Traktuję tę postawę z powagą, ale konwencja felietonu pozwala mi przybrać lżejszy ton, by zadać pytanie, czy zima i w tym roku zastrajkuje, a ocieplający się klimat w trzeciej dekadzie grudnia znowu zamanifestuje się błękitnym i bezchmurnym niebem, palącym słońcem, wysoką temperaturą, zieloną trawą i pąkami na drzewach, radośnie śpiewającymi ptakami?
Czas Bożego Narodzenia przypada u nas na zimę, która w tej strefie klimatycznej powinna być śnieżna i mroźna, choć poza okresem świąt nie upieram się przy takiej jej postaci, zwłaszcza w mieście i na drogach; tu byłabym zwolenniczką śnieżnego strajku włoskiego. Święta jednak mają być białe. Kultura, zwłaszcza popularna, utrwala to przekonanie. Tysiące tekstów wdrukowują w świadomość odbiorców romantyczne obrazy niepowtarzalnych płatków śniegu, który otula świat spokojem i dobrymi uczuciami. W takiej scenerii w kontaktach międzyludzkich i międzygatunkowych pojawiają się i potęgują życzliwość i empatia, nawet sympatia i miłość. Dzieła literackie, obrazy wielkich mistrzów i sentymentalne kartki pocztowe epoki wiktoriańskiej, komedie romantyczne, piosenki zwane potocznie christmasami budują wyobrażenia o idealnych dniach świąt, z kontrastem zewnętrznego chłodu i wewnętrznego ciepła, ciemności rozjaśnianej gwiazdami i światłem świec. Uwidacznia się moc kultury i jej siły adaptacyjne, które niezależnie od realiów klimatycznych biblijnej sceny bożych narodzin sprawiają, że biel śniegu jest ważnym składnikiem europejskiego skryptu świątecznego.
Ten, co oczywiste, się zmienia. Czas przedświąteczny wydłuża się za sprawą handlu kuszącego zaśnieżonymi witrynami z akcesoriami „niezbędnymi” dla celebrowania… No właśnie: celebrowania czego? Tradycyjne Boże Narodzenie zamienia się w języku międzynarodowego marketingu w „święta zimowe”, a ostatnio w „zimową imprezę” (szwedz. vinterfest). Święta się laicyzują.
Wymarzone święta to dla mnie ciągle: „Na całej połaci śnieg” czy „puchowy śniegu tren”. A więc: „Let it snow, let it snow, let it snow!”. Pragmatycznie dodam: ale niezbyt długo. Liczę też na czujność drogowców: może tym razem nie będą zaskoczeni, że zimą sypie śnieg.
Może jednak powinnam – mimo niechęci do podróbek – zrobić zawczasu zapas syntetycznego śniegu? W końcu w filmowych komediach bożonarodzeniowych, których akcja toczy się w Kalifornii (tam nigdy nie pada nawet deszcz, jak zapewniał przed półwieczem Albert Hammond), takie skrzące połacie sztucznego śniegu są bardzo fotogeniczne i wyglądają wiarygodne, prawie jak prawdziwe. Sprawdziłam: oferta jest bardzo bogata.