jak uczy przykład podany przez Lindego: „Lepiej być dobrodziejem niż dobrobiorcą”. I na koniec ciekawe zdanie przywołane przez Samuela Lindego, w którym streszcza się przesłanie książki Tadeusza Gadacza: „Gdy Polska mądrego króla dostała,/ Pod nim się iści dobromyślnych zdanie”. Oto definicja mądrej, racjonalnej polityki pozbawionej nacjonalistycznego zamknięcia i wzajemnej wrogości: to polityka, w której ludzie dobromyślni spotykają się z „królem”, który – sam do dobromyślnych należąc i z nich się wywodząc – słucha ich opinii, by wspólnie wypracować najlepsze rozwiązania.
Tadeusz Gadacz, Etyka dobromyślności, Wydawnictwo Stentor, Warszawa 2023, ss. 208.