W ligockiej "Stonodze", czyli Domu Studenta nr 1 panuje błogi spokój. Jest sobota, 11 grudnia. Wiele osób wyjechało do domów, pozostali piją leniwie kawę, czytają, ktoś pierze, są osoby, które jeszcze odsypiają zaległości z tygodnia lub wczorajsza imprezę.
Maria wychodzi do innego pokoju odwiedzić koleżankę. Swego nie zamyka, bo akademik pusty i nikt obcy nie wejdzie. Po półgodzinie zaintrygowana hałasem i krzykami wygląda na korytarz. Zza drzwi jej pokoju dobywa się gesty, gryzący dym. Podbiega, ale koledzy nie pozwalają zaszokowanej dziewczynie wejść do środka.
Mariusz Śliwiński i Piotr Polak jako pierwsi rzucili się do gaszenia ognia. Poszły w ruch gaśnice i hydrant. Gdy w końcu przyjechały dwie sekcje straży pożarnej /w takich przypadkach czas zawsze bardzo się dłuży/ było już właściwie po wszystkim. Strażakom pozostało do wykonania kilka rutynowych czynności zabezpieczających. Niedługo później pojawili się pracownicy Uniwersytetu odpowiedzialni za ochronę przeciwpożarowa, by ustalić przyczynę zdarzenia. Nie odnaleziono żadnej grzałki, grzejnika elektrycznego; niczego, co wskazywałoby na ewidentna winę mieszkanki feralnego pokoju.
Samo pomieszczenie przedstawiało żałosny i śmierdzący widok. Spalone zostały meble, firany, z jednego tapczanu ostały się tylko sprężyny, właściwie wszystko. Majątek osobisty Marii skurczył się praktycznie tylko do tego co miała akurat na sobie. Dla pochodzącej z wielodzietnej rodziny, która zaliczyć należy do 40% populacji ludności Polski żyjącej na granicy ubóstwa, była to wiec co najmniej podwójna tragedia.
Wówczas odezwała się zwykła ludzka solidarność i współczucie. Przedstawiciele Rady Osiedla, Dorota Smuda i Ireneusz Gryzik, podjęli się przeprowadzenia kwesty wśród mieszkańców akademików. Odmówiła tylko jedna osoba... Pieniądze ofiarowały również Kawiarnia "Moll", Rada Klubu "Za Szyba" oraz Tadeusz Nawara, nowy ajent osiedlowej stołówki, który zafundował dodatkowo dziewczynie abonament obiadowy do końca roku akademickiego. Łącznie zebrano kilka milionów złotych.
Nie jest to bardzo dużo. Trudno będzie za te pieniądze odkupić wszystkie zniszczone przez ogień przedmioty, na długi czas pozostanie Marii uraz i przykre wspomnienia, których nie da się zniwelować pieniędzmi. Na pewno jednak pozostanie w niej uczucie wdzięczności za okazana pomoc, za potwierdzenie, ze w złych chwilach naszego życia nie pozostaniemy sami. To taki diament wyciągnięty z popiołu.