Kilka wieków wstecz Stańczyk zauważył, że w Polsce każdy zna się na medycynie. Potem powszechna stała się wiedza polityczna i politologiczna, manifestująca się Polaków rozmowami o polityce. Do „gorących” tematów dodaję język: wszak od pewnego momentu w rozwoju człowiek posługuje się językiem jako homo loquens: język dotyczy każdego, zatem każdy zna się na języku – wszyscy jesteśmy językoznawcami i językoznawczyniami uprawiającymi intuicyjnie językoznawstwo. Forma językoznawczyni to feminativum, czyli rzeczownik, który – zwykle utworzony od rzeczownika rodzaju męskiego – nazywa kobiecy zawód bądź funkcję albo stanowi żeński wariant nazwy wykonawcy czynności lub osobową żeńską nazwę charakterystyczną.
No właśnie: jestem językoznawczynią, mam tytuł profesora. Kilkanaście lat temu (w 2012 roku) dziennikarz prowokacyjnie zadał swojej rozmówczyni pytanie: „Jak się do pani zwracać?”. Usłyszał stanowczą odpowiedź: „Preferuję »pani ministro«, jeżeli można prosić”, co wywołało publiczną burzę z silnymi wyładowaniami. Jak ja odpowiedziałabym na takie pytanie? „Jestem profesorem”? „Panią profesor”? „Profesorą”? „Profesorką”? Nie mam tu preferencji, wszystkie formy są poprawne gramatycznie: wybieram formę autoprezentacji w zależności od sytuacji socjolingwistycznej i stylistycznej. Akceptuję wobec siebie taką, jakiej użyje rozmówca.
Opublikowany 12 lat później facebookowy post zatytułowany Rozmowa z Dziekaną Wydziału (…) wzbudził ożywioną dyskusję i nadal sporo uwag nieprzychylnych takiej formie żeńskiej.
Argumenty przeciwników feminatywów w komunikacji pozostają niezmienne: zaprzeczanie, że seksizm językowy w ogóle istnieje; zaprzeczanie, że stanowi on problem lub minimalizowanie jego znaczenia; oskarżenia, że wszelkie zmiany są niedopuszczalną próbą cenzurowania języka i sterowania nim; zarzut, iż modyfikowanie języka stanowi naruszenie wielowiekowej tradycji kulturowej, przyzwyczajeń językowych użytkowników i oszpecenie jego urody; oskarżenia reformatorów o feministyczny fanatyzm i wyolbrzymianie konsekwencji seksizmu językowego; zarzucanie reformatorom niekompetencji językoznawczej i dyskredytowanie wyników ich badań; wyśmiewanie, ośmieszanie i wyszydzanie wysuwanych propozycji zmian; negowanie możliwości wprowadzenia modyfikacji języka na podstawie założenia, iż nie zyskają one akceptacji społecznej. Zarzuty, mimo upływu czasu i licznych wypowiedzi lingwistów, powtarzają się. Rada Języka Polskiego w 2019 roku przyjęła postawę obserwatora: „Prawo do stosowania nazw żeńskich należy zostawić mówiącym, pamiętając, że obok nagłaśnianych ostatnio w mediach wezwań do tworzenia feminatywów istnieje opór przed ich stosowaniem”.
Pomocny w podejmowaniu językowych decyzji, wiążących się z nazywaniem osób uwzględniającym ich płeć i mówieniem o nich, jest opublikowany w Wydawnictwie Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach w 2023 roku Inkluzywny narzędziownik stanowisk, funkcji i zawodów w Uniwersytecie Śląskim w Katowicach (słownik fleksyjno-słowotwórczy), zaprojektowany przez zespół naukowczyń i naukowca w składzie: Ewa Biłas-Pleszak, Marcin Maciołek, Katarzyna Sujkowska-Sobisz, Jaśmina Śmiech, Jolanta Tambor i Kinga Wąsińska. Zawiera on formy deklinacyjne nazw stanowisk, funkcji i zawodów z podziałem na formy męskie, żeńskie oraz formy, które nie wskazują na płeć.
Ciągle jeszcze potrzeba czasu, by – dzięki edukacji językowej i otwartości użytkowników języka na zmiany – dojść w kwestii używania feminatywów do społecznego konsensusu. Jak widać, jestem optymistką komunikacyjną.
A feminatywy to tylko jedno ze zjawisk językowych generujących społeczne spory, konfliktogennych, dzielących…