Szakal kontra żyrafa, czyli myślmy sercem

Jakiś czas temu usłyszałam w radiu fragment wywiadu z amerykańskim psychologiem, doktorem Marshallem Rosenbergiem. Człowiek ten przyjechał do Polski na serię wykładów na temat swojej koncepcji komunikacji i rozwiązywania konfliktów, a moją uwagę przyciągnęła informacja, że podczas swoich wystąpień używa on pacynek przedstawiających żyrafę i szakala. Szczerze mówiąc, w pierwszej chwili rozśmieszyła mnie ta wizja. Ale po chwili przysłuchiwania się tej rozmowie, wiedziałam że nie ma w tym nic śmiesznego, a samego wywiadu zaczęłam słuchać z zainteresowaniem. Doktor Rosenberg jest autorem teorii, w której używa żyrafy i szakala jako symboli, reprezentantów odpowiednio miłości i dobroci oraz złości i przemocy. Natomiast sama teoria dotyczy tematyki, którą trafnie streszcza tytuł książki Rosenberga: Porozumienie bez przemocy. O języku serca. Najkrócej mówiąc chodzi o to, żeby ludzie zamiast krzyczeć na siebie, a w konsekwencji konfliktów bić się, a nawet zabijać, zaczęli ze sobą rozmawiać, dzięki czemu mogliby porozumieć się bez używania przemocy.

Cóż, w dzisiejszym świecie taka wizja brzmi, delikatnie mówiąc, utopijnie. Czy możliwe jest bowiem, żeby przywódcy wielkich mocarstw siedli spokojnie przy stole i zaczęli rozmawiać o tym z czego nie są zadowoleni? To normalne, że ludzie kiedy angażują się w jakąś sprawę reagują emocjonalnie na wszystko co się z nią wiąże. Więc kiedy dwoje ludzi o przeciwstawnych opiniach staje obok siebie, konflikt w zasadzie zawsze jest nieunikniony. I w tym miejscu pojawia się pytanie: dlaczego tak się dzieje? Dlaczego dzisiejsze społeczeństwo nie potrafi ze spokojem porozumieć się samo ze sobą? Dlaczego tak wiele, relatywnie błahych spraw, jak religia czy kolor skóry, prowadzi to niepotrzebnych niedomówień? Sądzę, że problem bierze się stąd iż każdy uważa, że to właśnie on ma rację - nie umiemy przyjąć do wiadomości, że ktoś inny może wiedzieć lepiej.

Wydaje mi się, że winowajcą jest w dużej mierze nasz egoizm, który wytworzył w nas poczucie: ja, ja i tylko ja jestem ważny. Mamy chyba do czynienia z jakimś odwróceniem ideałów. Celem numer jeden w życiu większości ludzi są pieniądze. W końcu szczęścia nie dają, ale życie ułatwiają. Skądś wzięło się w nas przekonanie, że jeśli będziemy mieli pieniądze, to będziemy mogli pozwolić sobie na dobra wszelakie. Takie dążenie do zaspokajania swoich potrzeb, w dużej mierze związanych z posiadaniem rozmaitych rzeczy, spowodowało u nas pewną ślepotę na otaczającą nas rzeczywistość. Nie widzimy już innych ludzi, a szkoda. Każdy dąży do swojego celu po przysłowiowych "trupach", taranując wszelkie przeszkody bez względu na to czym lub co gorsza kim one są. Nie liczymy się z tym, że realizując nasze plany możemy zrobić komuś krzywdę. Pogoń za naszym celem staje się priorytetem, do którego zmierzamy za wszelką cenę nie licząc się z nikim ani z niczym. W tym miejscu możemy się zastanowić, dlaczego jesteśmy tak zapatrzeni w siebie, że nie potrafimy się spokojnie odezwać, a na protesty spowodowane czyimś bólem reagujemy krzykiem. Może to stwierdzenie nie wszystkim wyda się zbyt sprawiedliwe, ale ja sądzę, że jest bardzo prawdziwe. Po prostu nie umiemy ze sobą rozmawiać. Wielu konfliktów w ogóle nie wyjaśniamy, tylko uznajemy za przeszłe i spokojnie żyjemy sobie dalej. A każde niewyjaśnione nieporozumienie jest podstawą do powstawania coraz to nowych konfliktów. Ale tak trudno znaleźć wspólny język z drugim człowiekiem, zwłaszcza jeśli trzeba przyznać się do błędu. Szkoda.

Zdaję sobie sprawę, że to co napisałam powyżej może brzmieć po prostu śmiesznie. Dziś chyba już większość nie sądzi, że z drugim człowiekiem można się o prostu dogadać, szczególnie w epoce licznych konfliktów zbrojnych na świecie. Spory w które jesteśmy zaangażowani zdają się sięgać tak głęboko, że nikt nawet nie myśli o ich rozwiązywaniu. Ale może warto? Czasem wystarczy jedno słowo, czasem spokojna rozmowa... czasem trzeba pójść na kompromis, a to jak się okazuje, jest bardzo trudną sztuką. Ale czasem wystarczy zwykły uśmiech: kosztuje niewiele wysiłku, a czasami może naprawdę bardzo dużo. Jedyny problem polega na tym, że to obie strony muszą wyrazić chęć porozumienia się, bo jedna z nich bez współpracy drugiej do niczego nie dojdzie mimo najszczerszych chęci. Dlatego może czasami warto spokojnie odetchnąć i posłuchać co inni mają do powiedzenia, wtedy zamiast krzyków i kłótni być może znajdzie się inne wyjście. Morał? Rozmawiajmy ze sobą, słuchajmy innych, starajmy się wczuć w ich potrzeby i zrozumieć ich, może wtedy świat będzie lepszy. I to, zdaje się, jest właśnie głównym założeniem teorii doktora Marshalla Rosenberga.

Ten artykuł pochodzi z wydania:
Spis treści wydania
Kronika UŚNiesklasyfikowaneOgłoszeniaStopnie i tytuły naukoweW sosie własnymWydawnictwo Uniwersytetu Śląskiego
Zobacz stronę wydania...