I znowu minęły wakacje, i znowu zaczął się rok akademicki i znowu przybyło młodzieży. Ostatnio młodzieży przybywa coraz więcej, co jest zresztą jedną z największych atrakcji pracy uniwersyteckiej, bowiem trudno się w takich warunkach zestarzeć. Praca uniwersytecka stała się ostatnio bardziej atrakcyjna również dzięki, co tu dużo mówić, dość znacznym podwyżkom uposażeń. To znaczy tak w ogóle nie ma podwyżek, które nie mogłyby być bardziej znaczne, ale od wielu lat nauczyciele akademiccy byli przyzwyczajani do targów o każde 10 zł, więc letni skok naprawdę może wydać się wielki. W związku z dotychczasowymi zwyczajami skok ten ma też znaczenie metodologiczne: raz jeszcze okazało się, że rozumowanie indukcyjne, oparte na skończonej liczbie eksperymentów, może być zawodne. I ta obserwacja jest niepokojąca. Jeśli bowiem ostatnia podwyżka była wyższa od przewidywań bazujących na doświadczeniu, to doświadczenie może okazać się zawodne i "w drugą stronę": czyż można wykluczyć, że wbrew przewidywaniom oraz inflacji następnym razem w ogóle nie będzie podwyżki? A nuż ta ostatnia była rozbłyskiem, po którym nasze uposażenia będą już tylko karleć?
Optymiści będą twierdzić, że nareszcie władze zrozumiały potrzeby nauki. Jest to rozumowanie jeszcze gorsze niż podwyżkowy pesymizm, bowiem oparte wyłącznie na jednym doświadczeniu. Naukowy sceptycyzm każe raczej spytać, co to się stało, kto za tym stoi i czemu służy rozwiązanie państwowej kasy. Nieoczekiwanie, wskazówka umożliwiająca sformułowanie hipotezy mogła być usłyszana nie uchem nakierowanym na rząd, lecz tym, które słuchało głosów opozycyjnych. W trakcie wakacyjnych gier i zabaw znanych pod wspólną nazwą tworzenia bloku wyborczego prawicy, b. prezydent przekonywał ugrupowania solidarnościowe, że nie powinny odrzucać współpracy z Unią Wolności, bowiem partia ta posiada olbrzymi potencjał intelektualny. Wówczas jeden z przeciwników porozumienia "S" z UW stwierdził, że "potencjał intelektualny to jest potrzebny na wyższych uczelniach", a nie w polityce. Być może wypowiedź ta jest poważnym sygnałem dla uczonych, że nadchodzą nowe czasy, w których uczeni raczej powinni zostać w murach akademickich. Opozycjonista wyraził to subtelnie, nie uciekając się do starych, sprawdzonych haseł "literaci do pióra, studenci do książek, profesorowie do profesji". Jeszcze subtelniej postępuje koalicja, nęcąc w przededniu kolejnej kampanii wyborczej marchewką podwyżek - intelektualiści sami powinni wyciągnąć wniosek i za te pieniądze skupić się na zajęciach seminaryjnych.
Przez ostatnie kilka lat w kręgach władzy pań i panów profesorów i doktorów spotkać można było raczej nierzadko. W końcu zdrowa i nieskażona inteligencją część narodu musiała się zbuntować. Nie jest wykluczone, że nadreprezentacja uczonych wśród polityków była racjonalną reakcją na zakusy tych ostatnich, którzy w epoce minionej bardzo często wtrącali się do życia uczelni. Jedynym sposobem, żeby polityków od tego powstrzymać, było wcielenie się w role przedstawicieli władzy i wtrącanie się w sprawy polityki. Jeden z moich przyjaciół stosował analogiczną metodę, gdy w jego liceum ogłoszono obowiązkowy udział w konkursie wiedzy o życiu Lenina. Jedynym sposobem uniknięcia tego zaszczytnego obowiązku było zgłoszenie się do organizacji turnieju, połączonej z układaniem pytań. Mojemu przyjacielowi nie opłaciło się to per saldo, bowiem na ułożone przez niego pytania nikt nie umiał odpowiedzieć, a więc szkoła źle wypadła i sprytnemu organizatorowi obniżono stopień ze sprawowania. Czasem odnoszę wrażenie, że uczeni podobnie wyszli na tej wyprawie do świata polityki, który rządzi się prawami nieopisywalnymi w sposób naukowy. Na pociechę mogą sobie powiedzieć, że twórcom kultury powiodło się jeszcze gorzej. Tyle wysiłku, pracy organicznej, sukcesów w kraju i na świecie, tyle poświęcenia w przemienianiu zjadaczy chleba w estetów, a naród i tak woli disco polo. Zresztą w tym przypadku politycy znów znakomicie wyczuli narodowe tętno i już to sami tańczą w rytmie disco, jak prezydent Kwaśniewski, już to mówią o tej muzyce, że to polski wkład w kulturę światową, jak prezes Pawlak. Pora uciekać z Warszawy i zaszyć się na uniwersytecie.