O TYM SAMYM - INACZEJ

Kwestie oceny efektywności badawczej budzą dziś tak wiele emocji (również w dyskusjach prasowych), gdyż w przeciwieństwie do okresu minionego rzutują bezpośrednio nie tylko na indywidualne kariery naukowców, ale od nich zależy wprost praktyka finansowania badań.

W nowej rzeczywistości ekonomicznej, opracowanie wiarygodnego, w miarę prostego i czytelnego systemu wartościowania jest jednym z podstawowych warunków i formą samoregulacji rozwoju nauki - przejawem tych poszukiwań są różnorodne algorytmy i rankingi, już od kilku lat wykorzystywane przy rozdzielaniu środków na działalność dydaktyczną i badawczą przez władze centralne. Jak wynika z założeń polityki naukowej państwa, opracowanych przez Komitet Badań Naukowych (KBN), podstawowym kryterium wielkości nakładów w ramach każdego obszaru badań będzie ocena merytoryczna wartości naukowej tematów i poziomu naukowego wykonawców prac. W praktyce uniwersyteckiej przejawia się to nie tylko w zmiennej ilości realizowanych grantów, ale jeszcze bardziej w skrajnie zróżnicowanej wielkości dofinansowania działalności statutowej poszczególnych jednostek organizacyjnych, w zależności od kategorii przyznanej przez KBN. Różna aktywność wydziałów jest ostatnio przedmiotem szczególnych działań władz rektorskich w świetle uchwały Senatu z 22 czerwca br. z powodu długiej listy katedr i instytutów legitymujących się niezmiennie najniższymi ocenami ich osiągnięć naukowych (kategorie C i D). Według propozycji Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego, od tych kategorii zależeć będzie możliwość zatwierdzenia studiów magisterskich. Z drugiej strony, kwestie oceny efektywności wiążą się z wartościowaniem dorobku przy kolejnych awansach naukowych...

Praktycznym aspektom tej teoretycznie złożonej problematyki poświęcona była niedawno ogólnopolska konferencja, zorganizowana przez Komitet Naukoznawstwa PAN i Fundację im. Stefana Batorego w Warszawie. Na tym roboczym spotkaniu przedstawiłem czteroletnie osiągniecia Wydziału Nauk o Ziemi w ilościowej ocenie dorobku naukowego (jako podstawy do podziału funduszy na działalnośc statutową), wypracowanej na drodze długotrwałej wymiany poglądów. Nie ulega wątpliwości, że te kwestie mają kluczowe znaczenie dla dalszych losów zarówno poszczególnych pracowników, jak i jednostek organizacyjnych i całej uczelni - przy okazji poszukiwania dróg poprawy pozycji naszego uniwersytetu problematyka ta powinna znaleźć szersze odzwierciedlenie na łamach "GU" (patrz felieton S. Oślizły w nr 28).

KU OBIEKTYWNEJ OCENIE DOROBKU NAUKOWEGO

Panuje powszechna zgodność, że inne są zasady oceny sukcesu w badaniach podstawowych i stosowanych (tzn. posiadających poza sferą rezultatów prac badawczo-rozwojowych). W naukach stosowanych powinien się liczyć tylko zysk z wykorzystanych w praktyce patentów, w ogóle warunek egzystencji placówek wdrożeniowych w warunkach gospodarki kapitalistycznej. Wyniki badań podstawowych mają na ogół bardziej uniwersalistyczny wymiar i powinny być weryfikowane w skali międzynarodowej jako wkład do rozwoju szeroko rozumianej kultury. Za swoisty rynek nalezy uznać światową społeczność naukowców, której "sprzedajemy" nasze osiągnięcia (informacje, koncepcje, metody, itd.). W naukach ścisłych (niestosowanych) sposoby wartościowania osiągnięć są szczególnie dobrze sprawdzone w praktyce do wymuszania rozwoju zespołów badawczych (np. od dawna na Wydziale Chemii Uniwersytetu Warszawskiego). Zwykle wykorzystywane sa w tym celu międzynarodowe rejestry cytowań bibliograficznych (amerykański "Science Citation Index"; SCI). Najbardziej użytecznym wskaźnikiem naukometrycznym okazał się tzw. indeks wpływu publikacji (impact factor; IF), będący w istocie oceną wartości wyników badań przez ogół uczonych, choć w sposób pośredni - poprzez "jakość" periodyków wyrażoną średnią częstotliwością cytowań zamieszczanych artykułów. Lansowana od pewnego czasu - nawet w artykułach w prasie codziennej - ilość cytowań w SCI jest metodą dużo bardziej czasochłonną i w praktyce narażoną na liczne błędy. Należy się spodziewać szerokiego wykorzystania danych z SCI w zmodyfikowanej ankiecie-arkuszu sprawozdawczym KBN dla placówek naukowych, w związku z ponownym przydzielaniem kategorii. KBN rozbudowuje coraz bardziej swoje bazy danych bibliograficznych, a coraz głośniej mówi się o preferowaniu dyscyplin prezentujących poziom światowy. Od wskaźników naukometrycznych może zatem już wkrótce zależeć poziom finansowania całości prac badawczych w poszczególnych działach nauki.

Zwykle stosowany wskaźnik - ilość publikacji - nie musi się wiązać w żaden sposób z jakością prac. W naukach społeczno-humanistycznych i częściowo przyrodniczych, często o charakterze narodowym (w skrajnym przypadku - wręcz lokalnym!), jest on ciągle w znacznym stopniu niezastąpiony, przy czym wartość poszczególnych publikacji powinna być przedmiotem analiz ekspertów. Międzynarodowe indeksy cytowań (np. "Social Science Citation Index") są przewaznie mniej użyteczne, choćby ze względu na wyjątkowo silne nachylenie w stronę literatury amerykańskiej, nie uwzględnianie książek i innych wydawnictw zwartych czy częstość cytowań "negatywnych". Bardziej przydatne byłyby w tym względzie europejskie bądź krajowe bazy danych, i tak np. indeks cytowań polskiej socjologii, opracowywany jest aktualnie przez uniwersytet toruński. Z drugiej strony, wprowadza się jednak w życie uproszczone algorytmy oceny, opartych na podstawowej klasyfikacji rang prac w hierarchi: lokalne - ogólnopolskie - międzynarodowe.

Pomimo teoretycznych zastrzeżeń czy posądzeń o naiwność w stosunku do kompleksowych systemów ocen, zastosowanie jawnego i zasadniczo stabilnego algorytmu do rozdziału funduszy na prace badawcze w oczywisty sposób wpływa ożywczo na rozwój wyżej premiowanych sposobów prezentacji osiągnięć naukowych - w szczególności chodzi o aktywność na forum międzynarodowym udokumentowaną publikacjami w renomowanych periodykach, uwzględnianych w rejestrach bibliograficznych. Doświadczenia wielu placówek, w tym i Wydziału Nauk o Ziemi UŚ, potwierdzają zasadę, że nawet formalnie niedoskonały taryfikator jest lepszy niż brak ustalonych reguł gry i zdanie się na arbitralne opinie decydentów.

JAK ROZSTRZYGAĆ KONKURSY NA PROJEKTY BADAWCZE?

System grantów, połączony z ocenami "peer review", w dotychczasowej praktyce KBN ulega częściowej degeneracji. Wynika to przede wszystkim z powszechnego zjawiska zawyżania (inflacji) ocen - stopień dobry oznacza tak naprawdę niedostateczny. Jednak krytyka działania tego systemu jest w zasadzie samokrytyką społeczności naukowej...

W tej sytuacji postuluje się ostatnio zróżnicowanie kwestionariuszy recenzji w zależności od obszaru badań, jak też zmianę sposobu formułowania pytań - tak żeby odpowiedzi pozwalały ocenić kompetencję i rzetelność recenzenta. Niesłuszne jest żądanie subiektywnych ocen bezwzględnych, a następnie ich sumowanie i uśrednianie - należy raczej dążyć do ocen porównawczych i rankingowego uporządkowania wszystkich projektów w ramach analizowanej grupy. Konieczne wydaje się stworzenie szczegółowego systemu informacji o autorach i recenzentach projektów, jak też szersze korzystanie z ocen ekspertów zagranicznych. To ostatnie dotyczy szczególnie przypadków rozbieżnych ocen między recenzentami i (lub) członkami sekcji KBN, ale w pierwszej kolejności oczywisty jest wtedy obowiązek dodatkowych konsultacji z recenzentami (obrona recenzji!), a nawet i z autorem projektu. Szereg propozycji dotyczy też większej jawności procesu kwalifikacji, jak też podziału funduszy na dyscypliny (sekcje) na podstawie wyników już wykonanych zadań. W ogóle, może warto pójść w kierunku bardziej indywidualnej odpowiedzialności za decyzje o finansowaniu tematów, a następnie - za ich ostateczne wyniki; tak w dużej mierze funkcjonuje modelowa dla nas instytucja National Science Foundation.

HABILITACJE, PROFESURY I ...PLAGIATY

W niektórych kręgach środowisk naukowych (szczególnie PAN- owskich), manifestuje się coraz głośniej przywiązanie do specyficznie rozumianych tradycji akademickich, ubolewając nad spłaszczeniem hierarchii oraz inflacją stopni i tytułów naukowych w wyniku zmian ustawowych z 1990 r. Rzeczywiście, niedawno Przewodniczący Centralnej Komisji d/s Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych, prof. Jerzy Pelc wypunktował raz jeszcze liczne uchybienia w pracy rad naukowych (przedstawione w: "O niedobrych praktykach w przewodach naukowych"; GU nr 22 ze stycznia br.). Jako lekarstwo na tego typu bolączki postuluje się ponowne rozbudowanie zakresu centralnej kontroli (m.in. przy nadawaniu coraz bardziej degradowanego stopnia doktorskiego), jak też rozszerzenie skali tytułów i stopni (przywrócenie podwójnej profesury) oraz stanowisk akademickich - a więc powrót docentów na uczelnie. Dwuznaczna terminologia profesur stanowi zatem istotny powód do frustracji, a podobno nawet i uchwał Rady Głównej Szkolnictwa Wyższego. Trudno jednak wykazać na przykładzie krajów przodujących w postępie naukowym, że efektywność badacza jest wprost proporcjonalna do ilości DOŻYWOTNIO przyznawanych stopni i tytułów. Nie należy tego mylić z gradacją PRZEJŚCIOWO zajmowanych (np. w wyniku konkursu) stanowisk i piastowanych funkcji.

Dlatego też bardziej trafiają do mnie poglądy skrajnie przeciwne, obejmujące stopniową rezygnację z centralnych regulacji (np. z usług komisji - nota bene o stalinowskiej prowienencji), maksymalne ograniczenie ilości stopni i tytułów (do doktoratu), a nawet pozostawienie wolnemu rynkowi weryfikację przyznawanych stopni i stanowisk akademickich. Zwłaszcza ten ostatni postulat jest futurystyczny w naszej "skrzeczącej" rzeczywistości prawno-ekonomicznej, gdzie wielkość dotacji (nawet na działalność dydaktyczną) zależy bezpośrednio bądż pośrednio od ilości zrealizowanych przewodów naukowych. Tym niemniej, propozycja upublicznienia kontroli przewodów naukowych jest szczególnie ważna i aktualna w kontekście głośnej z powodu publikacji prasowych sprawy najsłynniejszego adiunkta naszej uczelni, Jacka I. Wynika z niej choćby konieczność obrony doktoratów na podstawie OPUBLIKOWANEJ rozprawy, jak też i potrzeba rozsyłania tych prac (koniecznie razem z recenzjami) przynajmniej do ośrodków krajowych posiadających odpowiednie uprawnienia. Dopiero podniesienie poziomu przyznawanych stopni doktorskich umożliwi zniesienie kolejnego progu nie do przejścia w karierze wielu naukowców, jaką stanowi habilitacja. Rozwiązania proceduralne w tym kierunku będą bardziej skuteczne niż żarliwe apele prof. Pelca, a może dobrze by było w związku z wyżej wspomnianym przypadkiem zdemaskowanego plagiatora, żeby "zaczerwieniony" Uniwersytet Śląski wybiegł tym razem przed orkiestrę...

Mam nadzieję, że z faktu nagłośnienia sprawy plagiatu wyniknie jednak coś więcej niż tylko seria kolejnych publikacji prasowych o etosie badacza. A może już wyniknęło: jak sugeruje P. Kieraciński w "Forum Akademickim", restrykcyjna polityka płacowa władz państwowych może mieć na celu jeszcze większe ograniczenie zjawiska zdobywania stopni naukowych i eliminowania związanych z tym patologii.

Autorzy: Grzegorz Racki