Niepodległość, cza-cza, zdobyliśmy, / Och! Autonomia, cza-cza, wreszcie ją mamy. / Och! Okrągły stół, cza-cza, zwyciężyliśmy! – śpiewali w 1960 roku Kongijczycy. Utwór grupy African Jazz porwał serca słuchaczy także z innych krajów Afryki, którzy cieszyli się z tak długo wyczekiwanej niepodległości.
Rok, w którym po raz pierwszy rozbrzmiało Indépendance Cha Cha, został zapamiętany jako Rok Afryki, ponieważ to właśnie wtedy kilkanaście krajów na kontynencie wyzwoliło się wreszcie spod jarzma kolonializmu. Państwo, które dziś znamy jako Demokratyczną Republikę Konga (DRC), było jednym z nich.
Nadzieja i radość, które przepełniały wówczas Afrykańczyków, znajdowały ujście w różnych formach, w tym także w muzyce. Pozytywne emocje tamtych gorących dni wyraźnie słychać w utworze African Jazz, skomponowanym przez lidera zespołu, uchodzącego za ojca współczesnej muzyki kongijskiej uznanego artystę, którym był Joseph „Wielki Kalle” Kabasele. Jego grupa była popularna już w latach 50., a swą sławę zawdzięczała lekkiemu utworowi Jamais Kolonga w stylu kongijskiej rumby. Piosenka stała się hitem, przy czym tekst o łapaniu partnera w tańcu można było rozumieć dwuznacznie.
Późniejsza Niepodległość, cza-cza, śpiewana w językach lingala i kikongo, jest w brzmieniu jeszcze bardziej skoczna i taneczna niż pierwszy hit African Jazz. Gdybyśmy nie wnikali w treść, tylko dali się ponieść samej melodii, w życiu nie domyślilibyśmy się, że właśnie wywijamy na parkiecie do nieoficjalnego hymnu narodowego DRC.
O czym więc śpiewa Wielki Kalle? Wymienia kongijskie partie polityczne i niektórych czołowych polityków, którzy zebrali się z początkiem 1960 roku na konferencji w Brukseli (muzyk także był członkiem tej delegacji), by wokół okrągłego stołu zdecydować w szacownym gronie o losach obecnie drugiego największego kraju w Afryce. Wszyscy, jak słyszymy w utworze, są, „zjednoczeni w jedności” (united as one). Mamy więc partię ABAKO i jej przywódcę Josepha Kasavubu – pierwszego prezydenta DRC. Jest i MNC (Kongijski Ruch Narodowy) z przewodniczącym Patrice’em Lumumbą – pierwszym premierem kraju, a także partia CONAKAT, której przewodził secesjonistyczny Moise Czombe.
W piosence wymienianych jest jeszcze kilka innych stronnictw i ważnych kongijskich osobistości, a wszyscy oni, jak głosi radosny tekst piosenki, zostali zwycięzcami przy okrągłym stole. Jak to jednak w polityce bywa, radość nie trwa wiecznie i młode niepodległe państwo szybko pogrążyło się w chaosie. Jego kulminacją było dokonane w 1961 roku bestialskie morderstwo kongijskiego bohatera narodowego, wspomnianego Patrice’a Lumumby. W spisku na premiera udział wzięli ludzie, którzy jeszcze nie tak dawno mieli być jednością i wspólnymi siłami dążyć do odbudowania pognębionej przez kolonizatora ojczyzny.
Raczkująca demokracja, którą DRC stało się oficjalnie 30 czerwca 1960 roku, już w lipcu musiała zmierzyć się z ogłoszeniem niepodległości przez prowincję Katanga, której prezydentem został Czombe. We wrześniu z kolei Patrice’a zdymisjonował Kasavubu, niezadowolony z faktu, że premier (lekkomyślnie i bez zrozumienia globalnych stosunków międzynarodowych) zwrócił się o wsparcie do Związku Radzieckiego. Wkrótce doszło do zamachu stanu przeprowadzonego przez Josepha Mobutu – późniejszego wieloletniego dyktatora. Swoje trzy grosze dorzuciło amerykańskie CIA, a także – Belgowie. Dopiero w 2022 roku byli kolonizatorzy zwrócili Kongijczykom zabrany przez jednego z biorących udział w zbrodni oficerów, ząb Lumumby, którego ciało po zastrzeleniu zostało rozpuszczone w kwasie…
W kolejnych dekadach po tej zbyt krótkiej euforii wywołanej Rokiem Afryki Kongijczycy mogli w Indépendance Cha Cha poszukiwać co najwyżej otuchy, licząc na to, że kiedyś marzenie o prawdziwie bezpiecznym, szczęśliwym i wolnym kraju wreszcie się ziści. Mobutu od lat 60. drenował skarb państwa, trwoniąc pieniądze na luksusowe rezydencje. Trzymał społeczeństwo twardą ręką aż do śmierci w 1997 roku (za jego rządów kraj przez wiele lat nosił nazwę Zair). Nawet wtedy DRC nie mogło odetchnąć z ulgą, bo obywatelom przyszło zmagać się z kolejnymi tragediami i niestabilnością polityczną. Na wschodzie kraju od 20 lat trwa jeden z największych kryzysów humanitarnych, podsycany (według wszelkich dostępnych dowodów) przez sąsiadującą Rwandę. Kiedy Kongijczycy znów będą mogli zatańczyć radosną cza-czę?