Przeczytałem już (prawie) wszystkie książki w mojej domowej bibliotece. Na wszelki wypadek poświęciłem wiele uwagi zwłaszcza tym pozycjom, które już się pewnie nie ukażą w oficjalnym obiegu, bo są niepoprawne. Pod kołdrą, z latarką w ręku, czytam wiersz o młodym Afrykaninie imieniem Bambo, a także inną opowieść z Afryki, która nie pozwoliła zasnąć córce jednego z publicystów. Autor wspomnianej opowieści w ogóle powinien być rozliczony; sądzę, że w ramach postępowej rewolucji już wkrótce znikną ulice, szkoły i inne pamiątki po nim, a jego imię nie będzie wspominane inaczej, jak tylko ze wzgardą. Może nawet dworek w Oblęgorku odbiorą?
Gdy tak patrzę na polską literaturę, to boję się bardziej niż rzeczona młoda osoba, która ledwo przebrnęła przez bezdroża kolonialnej Afryki. A zapowiadało się nieźle. Pierwsze zdanie zapisane z czeska po polsko brzmiało Daj ać ja pobruszę a ty pocziwaj. Niby wszystko w porządku, mąż proponuje, że pobruszy, a żona ma odpoczywać. Mniejsza o to, co znaczy bruszyć (słowo roku 1290!), wydaje się na pierwszy rzut oka, że oto dowód na staropolską elegancję wobec kobiet. Z drugiej strony jednak: a) czy taka elegancja w stosunku do kobiety nie była w istocie paternalistycznym nadużyciem, b) nie wiemy, jak długo on patrzył na męczarnie swojej bruszącej żony i dlaczego od razu nie wziął się do roboty, c) z punktu widzenia dzisiejszych trendów słowa te nie wytrzymują krytyki. Więc chyba jednak od początku było marnie i to bruszenie trwało przez wieki i zabruszyło nam literaturę dokumentnie. Potem przyszła epoka Jana z… no właśnie, z Czarnolasu. Czy mogło się coś dobrego narodzić w Czarnolesie? Osobiście widzę to czarno. Był jeszcze Mikołaj Rej ze swoim Marchołtem grubym a sprośnym… Proszę zwrócić uwagę na dyskryminację osób otyłych i ulegających naturalnym potrzebom. Albo taki Frycz Modrzewski i jego O poprawie Rzeczypospolitej. Mam nadzieję, że nie pokazują tego dzieciom, bo już w pierwszym rozdziale mowa jest o rozbieraniu, przyrodzeniu i wiele razy użyte jest słowo członek. W trosce o dobre obyczaje i spokój dzieci nie polecałbym tego dzieła. I tak dalej, potem pojawili się Mickiewicz, Słowacki, Krasiński i Norwid – myślę, że poszukiwacze rasizmu, seksizmu i dyskryminacji mogliby się wykazać.
Ta swoista i swojska cancel culture nie powinna się jednak ograniczać do literatury. Należałoby bezwzględnie rozstrzygnąć, czy Kopernik była kobietą, jak chciał klasyk, czy też jej płeć biologiczna różniła się od psychologicznej i społecznej w inny sposób, niemożliwy jeszcze niedawno do opisania. Można by zrewidować nasze poglądy na matematykę, fizykę i inne przedmioty ścisłe, co do których byliśmy uczeni, że pochodzą od białych mężczyzn z szeroko pojętego kręgu eurokultury. Trzeba z żywymi naprzód iść, jak pisał inny poeta, a nie w uwiędłych laurów liść z uporem stroić głowę. Nowa analiza powinna prowadzić do nowych odkryć oraz interpretacji starych. Przykładem może być kultowy (nie jestem pewien, czy to słowo nie powinno się znaleźć na indeksie) reżyser, Francis Ford Coppola. Czytałem ostatnio, że promuje on serię alkoholi nazwanych imionami znanych i wybitnych (w mniemaniu Coppoli) kobiet. Znajdziemy w kolekcji matematyczki Adę Lovelace, Hypathię czy Marię Gaetanę Agnesi, które stały się patronkami whiskey, likieru i brandy. Jest też polski akcent: pojawiła się wódka. Nosi ona nazwę Księżna Walewska i jest swoistym hołdem dla pani znanej z uczucia do Napoleona (niestety brandy już była zajęta). Wódka jest luksusowa i wytwarzana z ziemniaków, a podobno tylko 3% wódek jest ziemniaczanego pochodzenia. Ziemniaki pochodzą ze stanu Idaho. Woda – z doliny Napa w Kalifornii. I tylko Walewska pochodziła z Polski. Szkoda, że pojawia się ten akcent polonofeministyczny już po sezonie; dziś Polska i kobiety wydają się passées.