Klęski też uczą

Trochę się porobiło ostatnio. Żyjemy w ciekawych czasach, uczymy cudze dzieci – te dwa starożytne przekleństwa przypisywane Chińczykom lub Izraelitom wypełniają się aż nadto dosadnie. Spróbujmy jednak i w tych nieciekawych okolicznościach znaleźć nieco optymizmu. Optymizmu płynącego z obserwacji i pobierania nauk, jak przystało na członka wspólnoty akademickiej.

Zacznijmy od generalnego spostrzeżenia: według mnie głównym beneficjentem wszystkich dotychczasowych kryzysów jest… cyfryzacja. Jest to nowa religia, której nie ruszają ani pandemia, ani wojna. Co więcej, cyfryzacja (jest to nazwa umowna, zapewne nieoddająca całej złożoności problemu – proponuję, by dokładniejszym opisem zajęli się specjaliści nauk wszelkich) żywi się naszymi codziennymi kłopotami i rozkwita.

Mało kto przypuszczał (a ja już na pewno nie), że popierana przez wszelkie władze, ale realizowana dość opornie, polityka edukacji zdalnej tak się rozwinie w czasie lockdownu. A tymczasem nagle się okazało, że istnieją profesjonalne platformy, które można wykorzystać do nauczania, konferowania i prowadzenia prac rozmaitych. Zresztą to właściwie proces, platformy te wciąż się bowiem zmieniają, dodając wciąż nowe możliwości; w końcu dochodzimy do rozterki: Co wybrać? Jak żyć? Bo o tym, że można tak żyć, jesteśmy już przekonani i chyba nawet najtwardsi przeciwnicy zdalnego porozumiewania się, cyfrowo wykluczeni lub cyfrowo wykluczający się, akceptują te nowe formy porozumiewania. Ale w wyborze jedynie słusznej platformy i ochronie naszych na niej poczynań pomagają rzesze informatyków, na których usługi popyt wzrósł niepomiernie (i stąd tłok na wszelkiego rodzaju studiach informatycznych oraz wciąż nowe oferty pracy dla wykształconych programistów, projektantów systemów, nie mówiąc już o hakerach – niestety powtarza się tu sytuacja znana z życia B.C., czyli before computer, a mianowicie „bank jest miejscem pracy kasjerów i kasiarzy”).

Również wojna odbywa się – dzięki rozwiniętej łączności komputerowej – jakby na oczach całego świata. Dawniej (w czasach B.C.), gdy wyjeżdżałem na wakacje, kontakt się urywał na dwa tygodnie i rodzice musieli się pogodzić z tym, że dopiero po powrocie zobaczą mnie znów. Komórek nie było, telefony stacjonarne w urzędach telekomunikacyjnych działały tak sobie, więc nic o sobie nie wiedzieliśmy. A teraz? Jawność jest tak duża, że wciąż czytam ostrzeżenia, by nie mówić bez sensu, raczej milczeć, trzymać się zasady 4U (uważaj, ukryj się, uciekaj, udaremnij atak), nie korzystać z komórki bez potrzeby, bo namierzą i potem tylko pantofle zostaną, jak z tego szejka w Izraelu przed paru laty. W każdym razie jest to sytuacja zupełnie nowa; dzięki łączności i wszechobecnym satelitom można zajrzeć niemal wszędzie i jeśli nie od razu, to zaraz potem wszelkie czyny będą widoczne i spisane, być może przez poetę. Okazuje się, że system VPN, z którego korzystam dość często – na przykład żeby wydrukować coś w systemie Printoscope – jest też wykorzystywany do ominięcia blokad portali społecznościowych. Dzięki temu nie musimy oglądać krokodylich łez rosyjskich influencerek (cóż to za okropne słowo!), pozbawionych najważniejszego przyjaciela.

Wciąż się uczymy. Ja się uczę geografii. W ostatnim felietonie chciałem napisać o „naszym wschodnim sąsiedzie”, mając na myśli Rosję. Czujna Redakcja wychwyciła jednak ten niuans i zasugerowała, bym zmienił „wschód” na „północ”, bo inaczej Czytelnik może pomyśleć, iż piszę o Ukrainie. W końcu cały ten fragment „wypadł” z tekstu, ale ponieważ lubię mieć ostatnie słowo, to dla ścisłości dodam, że w naszym kraju są takie miejsca, w których Rosja jest na zachodzie. Np. mieszkańcy Wiżajn, mówiąc o Zachodzie muszą uważać, by nie okazało się, iż mówią o obwodzie kaliningradzkim.

Nauka nauką, komputery komputerami, komórki komórkami, ale nic nie zastąpi kontaktu z żywym człowiekiem. Na ulicach widzimy więcej dzieci. I to też jest fakt pozytywny, nastrajający optymistycznie, bo czyż widok dwóch dziewczynek, Maszy i Saszy, ubranych jednakowo, jednocześnie poważnych i radosnych, może nie budzić ciepłych uczuć?