Regionalny powab pejzażu

Znakomity badacz francuski – Georges Benko – zaproponował pod koniec XX wieku metaforę naukową przetłumaczoną na język polski jako powab pejzażu. I nie chodziło mu o doznania estetyczne podczas podziwiania dzieł mistrzów malarstwa w galerii sztuki. W określeniu tym widział jeden z czynników przyciągających w dane miejsce… nowoczesny przemysł. Skoro jest tak – co udowodnił Benko w swojej książce o technopoliach – że nawet dość nieoczywisty sektor gospodarki, jakim jest w tym przypadku przemysł, poszukuje wartości estetycznych w swoim otoczeniu, to jak ważna musi być współcześnie ta kwestia dla człowieka w wyborze miejsca zamieszkania, częstego lub długotrwałego przebywania czy po prostu spędzania wolnego czasu?

„Powab” Doliny Wodącej i jej otoczenia
koło Pilicy
„Powab” Doliny Wodącej i jej otoczenia koło Pilicy

Z autopsji, ale także z licznych badań wiemy, że stanowi ona jeden z fundamentów naszych wyborów. Problem polega jednak na tym, że każdy z nas benkowski powab pejzażu, czy też po prostu atrakcyjność otoczenia, widzi przez pryzmat własnych oczekiwań. Oczywiście są miejsca, co do których w tej kwestii większość z nas ma podobne odczucia – piaszczysta plaża nad błękitnym morzem czy skalne granie wieńczące zalesiony masyw górski mało kogo pozostawią obojętnym na swoje walory krajobrazowe i estetyczne.

Czy jest jednak tak, że im dalej od brzegu Bałtyku czy Podhala, tym pejzaż staje się mniej powabny? No i w końcu: czy w związku z tym w naszym regionie – województwie śląskim – możemy mówić o powabie pejzażu? Odpowiedź na pierwsze pytanie jest raczej prosta: nie. Odpowiadając zaś na drugie pytanie związane z atrakcyjnością województwa śląskiego, należy stwierdzić, że tak. Oczywiste skojarzenie z regionem Beskidów – Śląskiego, Żywieckiego i Małego – najczęściej uzupełniane jest o Wyżynę Krakowsko-Częstochowską. Najlepszą odpowiedzią zawsze są wskaźniki związane z zagospodarowaniem turystycznym i ruchem turystycznym. Każdy z tych atrybutów pokazuje, na ile powab pejzażu stanowi coś, co jest ważne tylko dla mieszkańców, a na ile ma znaczenie dla szerszej grupy osób.

Tyle tylko, że biorąc pod uwagę zagospodarowanie i ruch turystyczny, jednym z najważniejszych, a w niektórych kwestiach kluczowym ośrodkiem przyciągającym uwagę swym powabem, byłyby Katowice. Czy w istocie jednak są one krajobrazowo powabne? Dla części mieszkańców miasta i części odwiedzających – na pewno tak. Niemniej nie dla wszystkich. W tym miejscu pojawia się temat dotąd pomijany – czy katowicki i regionalny (post)industrializm może być atrakcyjny i przyciągający? Może być – i jest taki. Przykład z własnej aktywności i może nie dotyczący Katowic, ale przynajmniej Huty Katowice: oto 30-osobowa grupa studentów z… Zagłębia Ruhry odwiedza kilkadziesiąt miejsc na południu Polski – od Beskidów po Częstochowę i od Krakowa po Górę Św. Anny. Na pytanie o najciekawsze doznania z wycieczek, zadane na sam koniec pobytu, niemal jednogłośnie odpowiadają: „Odczuwana wszystkimi zmysłami Huta Katowice w Dąbrowie Górniczej”. Jedna ze studentek stwierdza, przy potakujących kiwnięciach głowami pozostałych osób, że: „przebija ją w Europie jedynie widok z wieży Eiffla”. Mogłyby to być tylko moje osobiste doświadczenia. Podobne ma jednak wielu przyjeżdżających do województwa śląskiego. Aby doświadczyć „powabu postindustrialnego”, trzeba jednak wytężyć umysł – znacznie bardziej niż w przypadku nadmorskich zachodów słońca czy górskich wędrówek. (Post)industrializm, w przeciwieństwie do gór i morza, wymaga bowiem – oprócz doznań wzrokowych – więcej zrozumienia i dodatkowych zachęt, by go podziwiać. Na szczęście zdaje sobie z tego sprawę coraz więcej samorządów, nawet często tych, które dysponują skromniejszym budżetem, słusznie uznając, że oprócz dobrostanu społeczności miasta czy gminy nie ma nic cenniejszego niż własne dziedzictwo, którym można się pochwalić. Dbanie i promowanie lokalnego dziedzictwa, i – nie ukrywajmy – zarabianie na nim stanowią również przejaw troski o szeroko rozumiany dobrostan mieszkańców.

W tym roku w zabrzańskim Carboneum, gdy pani przewodnik zapytała sympatycznej rodzinki, skąd przyjechała, usłyszeliśmy dumną odpowiedź: „Z Helu. Z tego Helu”. Takiej postawy życzyć należy wszystkim społecznościom i ich liderom, szukającym sposobów na docenienie ich dziedzictwa historycznego – nie tylko industrialnego.

Autorzy: Robert Krzysztofik
Fotografie: Robert Krzysztofik