PARANA - WROTA DO AMAZOŃSKIEJ DŻUNGLI

3 marca 1997 roku opuszczałam rozgrzane i duszne lotnisko w Buenos Aires, kierując się liniami "Areolinas Argentinas" na północ, ku granicy argentyńsko-brazylijskiej. Początkowo rozkoszowałam się widokiem olbrzymiej, brunatnej la Platy wpływającej do Atlantyku. Potem jednak były tylko lasy i lasy. Po horyzont rozciągał się zielony, niekończący się dywan, czasami tylko poprzecinany rzekami. Na zachodzie zaś towarzyszyła mi, niemal przez cały czas trwania lotu, iskrząca się w słońcu Parana - jedna z największych rzek Ameryki Południowej.

foto. 1

Słowo "parana" w języku Guarani (język Indian Ameryki Południowej, mieszkających na terenie Brazylii, Argentyny i Paragwaju) oznacza "rzeka jak morze". Nazwa ta została przejęta przez pierwszych konkwistadorów i pozostała do dziś. Parana to jedna z największych i najpiękniejszych rzek Argentyny. Razem z Paragwajem i Urugwajem niosą tony brunatnej wody ku największemu estuarium świata - la Placie. Od czasów pierwszych kolonizatorów służyły głównie jako drogi komunikacyjne i szlaki handlowe. Ale również stanowiły linie graniczne i obronne zarazem dwóch imperiów: europejskiego i indiańskiego. Taki podział zachował się do dziś i te potężne rzeki wciąż dzielą trzy kraje oraz północne dzielnice Argentyny.

foto. 2

Kraina Parany - na terenie Argentyny - dzieli swe ziemie między prowincje: Entre Ríos, Missiones, Formosa, Santa Fé, Chaco i Corrientes. Dzięki swym specyficznym warunkom klimatycznym, a w szczególności obfitym opadom, stanowi drugi pod względem ważności obszar rolniczy kraju. Im bardziej na północ tym więcej spotykamy tu upraw charakterystycznych dla klimatu tropikalnego, a prowincja Corrientes słynie ze swych upraw ryżu i owoców cytrusowych. Ten rejon to przede wszystkim zielone sawanny, laguny i łąki. Taki rodzaj krajobrazu zwany jest, przez mieszkańców tej prowincji, "corrientino". Corrientes to jednak prawdziwe bezludzie, a ludność skupia się najczęściej w tzw. estancjach, gdzie zajmuje się wypasem zwierząt i uprawą ryżowisk. To właśnie ta prowincja tak monotonnie wyglądała z pokładu samolotu.

Po przeciwnej stronie rzeki znajduje się Chaco. Jej główne bogactwo stanowią lasy, zaś najcenniejszym i najbardziej poszukiwanym drzewem jest drzewo "quebracho" - nadzwyczaj twarde i bogate w taninę. W Argentynie "quebracho" używane jest powszechnie do pieczenia mięsa na ruszcie. Takie danie w języku castellano nazywa się asado. Próbowałam je i muszę powiedzieć, iż jest bardzo smaczne.

foto. 3

Argentyńska Parana przepływa przez różne strefy klimatyczne: od umiarkowanego klimatu pampy, poprzez subtropikalny klimat Corrientes i Chaco, po tropiki najdalej wysuniętej na północ prowincji Argentyny - Misiones. Misiones ze stolicą w Posadas to najmłodsza i najbardziej pionierska prowincja kraju. Prowincja ta tworzy klin, wcinający się pomiędzy Paragwaj i Brazylię. Tereny te długo były nieznane i nie wykorzystane. Jedynie tam, gdzie gęsta dżungla ustępowała sawannie, pojawiały się wioski pierwszych osadników - często przybywających z Polski i Ukrainy. Zajmowali się oni głównie uprawą tytoniu, trzciny cukrowej, herbaty i przede wszystkich - yerba-maté. Yerba-maté to niezwykle popularna odmiana ziołowej herbaty, pita głównie w Argentynie i Urugwaju. Misiones jednak słynie przede wszystkim z wodospadów i z ruin jezuickich misji.

foto. 4

Państwo jezuickie powstało pierwotnie w dolinie brazylijskiego stanu San Paulo. Jednakże szybko jezuici zostali wyparci z Brazylii przez osadników portugalskich zwanych "bandeirantes" i przenieśli się w rejon Parany. W okresie od 1609 do 1631 roku, pod zwierzchnictwem Hiszpanii, "oswoili" i zorganizowali tysiące Indian Guarani. . To przedziwne państwo funkcjonowało bardzo dobrze, na rzec można, demokratycznych prawach. Indianie i zakonnicy wspólnie uprawiali kukurydzę i maniok. Zajmowali się wytopem żelaza i wydobyciem kamieni szlachetnych. Zakładali wsie i miasta. Jezuici w ten sposób przemienili tę dziką ludność, przemierzającą wiecznie zieloną dżunglę w poszukiwaniu pożywienia, w kolonie robotnicze, czy nawet przemysłowe. Oczywiście celem takiej kolonizacji były korzyści materialne, jakie przypadały w udziale zakonowi. Zakon wzbogacał się w imię podboju dzikich, ale dzięki nowym ziemiom wkraczających w krąg władzy Hiszpanii, do czego otrzymali pełne pełnomocnictwa samego króla. Wielebni nauczali języka hiszpańskiego, lecz w miarę rozrostu państwa misyjnego, rodziła się coraz silniejsza więź z własnym językiem, kulturą i tradycją. Zrywając jednak z kulturą europejską, Indianie zerwali z nauką i doświadczeniem swych nauczycieli. Gdy Carlos III nakazał wydalić jezuitów z Ameryki, państwo to stanęło w obliczu zagrożenia ze strony portugalskich mameluków, czyli paulistów. Skutkiem zniesienia zakonu przez Stolicę Apostolską, Guarani nie mieli szans na obronę swych domostw. Nie wyuczyli się od Europejczyków sztuki wojskowej, sztuki rządzenia i dostali się do niewoli lub rozbiegli po okolicznej dżungi, powracając tym samym do swych pierwotnych zajęć. Misje zostały zajęte przez inne zakony, administrację hiszpańską, splądrowane lub zniszczone.

Ruiny jezuickich misji, robiące największe wrażenie na turystach, znajdują się w San Ignacio Miní - 56 kilometrów od stolicy prowincji. Te w Loreto, Santa Ana i Mártires są także interesujące, dziś jednak bardzo zniszczone i porośnięte dżunglą. Do ostatecznej ruiny San Igancio przyczyniły się także wojska portugalskie, które w 1817 roku zniszczyły budynki misyjne. My jednak lecieliśmy dalej. W San Ignacio gęsta dżungla uniemożliwiła wybudowanie pasa startowego dla samolotów. Takie możliwości dało dopiero, położone dalej na północ, małe miasteczko Puerto Iguazú. Jednak im bardziej zbliżaliśmy się do granicy, tym chmury gęstniały. Wkrótce rzęsisty deszcz spadł na położoną poniżej dżunglę. Samolot podskakiwał wpadając w kolejne chmury, a błyskawice rozcinały jedna po drugiej granatowoszare niebo. Lądowanie należało do mało przyjemnych. W strugach deszczu opuszczałam lotnisko. Najpierw uderzyło mnie gorące i wilgotne powietrze. Deszcz wcale nie przynosił ochłody. Wysoki bambusowy las kiwał się smętnie na wietrze, a z ogromnych fikusowych drzew lało się na głowy turystów. Tak oto wyglądało moje pierwsze spotkanie z Amazonią.

W końcu jednak dotarłam nad, niewątpliwie przewyższające urodą samą Niagarę, ogromne wodospady "Iguazú". "Iguazú" bądź "Iguaçu" w języku Guarani oznacza "wielką wodę". I rzeczywiście wodospady te należą do największych i najpiękniejszych na świecie. Z powodzeniem mogą stanowić jeden z cudów świata. Swoim pięknem zachwycały od dawna, odkąd w 1542 roku zostały odkryte przez A. Nuńeza Cabeza de Vaca, po nagrodzony wieloma Oskarami (w tym między innymi za zdjęcia) kręcony tu film Rolanda Joffe'a "Misja" z Robertem de Niro w roli głównej. Nic dziwnego, że rejony te z ruinami jezuickich misji, zostały wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa Kultury i Przyrody UNESCO.

Wodospady Iguazú położone są na granicy trzech państw: Brazylii, Argentyny i Paragwaju. Region ten to przede wszystkim wilgotne, tropikalne lasy deszczowe, czerwona gleba i wielkie, dzikie rzeki. Dziewicza dżungla zachwyca gigantycznymi drzewami a także nadzwyczajną florą i fauną. Jest to strefa obfita w piękno, które rozciąga się przez Park Narodowy Iguazú, Wodospady Moconá, Park Narodowy Pilcomayo, Park Narodowy El Palmar de Colón, Bagnistą Ziemię Iberá czy Równinę Chaquenas.

Najsłynniejsze i robiące największe wrażenie wodospady, położone są w odległości około 18 kilometrów od małego miasteczka Puerto Iguazú. Głębokie, pędzące z zawrotną szybkością, wody Parany spadają z wysokości nawet 70-ciu metrów, tworząc 275 wodospadów na długości 2, 7 km. Granica Argentyny z Brazylią biegnie przez Garganta del Diablo (Diabelską Gardziel), gdzie ściana wody w słoneczną pogodę tworzy wokoło kilkanaście przepięknych tęcz. Zwiedzanie i podziwianie ułatwiają liczne pomosty, najdłuższy z nich - 3, 7 kilometrowy został niestety porwany przez powódź w 1987 roku. Niektóre z nich dochodzą aż pod sam wodospad. Miałam wtedy niepowtarzalną okazję przyjrzenia się z bliska tym tonom wody przelewającym się nad głowami, a także dokładnego przemoknięcia w ciepłej i bardzo przyjemnej chmurze, uwolnionych od żywiołu, kropelek wody. Charakterystyczną zresztą cechą tego rejonu są unoszące się wiecznie nad wodospadami, białe jak mleko chmury, niestety niekiedy skutecznie zasłaniające przepiękne widoki, które można podziwiać na przykład z okien helikoptera czy samolotu. Innymi atrakcjami są safari lub wycieczka łodzią do samego skraju wodospadu.

Niewątpliwie, jednym z najciekawszych miejsc w tym rejonie, jakie zwiedziłam, jest przepiękna Wyspa San Martin, leżąca u podnóża wodospadu o tej samej nazwie (wchodzącego w skład całego kompleksu Iguazú). Przy samym brzegu, do którego przybija łódź, znajduje się potężna, bazaltowa skała, wznosząca się na kilkadziesiąt metrów w górę. Jest cała oblepiona wielkimi jak ptaki, żółtymi motylami, co fantastycznie kontrastuje z czerwienią ściany. Na całej jej długości biegają bez przerwy, w górę i w dół, setki jaszczurek, a krążące kolibry i papugi wydają z siebie niesamowite dźwięki.

Wyspę zwiedza się chodząc wąskimi ścieżkami wśród tropikalnej roślinności dżunglowej. Co kilkanaście metrów znajdują się tablice, ostrzegające turystów przed zboczeniem ze ścieżki. Grozi to przede wszystkim spotkaniem, nie zawsze towarzyskim, z legwanem, wężem lub żmiją, jaguarem czy Czarną Wdową (małym lecz niezwykle jadowitym pająkiem). Jednakże niepowtarzalne, dzikie piękno wyspy skutecznie pozwala zapomnieć o czyhającym niebezpieczeństwie. Nad głowami rozłożony jest zielony parasol bujnej roślinności, a na powyginanych fantazyjnie lianach kołyszą się, skrzecząc wesoło, różnokolorowe papugi, tukany czy inne nieznane Europejczykowi ptaki.

Park Narodowy Iguazú jest pełen egzotycznej roślinności, która otacza zewsząd wodospady, a reprezentuje ją ponad 2. 000 gatunków: gigantyczne drzewa i paprocie, liany, orchidee, palmy, bananowce, bambusy, papaje. Znajduje się tu także 400 gatunków ptaków: papugi, kolibry, tukany; a także inne zwierzęta: jaguary, kajmany, południowoamerykańskie mamby, tapiry, legwany, olbrzymie bajecznie kolorowe motyle, koati, małpy i mrówki wielkości pudełka od zapałek.

Wodospady Iguazú, ze swym łagodnym, ciepłym klimatem, stanowią atrakcję dla turystów z całego świata, w tym także z Polski. Każdy kto jest spragniony wprost przygniatających scen niewiarygodnego piękna, dzikich krajobrazów, widoków zapierających dech w płucach i przygody musi tu przyjechać. I oczywiście nie powinien opuszczać Iguazú, nie spędziwszy w dżungli nocy. Wśród bananowców oświetlonych złotym księżycem, można (po dokładnym zamknięciu moskitier) spędzić niezapomniane chwile, wypełnione głosami nie podporządkowanej jeszcze człowiekowi dżungli, przepełnionej odgłosami nocnych ptaków, wrzaskiem małp i brzęczeniem egzotycznych owadów. Rano, natomiast, warto wcześnie wstać, by zobaczyć zamglone słońce, wschodzące nad wilgotnym, parującym, tropikalnym lasem - lasem stanowiącym wrota do amazońskiej krainy lasów deszczowych - płuc naszej planety.

Autorzy: Agnieszka Sikora
Fotografie: Agnieszka Sikora