"Nie plawmy sie w komforcie polityki ludzi zyjacych komfortowo" John Kenneth Galbraith /The Guardian, 26. I. 1994/*
Czy nie zastanawialo nas, ze w klasach szkol, do ktorych chodzilismy, do ktorych chodzily lub chodza nasze dzieci, nie bylo nigdy wiecej niz trzech wybitnie uzdolnionych? Nie inaczej jest w grupach studentow, ktorych uczymy, mimo ze wybierani byli sposrod tych, ktorzy w szkolach byli juz najlepsi. Na trzecim roku, kiedy ilosc studentow zmaleje do jednej grupy i zostana najzdolniejsi sposrod zdolnych, nadal tych wybitnie uzdolnionych jest trzech. A potem przegladajac biografie ludzi wybitnych, zauwazamy jak czesto zdarzalo sie, ze nie nalezeli oni w szkolach do zadnej waskiej grupy liderow.
Wypadaloby wiec oba slowa - "wybitnie", jako ozdobny przymiotnik - i "uzdolniony" - wziac w cudzyslow, z tym, ze to drugie z powodu nieokreslonosci. To, co nazywamy uzdolnieniem, objawia sie nie inaczej niz w kontakcie z innym uzdolnieniem lub nieuzdolnieniem, a wiec przy probie okreslenia wpadamy w circulus vitiosus, a magiczna trojka pojawia sie przy tym jak natrectwo. Dodajmy, ze mamy trzech wieszczow.
Nie objasnimy zbyt prosto przyczyny. Sa co najmniej dwie widoczne juz na pierwszy oglad. Pierwsza to ta, ze talent gasi talent, a druga to ta, ze grupa przedklada liderstwo nad warstwe przywodcza. Jesli tak, to dlaczego ksztalcac nasza mlodziez postepujemy tak, by piramida talentow zwezyla sie, przedkladajac wielostopniowe selekcje nad inne metody? Popieramy klasy zlozone z uczniow wybitnie uzdolnionych, tworzymy na studiach sekcje teoretyczne, powstaja mlodziezowe akademie nauk. Cisnie sie pytanie, dlaczego nie udalo sie nam dotad zniszczyc talentow do reszty?
Zapytajmy sie jednak, czy ta zawezajaca sie piramida talentow jest efektem zamierzonym, czy jest wynikiem wadliwego postepowania na drodze, ktorej celem bylo cos innego, czy wreszcie jest to wynik postepowania, ktore nigdy nie bylo przemyslane lub pozostalo jako nawyk, relikt jakiejs dawno zapomnianej doktryny? Sklaniamy sie ku temu, ze dziala tu splot wszystkich wymienionych a moze i nie wymienionych przyczyn, bo stwierdzamy, ze nie panujemy nad sytuacja. Przedmiot jest trudno uchwytny, a najgorsza rzecza, ktora mozna zrobic jest wypowiadanie sadow ex cathedra.
Oto oglasza sie badania, wedlug ktorych w kazdym kraju jest 0,5% mlodziezy wybitnie uzdolnionej. Nikt nie objasnia, co taki wynik moglby znaczyc, bo przeciez moze nic nie znaczyc, jesli wybitne uzdolnienie jest rownowazne sposobowi jego pomiaru i dostajemy wynik taki jaki chcemy uzyskac. Autorami badan sa uczeni z szacownej instytucji, a rozpowszechniaja je inni uczeni, rowniez odpowiednio szacowni a wysoko postawieni organizatorzy ksztalcenia natychmiast wyciagaja z tych badan wnioski, przeliczajac je na bardziej zrozumialy jezyk miliardow ECU. Permanentna reforma edukacji otrzymuje nowy impuls. Ostatnie lata wytworzyly istny gaszcz systemow edukacyjnych, na roznych szczeblach i poziomach, w ktorych juz nie wiemy o co chodzi. To wlasnie tam, gdzie nie wiadomo o co chodzi, kwitnie neo-nowomowa. Mamy wiec edukacje, a nie ksztalcenie. Slowa wziete z wyzszych pieter jezyka zastepuja wyjasnienia.
Mimo niedookreslenia, istnienie talentow jest faktem, co latwiej rozumiemy, jesli zgodzimy sie z faktem istnienia ich przeciwienstwa. Poprzednie zastrzezenia byly jedynie protestem przeciwko poslugiwaniu tym pojeciem w sposob jak gdyby bylo ono okreslone z dokladnoscia dziesieciu znakow po przecinku. "Smiesznym jest jest mowic dokladniej niz na to dozwala przedmiot" - upominal Arystoteles. Sa dyscypliny, w ktorych okreslenie talentu moze byc wyrazniejsze, ale i tu warunki sprzyjajace jego rozwojowi sa trudno uchwytne.
Zofia Kowalewska pisze, ze jej zainteresowanie matematyka byc moze wzielo sie stad, ze pokoj w jej domu rodzinnym byl wyklejony notatkami ojca, generala Krowin-Krukowskiego, z wykladow rachunku rozniczkowego i calkowego profesora Ostrogradzkiego na Akademii Wojskowej w Petersburgu. Kilka lat spedzil Newton w pracowni i bibliotece swego wuja, aptekarza Clarka, gdzie czytal, rysowal i prowadzil doswiadczenia chemiczne, chodzac do szkoly, w ktorej dzieci uczyly sie wszystkie w jednej klasie. Jakie zbiegi okolicznosci ocalily te objawiajace sie talenty, kiedy przyszla pora opuscic domowe pielesze, wiemy, bo sa to postacie historyczne. Newton trafil na tolerancyjne Cambridge, ktore przymykalo oko na studiowanie niemodnego juz wtedy Arystotelesa, i gdzie napotkal Barrowa, ktorego przekonanie, ze "wszystko jest fluksja", wspolbrzmialo z rodzacymi sie jego wlasnymi ideami. Zofia Kowalewska napotkala na swej drodze ojcowskiego Weierstrassa, co pozwolilo jej przelamac niejeden kryzys.
Na co natrafia student, ktory przychodzi do polskiego uniwersytetu? Uprzedzmy od razu utyskiwania tych, ktorzy powiedza, ze nie przychodza do nas studenci uksztaltowani notatkami swoich ojcow i bibliotekami wujow, bo przychodza. Kazdy z jakims oczekiwaniem i jakims talentem. Dopiero tu dostaja pierwsze trojki w zyciu, a jesli juz je raz dostana, to beda je dostawac stale. Szczegolnej opieki profesorow dostapi po kilku z kazdej grupy. Jesli to zjawisko zaobserwujemy dopiero na trzecim roku, beda to juz rzeczywiscie jedyni wybitnie uzdolnieni i bedzie to argumentem za tym, ze nasz system ksztalcenia jest wlasciwy.
Tymczasem jest to system najprostszy. Metoda selekcji nie wymaga zadnego wczesniejszego przygotowania. Mlodziez asystencka, na ktorej skupia sie gniew studenta, jest jedynie wykonawca zadan tego systemu, ktorego nikt nie jest autorem, a ktory jest reliktem systemu - moze nawet nie calkiem zlego - z dosc dawnej przeszlosci.
Studia na naszych uniwersytetach i innych uniwersytetach europejskich byly zawsze tlumne, a zainteresowanie profesorow poczatkujacymi studentami male. Byla to nawet sympatyczna cecha tego systemu, jesli widziec to tak, ze studentowi nie przeszkadzano studiowac. Rygory obowiazujace studenta traktowane byly liberalnie. Zeby nie siegac zbyt dawnych czasow, jeszcze w latach 50-tych, chociaz wiadomo bylo co znaczylo byc na I-ym roku, to nie zawsze bylo wiadomo co znaczylo byc na III-im. Bo mozna bylo byc warunkowo, mozna bylo przerwac studia i wrocic. Bylo wiecej luzu w doborze tempa i profilu studiow. W zalozeniu tego systemu byla - jak i obecnie - selekcja, ale byla ona w jakis sposob regulowana przez studenta, ktory swym studiom mogl nadawac wlasciwe tempo, i to nawet w duzym stopniu, bo przypomnijmy, ze byli tzw. wieczni studenci. Dla wielu pozniejszych znakomitosci wystarczalo, ze o studia sie otarli. Ten brak zainteresowania profesora poczatkujacym studentem przetrwal do naszych czasow. Wzroslo za to zainteresowanie studentem od strony administracji, ktora doprowadzila do usztywnienia programow i dyscypliny, przez co studia na pierwszych dwu latach przeksztalcily sie w serie obowiazkowych terminowo zaliczen i egzaminow. Ta druga cecha obecnych studiow jesli nie sa przekroczone normy ilosciowe, nie jest zla sama w sobie, ale polaczenie jej z pierwsza daje zjawisko, ktore moznaby nazwac zamknieciem nozyc.
Studia staja sie w tej sytuacji rodzajem polowania. Strona silniejsza staje sie coraz silniejsza gromadzac z latami doswiadczenie. Strona slabsza jest stale tak samo slaba. Przychodza nowe roczniki, ktorych trening jest zaden. Szkoly, z ktorych wyszli uczniowie jesli nawet na nie narzekali, wspominaja teraz jako okres sielski. Z czasem naucza sie nowych regul. Zobacza, ze to polowanie ma swoje ograniczenia, ze nie wszystkich chce sie ubic i ze wystarczy przybrac barwy ochronne, by przetrwac. Kiedy cel zostanie osiagniety, tj. kiedy w kazdej grupie wyodrebni sie "tych trzech", represje ustaja. Nauczajacy zajmuja sie odtad swoja ulubiona trojka, objawiajac teraz nowe oblicze zaskakujace tolerancja wobec pozostalej reszty.
Czy obraz jest przerysowany? Zapewne tak, ale piszacy te slowa nie wypowiada sie z pozycji sily i jest swiadomy polemicznego ryzyka. Poza tym wie, ze tak byc nie musi.
Przyjrzyjmy sie szkole w Anglii. Mowia o niej nasi nauczyciele, ktorzy przyjrzeli sie tamtejszemu systemowi. Nasz system nazywaja "eliminacyjnym" /tu bylo uzyte slowo "selekcja"/ a angielski "formatywnym", tj. ksztaltujacym ucznia. Oceny zle sa i w tym systemie, ale nie eliminuja. Zwalniaja co najwyzej tempo przyswajania wiedzy i umiejetnosci, sluzac glownie jednak jako dodatkowa wskazowka dla doboru drogi ksztalcenia dla kazdego ucznia indywidualnie. Trudno ten system nazwac w pelni angielskim, bo mielismy i u nas jakies elementy tego systemu przed laty. Ale mielismy swoj system przy studiach tlumnych, wtedy malo kosztownych, bo stypendia byly rzadkoscia. Mniej kosztowne bylo wyposazenie uczelni, nie znano jeszcze komputeryzacji, a budynki wybudowane przed stu laty sluzyly jeszcze zwykle przez dalsze lat sto.
Koszt ludzki pelnego systemu angielskiego, w ktorym kazdy student traktowany jest indywidualnie, polega na tym, ze zaklada on selekcje na wstepie. Przyjmuje sie tylu studentow, ilu uczelnia moze tym systemem wyksztalcic, i w dodatku tych, ktorzy spelniaja warunki wstepne. Stosowalismy to i u nas jeszcze nie tak dawno. Tzw. limity przyjec byly ustalane z gory i przestrzegane. Represyjnosc tego systemu w obecnych warunkach bylaby zlagodzona duza iloscia nowo powstajacych uczelni o rozmaitym ukierunkowaniu i zakresie ksztalcenia, ktore daje mozliwosc znalezienia wiekszej ilosci mlodziezy swojego miejsca. Te ostatnie uwagi sprowadzaja nas nieco na ziemie. Wszystko ma swoja cene. Jest poglad wyznawany przez wielu, ze suma zla jest constans, niezalezna od systemu. Jednak rownie wielu twierdzi, ze zycie jest mozliwe dzieki stwarzaniu swiadomie enklaw sprzyjajacych jego trwaniu. Ten drugi poglad jest bardziej sympatyczny i nie usprawiedliwia biernosci. Stan kadry nauczajacej, jesliby jej energia nie byla marnotrawiona, jest obecnie u nas na tyle dobry, by kazdemu studentowi zapewnic indywidualne ukierunkowanie, jesli juz znajdzie sie na uczelni. Nie uniknie sie nieszczesc, ale zniknie nonsensowne studiowanie "na trojke", na ten najprzykrzejszy stopien jaki mozna postawic studentowi, a do czego zmusza, poprzez terminowosc zaliczen, obecny system. Byla mowa jeszcze o innej "trojcy", ktora tez zniknie, bo wszyscy beda wybitnie uzdolnionymi, kazdy w swoim rodzaju. Pochwala systemu angielskiego jest przy okazji pochwala utopii. W naszym kraju to slowo ma zabarwienie pejoratywne; gorzej, sluzy jako epitet dla niszczenia polemisty, skutecznie zniechecajac do pozytywnych zmian, wskazujac na bezwzgledne sily przyrody, ktore za nas maja zrobic co nalezy.
* Zachecam do przeczytania calego artykulu Galbraitha - "Forum" nr 10 /1994/, w ktorym autor przedstawia obraz dobrze dzialajacego spoleczenstwa.