O PIENIĄDZACH I JUVENALIACH

Zadeklarowalem sie juz w trakcie przygotowan do juvenaliow, ze zaraz po fakcie opisze wszystkie przygody zwiazane z ich organizacja. Czulem sie do tego zobowiazany nie tylko jako student dziennikarstwa, trzymajacy lape na pulsie i jako organizator, ale przede wszystkim by "nauka nie poszla w las" i by przyszloroczne biuro organizacyjne moglo z naszej pracy wyciagnac wnioski. Wiem, ze "Gazeta Uniwersytecka" nie cieszy sie zbytnio poczytnoscia wsrod studentow, mam jednak nadzieje, ze ci najaktywniejsi /czyli np. ludzie z samorzadow studenckich/ docieraja jednak do najblizszych swej dzialalnosci zrodel informacji.

W przyszlym roku nie bedzie juz szefa uczelnianej rady samorzadow - Krzysztofa Januly. Facet jest na piatym roku i niedlugo bedzie juz magistrem. Ja jestem na IV roku, przygotowuje prace magisterska i na pewno nikomu nie uda sie mnie wciagnac w organizowanie czegokolwiek. Tyle tytulem wstepu, teraz czas na szczegoly i wnioski.

Motorem zycia na Ziemi wcale nie jest energia sloneczna, ani nawet kontakty damsko-meskie, tylko pieniadze. Chcac zorganizowac cokolwiek zaczac trzeba od finansow. Ponieslismy w tym roku ryzyko organizowania imprez, nie wiedzac prawie do konca czy beda fundusze. Zarezerwowanie terminu wystepu jakiegokolwiek artysty bez gwarancji na papierze jest wlasciwie niemozliwe. Rezerwowanie terminu dzieki przyjacielskim kontaktom "na slowo" ma dwie zle strony: mozna stracic przyjacielskie kontakty, ale mozna tez dostac poczta przesylke ze "snieta ryba" /co to oznacza - tlumaczyc nie trzeba/.

Pieniadze zdobywa sie w sposob dwojaki: od sponsorow panstwowych i komercyjnych. Pierwsi z nich sa biedni i niechetni, drudzy - bogaci, sprytni, falszywi i obludni. W tym roku sponsorowali nas tylko Ci pierwsi, bo tym drugim nie dalismy rady. Dostalismy pieniadze od naszej uczelni, od Ministerstwa Edukacji Narodowej i Wydzialu Kultury UM Katowice. Serdecznie dziekuje ww. za ratunek. Drugi typ sponsorow zostal wykorzystany rok temu, na wspolnej imprezie z Akademia Ekonomiczna. W tym roku, bez znajomosci psychologii ekonomii i pomocy samorzadu AE nic nie wskoralismy. Chcielismy, by sponsorowala nas firma "Zywiec Trade S. A." z siedziba w Katowicach. Firma ta wydaje dziesiatki milionow za powieszenie swego logo na imprezach w Spodku, jej reklama skierowana jest do mlodej inteligencji a na osiedlu akademickim jest 5 knajp, z ktorych 4 zaopatruja sie u nich w piweczko. Wszystko cacy. Na mocy umowy z radiem /w tym roku bylo to RMF, zeszloroczna wspolpraca z radiem TOP zakonczyla sie bojka. Na szczescie rozrabiaka przy nastepnym spotkaniu ze studentami wyciagnal pistolet i dostal z radia kop w top.../ organizatorzy juvenaliow oferuja pierwszenstwo w dotarciu do wszelkich informacji, artystow oraz gwarantuja umieszczenie logo radia w materialach reklamowych, a za to wszystko radio przygotowuje tzw. "spot" czyli reklamowke imprezy z podaniem sponsora. Sponsoring jest duzo latwiej przyswajalny przez przecietnego zjadacza sera, niz nachalna radiowa reklama samej firmy. Radio na mocy umowy wydaje aneks z cenami czasu antenowego, ktore zaplacilby sponsor, gdyby sam zdecydowal sie wykupic ten czas. Radio RMF zaoferowalo czas antenowy warty 30 mln zl, tyle zyskalby sponsor, bo ten czas daje nam radio za darmo, na mocy umowy o wylacznosci, o czym juz wspominalem. Pojawienie sie logo sponsora na kilkuset plakatach wydrukowanych na okolicznosc juvenaliow, tez nie jest bez znaczenia... Jezeli dodamy do tego specyficzny, piwozlopny charakter naszej imprezy - pomysl wspolpracy z firma "Zywiec Trade S. A." wydawal sie rewelacyjny.

Mnie tez, tym bardziej, ze dwoch moich kumpli z roku pracuje tam w dziale marketingu i obiecali, ze "urobia" szefa. Zostalem umowiony na rozmowe, siadlem w biurze firmy /ktore jest rownie mocno ukryte, jak niegdys konsulat NRD w Katowicach/. Sympatyczna sekretareczka piwa nie podala, tylko kazala czekac. Czekalem z ulotka reklamowa, z kasetka video zawierajaca reportaz telewizyjny z zeszlorocznych imprez i glowa nabita argumentami "za", przygotowanymi na podstawie zajec z tzw. reklamy, ktore teraz chcialem wykorzystac w praktyce. Szef jednak nie nadchodzil, w waznych sprawach wyjezdzal to tu, to tam. Pare razy rozmawialismy niezobowiazujaco przez telefon, umawialismy sie na konkrety w biurze /centrum/, albo w magazynach firmy /bardzo daleko od centrum/ i tak sie gonilismy. "Szef" zwlekal z mistrzowska zwinnoscia, a ja, sierota wierzylem w kolejne terminy podawane przez pania sekretarke. Efekt tego taki, ze zostalismy bez sponsora komercyjnego, a firma i tak miala rewelacyjne obroty dzieki nam, bo osiedlowe knajpy zaopatruja sie wlasnie w hurtowniach "Zywiec Trade". Zrobiono na nas swietny interes nie dajac nic w zamian. W zeszlym roku sporo bylo pieniedzy od sponsorow komercyjnych, zalatwionych przez chlopakow z ekonomii. Oni po prostu potrafia takie sprawy zalatwic. Kulisow sponsoringu nie chcialbym dokladnie odslaniac i tlumaczyc dlaczego firma "x" daje na impreze w Spodku miliony za nic, a nam za 30 i wiecej milionow w reklamie nie chce dac polowy, bo to wcale nie jest taki czysty interes jak by sie wydawalo na pierwszy rzut oka. Gdybym napisal to nawet w gazecie, ktora ma tak ograniczony zasieg jak "GU" i tak moglbym dostac te niekoniecznie mityczna "snieta rybe".

Jakos okroilismy w koncu kosztorys i zrobilismy festiwal rockowy z najciekawszymi i najpopularniejszymi kapelami ze Slaska, tak by sie obylo bez kasy na hotele i by dac szanse "naszym". Festiwal mial charakter konkursu i pilotowalem go przez Trybune Sl., Radio Katowice i tele-3. Amfiteatr za DS III na osiedlu akademickim wydawal sie byc miejscem idealnym. Jest gdzie siedziec, jest duza, dwupoziomowa scena, prad, niezla akustyka i scenografia /krzykliwe grafitti i lagodna zielen drzew/, jest sympatyczna pani dyrektor Domu Kultury p. Konarzewska, ktora chce pomoc. Nic tylko robic festiwal.

Wszystko O`K, przywiezlismy profesjonalny sprzet naglosnieniowy o wadze kilku ton /Estrada Slaska/ wypozyczylismy bardzo dobra perkusje, profesjonalne wzmacniacze "back line", zaprosilismy artystow, zrobilismy reklame i co? I spadl deszcz, o godz. 12.oo, o ktorej miala sie rozpoczac impreza. Na zupelnie mokrej scenie walesalo sie kilku zdenerwowanych akustykow i smutnych dziennikarzy. Nie chcac ryzykowac porazenia pradem ktoregos z muzykow, przenieslismy sprzet w rekach, troche ciezarowka grupy Opozycja i zaczelismy impreze ze sporym poslizgiem w klubie "Straszny Dwor".

Festiwal rzeczywiscie pokazal to co w mlodym rocku Slaska najciekawsze. W obliczu telewizyjnych kamer muzycy /w przeciwienstwie do publicznosci/ zaprezentowali prawdziwa determinacje. Wystapilo w sumie 9 kapel: Fresh Men, Gush, Nowy Horyzont, Insade, Tuff Enuff, Butterflies, Ego, Sharon i Opozycja. Poniewaz w kazdej z tych kapel /moze z wyjatkiem Gush/ grali studenci, lub absolwenci slaskich uczelni, wiec festiwal byl wyznacznikiem kultury studenckiej naszego regionu. Kilku medrcow uczelnianych, wychodzac z zalozenia, ze prad elektryczny kosztuje gornika wiele pracy /cytat/ chcialoby widziec studenta z gitara akustyczna, spiewajacego smutne piesni. No coz, bywaja i tacy, ale chcialbym z cala stanowczoscia podkreslic, ze kultura studencka to nic innego, jak kultura tworzona przez studentow i na to rady "ni ma".

Przez caly czas juvenaliow robilem reportaz dla katowickiej telewizji o imprezach studenckich. Ludzie sie bawili, tanczyli, zalewali piwskiem i na "smutno" i na "wesolo" /z przewaga tego drugiego/. Zawitalem tez na imprezy organizowane przez inne uczelnie, zwlaszcza AE. Rozmawialem z Rafalem, szefem samorzadu AE, po rozmowie doszedlem do wniosku, ze bylo wielkim nieszczesciem robienie czegokolwiek w pojedynke. Nie bylo to tylko wynikiem zeszlorocznych nieporozumien, ani drastycznej roznicy w tegorocznym budzecie naszych imprez i ekonomaliow.

Dzialalismy w pojedynke, bo ktos tam nie pomyslal przez chwile i poczul personalna uraze do jednej osoby. Bez sensu. Moj pomysl na przyszly rok jest nastepujacy. Rafal jest na III roku, w przyszlym bedzie mial odrobine luzu. Oni znaja te wszystkie chwyty i "knify" na sponsorow, latwiej bedzie im zorganizowac pieniadze. Studenci AWF maja bardzo dobra tradycje organizowania wlasnych, udanych imprez i dziekana - pasjonata. My mamy sporo fajnych pomyslow, ci z ASP, to naprawde niezli wariaci. Tylko dzialajac wspolnie mozemy miec jakikolwiek dlugofalowy efekt naszej pracy. To nieprawda, ze studenci medycyny interesuja sie tylko anatomia, bylem u nich na paru niesamowitych spiewackich imprezach. Trzeba koniecznie nawiazac kontakt z "naszymi" z Sosnowca. W tym roku doszlo do tak paranoidalnej sprawy, ze w Sosnowcu byly pieniadze na zorganizowanie imprez i nie bylo sensownego partnera do rozmow. Bywa i tak. Studenckie odjazdy, juvenalia, usiolki, jak to zwal, tak to zwal, nie maja u nas takiej tradycji jak w Krakowie i trudno sie temu dziwic. W Krakowie studenci imprezuja od kilkuset lat, wszystkie uczelnie robia Juvenalia wspolnie, glownym sponsorem jest miasto, MEN i Pepsi. Biuro organizacyjne krakowskich imprez wcale nie sklada sie ze studentow - pasjonatow. Biuro jest najzwyklejsza w swiecie firma komercyjna, ktora w ramach przetargu obejmuje sterowanie krakowskimi Juvenaliami i tak to sie juz toczy. Dlatego na krakowskich juvenaliach wystepuje artysta tej miary co Fish a to kosztuje kilkaset tysiecy dolarow i ich na to stac. U nas jest to niemozliwe, ale to juz jest nastepna historia, ktora na lamach "GU" - niebawem opowiem.

PS. Kiedy w czasie juvenaliow pytalem studentow "jak sie bawisz" najczesciej slyszalem odpowiedz: no nie wiem, wlasnie wracam z pracy... O Tempora, O Mores!!!

P. B.

Autorzy: Paweł Bogocz