Po niespelna trzech latach od powrotu filologii polskiej z Sosnowca do Katowic przeciwnikom tej decyzji /a wciaz sa tacy/ przybyl kolejny argument. Znaczna czesc, liczacego ponad 100 tysiecy tomow, ksiegozbioru biblioteki polonistycznej zostala zaatakowana przez nieznany jeszcze gatunek grzyba.
Pierwsze ksiazki pokryte bialym nalotem pracownice biblioteki zauwazyly w polowie listopada ub. roku. Po miesiacu magazyny zostaly zamkniete. Do dyspozycji chetnych pozostaly czytelnie ogolna i czasopism, ktorych zbiory znajduja sie na parterze budynku. Reszta umieszczona dwa pietra pod ziemia, zajela sie specjalnie wynajeta, prywatna firma. Za 20 mln zlotych podjela sie zrobienia ekspertyzy, ktora pozwoli okreslic dokladnie co niszczy ksiazki i w jaki sposob z kolei "to cos" zniszczyc. Pani Elzbieta Pietrzyk, kierowniczka biblioteki twierdzi, ze o paleniu ksiazek nie ma w ogole mowy. Jest przekonana, ze ksiazki da sie uratowac. Pozostanie jednak nadal problem ich przechowywania. Otoz, jesli warunki techniczne w pomieszczeniach magazynowych nie ulegna zasadniczej poprawie grzyb zaatakuje ponownie. Trzeba tutaj podkreslic, ze ksiegozbior zostal przewieziony z Sosnowca zaledwie 1,5 roku temu i znajdowal sie w znakomitym stanie jako, ze przechowywany byl do tego czasu w pomieszczeniach projektowanych i budowanych specjalnie z mysla o bibliotece.
Obecny budynek polonistyki miesci sie w Katowicach przy Placu Sejmu Slaskiego a jego historia jest dluga i burzliwa. Wybudowany zostal przed wojna. Pierwotnie byl siedziba roznego rodzaju urzedow administracji, m. in. oswiatowej, rzemiosla a w czasie okupacji sluzb policyjnych III Reszy, czesciowo takze gestapo. Przez kolejne dziesieciolecia miescil sie tutaj Komitet Wojewodzki PZPR. Ale nawet wowczas setki tysiecy, czy nawet miliony akt personalnych czlonkow partii z tego regionu przechowywano w pomieszczeniach powyzej poziomu placu. Dwupietrowe piwnice - lochy byly przewidziane raczej jako schrony na wypadek wojny.
Gdy obiekt przechodzil we wladanie Uniwersytetu w podziemiach stala woda po kostki. Zanim umieszczono w piwnicach ksiazki wode oczywiscie osuszono. Po niespelna dwoch latach okazalo sie, ze bylo to jednak zbyt malo. Brak dostatecznej wentylacji, nie mowiac o klimatyzacji, sezonowe ogrzewanie, platanina rur wodnych i kanalizacyjnych, ktore lubia pekac i przeciekac - to glowni wrogowie zadrukowanego papieru, ktory stanowi o kulturze narodu i wyksztalceniu studentow.
No wlasnie... Rozgoryczonym, oburzonym i pozbawionym dostepu do praktycznie calego ksiegozbioru /specjalistycznego!/, na progu sesji egzaminacyjnej studentom pozostal werbalny protest. Pojawily sie zadania ustalenia i ukarania winnych w tej sprawie. Zaczeto przypominac sobie podobne zdarzenia z bibliotek w calej Polsce, gdzie grzyb zniszczyl bezpowrotnie bezcenne tomy, ale sial tez panike wsrod ludzi obawiajacych sie jego kancerogennych postaci.
Przez lokalna prase, radio i telewizje przetoczyla sie jak burza sprawa zagrzybionej biblioteki. Nie wiem, czy tam ta sprawa bedzie miala ciag dalszy - na naszych lamach na pewno tak. W koncu nieszczescie zdarzylo sie - przypomnijmy - na Wydziale Filologicznym, z Instytutem Bibliotekoznawstwa i takimz kierunkiem studiow. P. S. Jedynymi korzystajacymi z tej sytuacji sa wlasciciele punktow kserograficznych, gdzie ustawily sie dlugie kolejki studentow polonistyki.