Każdy rok akademicki jest inny. Każdy na swój sposób i z wielu powodów a najważniejszy z nich to ten, że każdego roku napływa do uczelni nowa, coraz większa fala młodzieży. Przeskoczywszy zwycięsko poprzeczkę wymagań rekrutacyjnych obejmuje ona w swoje posiadanie gmachy, wypełnia szczelnie sale audytoryjne i zajmuje miejsca opuszczone przez starszych kolegów.
W tym roku akademickim studenci najmłodszego rocznika będą szczególnie widziani, ponieważ stanowią trzecią część studenckiej braci naszego Uniwersytetu. Właśnie: oby pojęcie "Nasz Uniwersytet" stało się istotnym składnikiem świadomości jak największej liczby studentów I roku, stanowiąc dowód ich autentycznej identyfikacji ze społecznością akademicką całej uczelni. Identyfikacja ze wspólnotą to jedna z dróg obrony siebie przed zagubieniem w anonimowym tłumie, przed naporem szarzyzny, schematyzmem i rutyną codziennych zajęć, jako nieuniknioną konsekwencją rygorów przewidzianych porządkiem prawnym, regulaminami i statutem. Bez tego rodzaju regulatorów funkcjonowanie tak potężnej instytucji edukacyjnej, jaką jest Uniwersytet, byłoby nie do pomyślenia.
Ale uniwersytet, jak każda szkoła wyższa, jest jednocześnie instytucją niezwykłą, ponieważ oferuje szanse wybicia się - każdemu, kto tylko bardzo tego chce - na swoją własną "niepodległość", czyli daje możliwość ujawnienia talentów, prezentacji własnych oryginalnych przemyśleń i rozwiązań, jednym słowem - stawania się kimś. Bogactwo tego rodzaju ofert świadczy o jakości kształcenia i jest podstawą poczucia dumy z przynależności do uczelni, która troszczy się o ową jakość.
Szeroko otworzyć bramy uczelni zaspakajając aspiracje edukacyjne jak największej liczby absolwentów szkół średnich to bardzo ważne zadanie uczelni, wobec własnego środowiska, ale nie może ono przysłonić obowiązku zaspokojenia ambicji najlepszych, czyli oznaczać rezygnacji z kształcenia elitarnego. Sądzę, że istnieje wyraźna zależność między wymaganiami rekrutacyjnymi, jakie stawiamy kandydatom na poszczególne kierunki, a jakością kształcenia. Im wymagania te są wyższe tym większe jest prawdopodobieństwo wyłaniania się najlepszych i rozwijania ich talentów. Ale także wyższe wymagania będą stawiali wszyscy przyjęci i więcej będzie można wymagać od nich. Taka jest logika wszelkich procedur konkursowych, opartych o kryterium rywalizacji. Można wyrazić ostrożną radość i optymistyczne przypuszczenie, że każdego roku coraz więcej wydziałów będzie ustanawiało coraz bardziej wysokie kryteria naboru, podniosło poprzeczkę wymagań i to zarówno na studia stacjonarne jak i zaoczne czy wieczorowe. Doraźny zastrzyk pieniędzy to ważny wzgląd przy decyzji, aby przyjmować wszystkich, którzy chcą płacić za studia zaoczne, ale i myśl o szansy na jakość kształcenia powinna być brana pod uwagę.
Tak więc witając nowo przyjętych studentów zdajemy sobie sprawę, że jest to nie tylko zastrzyk pieniężny, lecz i przypływ nowych sił, entuzjazmu, witalności, sprzyjający odnowie całej uczelni. Jakaś szczególna okazja ożywienia intelektualnego, nowych form dialogu wszystkich ze wszystkimi.
Na pierwszych zajęciach studenci I roku wprost piją z ust. Dla nauczycieli akademickich to jedna z większych przyjemności - te szeroko otwarte oczy, gotowość uczestnictwa we wszystkich zajęciach, chłonność, lęk, że się w czymś uchybi, czemuś nie podoła. A potem? Potem po prostu piją. Niestety. Nie wszyscy i nie koniecznie z rozpaczy, frustracji, zagubienia i lęku przed sesją egzaminacyjną, chociaż tego wykluczyć się nie da. Przeważnie jednak sięgają po trunek dla rozrywki. Bo nudno, bo inni tak robią, bo nie wypada odmówić. Życie studenckie nasącza się stopniową wątpliwym obyczajem, który wzmacniany potrzebą demonstrowania własnej niezależności, tworzy rodzaj podkultury studenckiej. Wiem, nikt nie lubi, a zwłaszcza młodzież moralizowania, więc studenci _ roku także. A jednak, czy słówko przestrogi będzie tu aż tak bardzo nie na miejscu? Przestrogi przed pułapką, w którą łatwo się wpada właśnie na I-szym roku. A przecież wszyscy wiemy, że I roku się nie powtarza!
Skąd się więc bierze rozczarowanie, a potem zniechęcenie? Myślę, że wynika ono z kilku powodów. Jest to powszechnie obserwowany syndrom słabnącej motywacji, którego przyczyną jest zderzenie się oczekiwań z szarą niekiedy rzeczywistością. Studenci mają żywo w pamięci stoczoną walkę o indeks. Po przejściu takiej "ścieżki" tortur oczekują nagrody jak przepustki do raju. Marzą się im wyłącznie atrakcyjne spotkania, podniecające dyskusje, ciekawe zadania. W rzeczywistości trzeba nieraz przebrnąć przez mało ciekawe, ale konieczne zajęcia, ponieważ stanowią one podstawę wiedzy specjalistycznej, ściślej związanej z danym kierunkiem studiów.
Nie jest wykluczone, że niektórzy studenci mogą być zaskoczeni, iż różnica w materialnym standardzie ich szkoły średniej i uczelni nie jest duża i niekoniecznie na korzyść tej ostatniej. Są przecież świetnie wyposażone szkoły licealne, mające doskonałych nauczycieli. A więc zaskoczenie, że remonty, stare sprzęty, niedostępność książek, brak komputerów, miejsc w bibliotece no i pracowników. Niektórzy twierdzą, że dobra szkoła średnia jest lepsza niż średnia szkoła wyższa.
Głównym źródłem dyskomfortu studentów 1-szych lat może być zjawisko "zatłoczenia". Jeśli student widzi, że nie ma dla niego miejsca w sensie dosłownym czysto przestrzennym, że na sali nie ma czym oddychać, a głos wykładowcy dociera jak z zaświatów - czuje się odtrącony. Jego absencja staje się zarówno subiektywnie jak i obiektywnie całkowicie usprawiedliwiona, nie naraża siebie i nie psuje atmosfery innym. Problem przestrzeni i miejsc na salach wykładowych wbrew pozorom jest także problemem psychologicznym. Zapewnić miejsce studentowi to najbardziej elementarny obowiązek uczelni zarówno wobec tych, którzy płacą jak i tych którzy korzystają z przywileju zagwarantowanego konstytucją. Są zwolnieni z tego obowiązku.
Rad jest dużo, ale warto przede wszystkim zdobyć orientację w bogatej ofercie indywidualnych form studiowania, przewidzianej w regulaminie studiów. Są to tzw. Indywidualny Tok Studiów (ITS) oraz Indywidualna Organizacja Studiów (IOS). Ale nie tylko tędy droga. Nawet w trakcie normalnego uczestnictwa w zajęciach można zawsze podjąć próbę zaprezentowania własnej indywidualności. Więc zajęcia mogą się stać najbardziej adekwatnym forum prezentacji siebie. A jeśli się nie staną?
Jest jeszcze możliwość uczestnictwa w ruchu studenckim, w organach samorządowych, komisjach uczelnianych, we wspólnych przedsięwzięciach ze studentami innych uczelni i udział w międzynarodowych organizacjach studenckich.
Najbardziej skuteczną odtrutką na nudę, zniechęcenie i rozczarowanie jest przekonanie, że uczelnia to nie tylko sklep z usługami edukacyjnymi, lecz wspólne zadanie. "Spróbuj uwierzyć, że od Ciebie coś zależy, a następnie określić, co konkretnie". Taka byłaby najbardziej zwięzła podpowiedź. Zabierajcie Drodzy Studenci głos we wszystkich ważnych sprawach dotyczących całej Uczelni, uczestnicząc w pracach różnych ciał kolegialnych, komisjach senackich i zgromadzeniach, na zajęciach i po ich zakończeniu. Dokonujcie samooceny ale i oceniajcie nas, nauczycieli akademickich. Poczujcie smak odpowiedzialności, a nie tylko przymusu.
Wiadomo już, że w tym roku będzie nieco ciaśniej, bo budynków łatwo rozmnożyć się nie da. Nie ma cudów. Ale może być przez to cieplej i może ciekawiej, a nawet weselej. Potraktujemy siebie nie jak zbitą masę, anonimowy tłum ludzi osobnych i wzajemnych obojętnych, lecz jako wspólnotę ludzi dorosłych i potencjalnie przyjaznych wobec siebie. Spróbujmy skoncentrować naszą uwagę i naszą odpowiedzialność każdy na sobie i choć trochę na innych.
Studenci I roku, gdy otrząsną się z pierwszego onieśmielenia i "staną na nogi" z pewnością zaczną się rozglądać za większymi niż to było zapisane na kartach "informatora" możliwościami realizowania swoich pragnień i dążeń. Stopniowo zaczną zachęcać nas, nauczycieli akademickich do wspólnych peregrynacji, a nawet wzlotów nad poziomy. Czasami z prądem, ale często pod prąd naszych propozycji programowych, przyzwyczajeń dydaktycznych i naszego stylu funkcjonowania. Ale tego rodzaju stymulacja może stać się impulsem programów tych przebudowy i weryfikacji, usunięcia rutyny i schematyzmu, dzięki czemu my, starsi wiekiem możemy stać się młodsi, jeśli zechcemy.
Poszukać mistrza? To będzie bardzo trudne, bo mistrzowie to ginący gatunek nauczycieli akademickich. Ale oni są wśród nas. Potencjalni, nieodkryci, często nieświadomi swoich talentów przywódczych i siły duchowej. Dialogowa forma studiowania, wchodzenie na wspólną drogę studenta i nauczyciela akademickiego to jedna z najbardziej owocnych i satysfakcjonujących form rozwoju intelektualnego. Spotkanie osoby, spełniającej warunki mistrzostwa to doprawdy szczęście... Wybaczcie banał. Takiego szczęścia życzę wszystkim studentom w roku akademickim 1996/1997.