Mateusz Wróbel, członek grupy poetyckiej „Horyzont” i projektu muzycznego „Horyzontalni”, autor powieści Nie próbuj, absolwent Wydziału Filologicznego UŚ

Poza „Horyzontem”

Mateusz Wróbel wyruszył z Czechowic-Dziedzic do Katowic z gotowym planem pięcioletnim w głowie: po pierwsze ciekawych ludzi poznać, po drugie niezwykłych wrażeń doświadczyć, a na koniec wszystko to zamknąć w formie powieści. Gdy zbliżał się ostatni semestr studiów, czuł rosnące intelektualne napięcie związane z przymusem dopełnienia literackich planów. Plany zrealizował, jednak dopiero druga powieść stanowiąca pokłosie nasilającej się napiętej sytuacji politycznej kraju znalazła finał na księgarskiej półce. Tak zrodził się bohater, który postanowił zostać terrorystą na znak sprzeciwu wobec biernego społeczeństwa niereagującego na coraz bardziej niepokojące działania rządu. Powieść Nie próbuj ukazała się w 2018 roku nakładem wydawnictwa Novae Res.

Mateusz Wróbel, absolwent Wydziału Filologicznego
Mateusz Wróbel, absolwent Wydziału Filologicznego

Babcie sadziły kwiatki i obserwowały dwóch gości regularnie odwiedzających wynajmowane przeze mnie mieszkanie na Koszutce. Sprawdzały, kto co przynosił i z czym wychodził. W mojej wynajmowanej kuchni przy okopconej kuchence gazowej odbywały się regularne spotkania literackie z przyjaciółmi – Michałem Łukowiczem i Marcelem Kosakowskim. Mieliśmy swoją grupę poetycką „Horyzont”. Zachłysnęliśmy się futurystami, o których na zajęciach opowiadała profesor Grażyna Maroszczuk. To od niej usłyszeliśmy o Wacie wożonym nago na taczkach po ulicach Warszawy czy o Witkacym, który przynosił na futurystyczne wieczorki poetyckie wizytówki z napisem D.U.P.A. stanowiącym jakże czytelny skrót od „Dziękuję Uprzejmie, Przyjdę Akuratnie”. Co więcej, futuryści żyli pulsującym miastem, my także chcieliśmy złapać rytm Katowic, jadące tramwaje, bezustanny szum samochodów, ledwo widoczne budynki Altusa czy nieistniejącego już 18-piętrowca DOKP wyłaniające się z gęstego smogu… To wszystko kotłowało się w naszej wyobraźni i żyło podświadomym, własnym życiem.

Spotkania odbywały się więc regularnie, za dnia i nocą. Zdarzało się, że rano, po całonocnym uprawianiu poezji, próbowaliśmy dotrzeć wspólnie na wydział, wyruszaliśmy z ulicy Broniewskiego, łapaliśmy tramwaj jadący w kierunku placu Miarki, którym podróżowały różne zakapiory nucące gwarą nieprzyzwoite przyśpiewki. Niewiele rozumiałem, nie byłem stąd – czułem się gwarą osaczony i oczarowany zarazem. Po drodze mijaliśmy ulubiony kebab i lokalną jadłodajnię dla bezdomnych, którzy w popołudniowych godzinach formowali długie, wonne kolejki i wyglądali niczym postaci z Innego świata Grudzińskiego, czekając na swoją porcję ciepłej zupy z „pierwszego kotła”.

Podczas organizowanych spotkań próbowaliśmy oddać klimat, którym nasiąkaliśmy w trakcie nocnych wypraw i literackich rozmów odbywających się w oparach dymu papierosowego przy oszałamiającym nas – niczym dawnych beatników z powieści W drodze Kerouaca – jazzie i towarzystwie duchów wynurzających się ze schnących den butelek. Jako młodzi studenci polonistyki chętnie poddawaliśmy się temu nocnemu nurtowi życia, chłonąc każdą zrodzoną myśl, doświadczając anegdot, wygłupiając się i tworząc usilnie wymarzoną bohemę w brudnym i wyklętym, urokliwym i niepowtarzalnym Mieście Kata.

Co dziś słychać u „Horyzontalnych”? Obecnie wraz z Michałem Łukowiczem przygotowujemy się do kolejnego koncertu promującego naszą najnowszą książkę poetycką Bulgot – jeszcze ciepłą, bo z grudnia poprzedniego roku! A Marcel Kosakowski? Przestał pisać wiersze i został policjantem. To jest prawdziwy skandal! (śmiech).

Poezja była dla mnie czymś naturalnym, mogłem ją tworzyć natychmiast, w każdym miejscu, pod wpływem jakiegokolwiek bodźca. Proza wydawała się wyzwaniem. Miałem kilka prób, które kończyły się zaledwie kilkunastoma stronicami tekstu. A potem wydarzyło się coś niezwykłego. Pewnego dnia po prostu zacząłem tworzyć wszędzie, w tramwaju, w pociągu, w kawiarni, w łóżku… Dopadła mnie niespodziewana lekkość pisania najpierw motywowana pragnieniem uchwycenia przechodzącego do historii okresu studiów, później już źródłem była… frustracja. Zanim napisałem Nie próbuj, z nieufnością obserwowałem, jak zmienia się sytuacja polityczna w naszym kraju, widziałem jakiś rodzaj społecznego przyzwolenia na niepokojące mnie zmiany. Jestem człowiekiem wykształconym, ukończyłem filologię polską, powinienem mieć odwagę mówić głośno to, co myślę. Bezsilność rodzić może frustrację, a frustracja – terroryzm, dlatego mój bohater staje się terrorystą naznaczonym romantycznym winkelriedyzmem, który… nie bał się spróbować

Autorzy: Małgorzata Kłoskowicz
Fotografie: Małgorzata Kłoskowicz