Naukowcy od dawna mówią o plejstoceńsko-holoceńskim wymieraniu. Niestety sytuacja nie ulega poprawie, tempo utraty bioróżnorodności cały czas przyspiesza. W jednym z raportów Międzyrządowej Platformy do spraw Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu pojawiła się informacja, że milion gatunków roślin i zwierząt jest obecnie zagrożonych wyginięciem. Tysiące z nich mogą zniknąć w ciągu najbliższych dziesięcioleci. Katastrofalnie wygląda sytuacja usług środowiskowych, od których zależy nasze spokojne i bezpieczne życie. Usługi te zostały podzielone na 18 grup, w 14 z nich nastąpiło pogorszenie stanu. To oznacza, że dalszy rozwój zgodnie z obowiązującym modelem i utrzymanie status quo staje się niemożliwie.
Staje się dla nas oczywiste, że musimy pilnie zmienić nasze podejście do korzystania z różnorodności biologicznej. Konieczne staje się takie korzystanie z bogactwa przyrody, które nie pociąga za sobą jej zniszczenia. Taką receptę proponuje Edward Osborne Wilson – ekolog, jeden z najwybitniejszych naukowców obecnej dekady, określany przydomkiem ojciec bioróżnorodności. Autor proponuje receptę pozwalającą pogodzić ekologię z ekonomią, przełamać stare i zakorzenione stereotypy myślowe. Proponuje konstruktywne rozwiązania problemów ekologicznych i ekonomicznych.
Wilson używa terminu nowy enwironmentalizm na określenie rewolucji w sposobie myślenia na temat biologicznej ochrony przyrody. Jej celem jest opracowanie nowych sposobów uzyskiwania dochodu z przyrody bez jej uśmiercania. Brakuje nam rozsądku, mądrości w korzystaniu z przyrody. Nauczyliśmy się kreować nasze wygodne życie, wykorzystując bogactwa naturalne. Robimy to jednak, jednocześnie niszcząc je.
Przykładem nierozumnego korzystania z bogactwa przyrody jest to, jak eksploatujemy zasoby puszczy tropikalnej. Tropikalne lasy deszczowe odznaczają się największą na Ziemi różnorodnością żywych organizmów. Chociaż pokrywają mniej niż 2% powierzchni naszej planety, stanowią dom dla ponad połowy zamieszkujących ją gatunków roślin i zwierząt. Niestety trwa największa katastrofa ekologiczna, jaka przytrafiła się naszej planecie – wycinka lasów tropikalnych. Karczowanie lasów dla wielu mieszkańców tych regionów jest głównym źródłem dochodów. W miejscu wyciętych lasów deszczowych powstają pastwiska, plantacje bananowców, trzciny cukrowej, kawy czy palm kokosowych. Czy nie ma innego wyjścia? Czy jest możliwe pozyskiwanie wystarczających dochodów z produktów ubocznych z lasu tropikalnego bez wycinki drzew?
Charles Peters z Institute of Economic Botany wraz z współautorami postanowili odpowiedzieć na te pytania. W Peru, niedaleko miasta Mishana, około 30 km od Iquitos, wybrali jednohektarową działkę. Zidentyfikowali na niej 275 gatunków drzew, spośród nich 72 gatunki dostarczyły owoców, warzyw, dzikiej czekolady i kauczuku, które można sprzedać na pobliskich peruwiańskich rynkach. Roczny dochód ze sprzedaży tych kilku produktów wyniósł 700 dolarów. Warto zwrócić uwagę, że zysk ten mógłby zostać wielokrotnie powiększony, gdyby wykorzystać walory tysięcy innych gatunków roślin i zwierząt, które żyją w dżungli. Tymczasem roczny jednorazowy dochód z wycinki drzew wynosi 1000 dolarów. Z kolei Michael Balick i Robert Mendelsohn wyliczyli, że wartość zbioru dziko rosnących ziół leczniczych w dwóch fragmentach lasu tropikalnego w Belize wyniosła odpowiednio 726 dolarów i 3327 dolarów na hektar. Tymczasem wartość plonów z hektara lasu tropikalnego przekształconego w grunty uprawne oszacowano na 228 dolarów w Gwatemali i 339 dolarów w Brazylii.
David Gates (amerykański piosenkarz, gitarzysta, muzyk) skomentował tę sytuację słowami: „Musimy nauczyć się dbać o środowisko, w którym mamy żyć. Chodzi tylko o to, czy nauczymy się tego na czas”.