Bida idzie!

Gdyby tak kiedyś z sejmowej trybuny minister Kołodko opowiedział posłom swój sen - a w przypadku znanego z niekonwencjonalnych sposobów przedstawiania swych gospodarczych wizji ministra nie jest to niemożliwe - w którym to śnie, ministerialny gmach nawiedziłoby 7 krów chudy i pożarło 7-znajdujących się tam na pełnych etatach - krów tłustych, to jak państwo myślicie, jaka byłaby reakcja sali? Jakie pytania ?

  • Czy pan minister może nam zagwarantować, że krowy te przeszły pozytywnie testy na BSE?
  • Czy pana krowy uwzględnia powstający system IACS?
  • Czy owe 7 krów chudych posiadało odpowiednie kolczyki ? Jeśli tak, to może nam pan powie, kto wygrał przetarg na produkcję takowych kolczyków ? Czy dziwnym trafem nie ktoś z PSL?
  • Posłowie Samoobrony mają liczne dowody na to, że krowy ministra Kołodki pochodziły z ukrywanego przez rząd importu taniego bydła ze wschodu, zorganizowanego po to, by zniszczyć polskiego chłopa.

Nie wiem czy tak akurat by było, ale jest to bardzo prawdopodobne, odkąd znajomość paru terminów z dziedziny gospodarki wolnorynkowej pozwala tuszować wszelkie niedostatki wiedzy i inteligencji. Wprawdzie nie jest jeszcze tak źle. Jeszcze po chałupach nie wiszą makatki z wyhaftowanym Clintonowskim hasłem: It`s the economy, stupid. Jeszcze niektórym abolicja myli się z aborcją, ale początek już został zrobiony. Niejedno gorliwie odmawiane Ojcze nasz, kończy apostrofa I Balcerowicz musi odejść!

Jeśli chodzi o trudne początki ekonomicznej edukacji, to sam pamiętam pewną telewizyjną debatę, w której to - były już prezydent- Lech Wałęsa naigrywał się z rządzącej wówczas ekipy, rzekomo korzystającej ciągle z gospodarczych planów Gomułki. Na nic zdał się rozpaczliwy protest Ryszarda Bugaja tłumaczącego, że chodzi o Stanisława Gomułkę z London School of Economics. Wałęsa jedynie pogardliwie machnął ręką i z właściwą sobie logiką rzucił na odczepnego: Dla mnie Gomułka,- to Gomułka.

Jeśli już ruszyliśmy tę "puszkę z Pandorą" (to nasza rodzima, sejmowa wersja mitu) - brnijmy dalej. Ja wychowałem się szczęśliwie w czasach, którymi teraz straszy się leniwe dzieci. Dlaczego więc "szczęśliwie"? Ano nauczyłem się wówczas na poły szamańskich sztuczek odczytywania ukrytych zamiarów. Wróżenia z fusów pozostałych po oficjalnym bełkocie, z pustych miejsc zaznaczonych zamkniętym w nawiasie wielokropkiem, z nieudolnie zamazanych białych plam. Czyli głównie z tego, czego nie było. Jeśli prawdą jest, że kształt chińskiego pisma wziął się z pęknięć powstałych na zwierzęcych kościach, wrzucanych do ogniska w celu wróżebnym, to moje pokolenie doskonale czuło pismo nosem, bezbłędnie rozpoznając charakterystyczny dla PRL swąd. Ot, pierwszy z brzegu przykład.

Jeśli w ciągu kilku dni telewizja pokazywała uznanych lekarzy kardiologów, którzy grozili lekkomyślnemu narodowi zawałami, nadciśnieniem i co tu dużo mówić, wieszczyli rychły zgon, a jednocześnie wieczorem puszczano kolejny odcinek "Jana Serce", to dla przeciętnego Polaka sytuacja była aż nazbyt jasna. Łapał nylonową, wiecznie plączącą się siatkę i biegał od sklepu do sklepu, kupując po jednej przydziałowej paczce kawy. Doskonale bowiem wiedział, że to tylko w trosce o jego zdrowie, rząd zmniejszy w najbliższym czasie o połowę import tej niebezpiecznej używki. Wystarczyła transmisja z Opola, gdzie piosenkarka zapewniała, że ...nie z każdej mąki będzie chleb, z każdego jabłka wino.., a już baby w kolejkach przeliczały; o ile podrożeje razowy, a o ile kajzerki. Chłopstwo zaś zaprawione w walce z komuną, kupując jabole, przechodziło z detalu na hurt. Raz w 1976 zaniedbano tych ostrzeżeń, a może dla mieszkańców Radomia i Ursusa były one zbyt subtelne, i wiadomo co się porobiło. Całą podwyżkę trzeba było odszczekać.

Powiecie państwo; prymitywne, naiwne propagandowe chwyty. Tak? No to wykorzystajmy tę metodę (z PRL-owskiego piekła rodem), czytając dzisiejsze gazety.

24 lipiec 2002: "Drogo i marnie", "Jeśli trzeba zamkniemy", "Chcą towaru, za który płacą". To wszystko tytuły z Gazety Wyborczej, a dotyczą tylko jednej sprawy. Otóż Najwyższa Izba Kontroli skontrolowała 25 z 83 państwowych szkół wyższych. Efekty tej kontroli były tak druzgocące, że człowiek pracujący w takiej szkole, jako potencjalny przestępca, powinien chyłkiem przemykać się pod murami domów, by broń Boże nie zostać rozpoznanym przez znajomych i posła Rutkowskiego. Jak wynikało z raportu; szkoły wyższe w pogoni za zyskiem, prowadzą nierzetelną politykę rekrutacyjną, ucząc byle jak, byle gdzie, i byle kogo. Dopiero dwa miesiące później krakowska Konferencja Rektorów Akademickich Szkół Polskich wyjaśniła nieco przyczyny NIK-owskiej gorliwości. Sprawa jest oczywiście banalnie prosta. Państwo pieniędzy nie ma...I państwo pieniędzy nie da! Taki brak jednak może być kojarzony z bezradnością. A na to państwo sobie nie pozwoli. Pozostaje więc tylko udowodnić, iż rzecz cała nie w braku środków, lecz w złym nimi gospodarowaniu. Trzeba nasyłać kontrolę za kontrolą. Mierzyć powierzchnię przypadającą na 1 studenta, dzielić to przez ilość kilowatów, mnożyć przez zużyte tonery. Jednym słowem, stworzyć taki algorytm, z którego ma jasno wynikać, że nawet przy zmniejszeniu o połowę obecnych dotacji, szkoły wyższe będą opływały w dostatki.

  • I najważniejsze koledzy kontrolerzy - Nie przejmować się tymi pięknoduchami! Cóż nam ci profesorkowie mogą zrobić? Zablokują ruch na Wiejskiej ? Obrzucą jajami ministerstwo? Podpalą opony na torach?
  • Śmiało koledzy kontrolerzy! - Dajemy sobie radę z pielęgniarkami, chłopami, górnikami (a ci to dopiero mogą przywalić), to i damy sobie radę z gryzipiórkami.
  • Demaskowaliście kułaków i spekulantów, to z jajogłowymi nie dacie sobie rady ?

Co roku, z okazji inauguracji, powtarza się ten sam jakże budujący - niczym z elementarza Falskiego - obrazek. Władza brata się ze światem nauki. Politycy wszelkich szczebli, pozwalają się zapraszać na ceremonię. Bo czyż może być coś przyjemniejszego dla polityka od celebry? Początkowo wiercą się niepewnie w tych swoich pierwszych rzędach, a nuż ktoś zapyta : Co pan zrobił dla poprawy sytuacji? Ale nie, nie, spokojnie. Rektorzy wszak to kulturalni ludzie i nie zadają publicznie kłopotliwych pytań.

  • Wieczorem telewizja, a jutro gazety pokażą jak wnikliwie i mądrze wsłuchuję się w treść inauguracyjnego wykładu. Z jaką troską pochylam głowę myśląc o przyszłości. I niech ta wyborcza hołota zapamięta z jakim szczerym wzruszeniem spoglądam na składającą przysięgę młodzież. Czy ja czasem nie daję z siebie za dużo ? Czy poza żoną ktoś jeszcze doceni tę ofiarę złożoną na ołtarzu nauki?

Stefan Niesiołowski (zgadza się, też nie przypuszczałem, że przyjdzie mi go cytować) w rozmowie z Ewą Milewicz (Gazeta Wyborcza 7.10.02.,s.21):

  • To co robi SLD-PSL, przekracza czystki PRL-owskie, może z wyjątkiem wyższych uczelni, ale o nie nie ma się co bić, bo tam nie ma pieniędzy.

Słaba to pociecha, że ubóstwu zawdzięczamy moralną czystość i niezależność.

The Times (cytuję za Forum 30.09.02,s.30), podał hiobową dla Anglików informację: Uniwersytet w Cambridge jest w praktyce bankrutem.(...) 50 spośród 172 brytyjskich uczelni ma deficyt bez szans na pokrycie.(...) Cambridge chce się ratować, żądając od każdego studenta po 4 tys. funtów rocznie.

W kręgach zbliżonych do NIK zapanowało - jak podejrzewam - zrozumiałe poruszenie.

  • Oj ! Dajcie nam się skontrolować, a już my szybko uzdrowimy sytuację. Napiętnujemy marnotrawstwo. Odkryjemy rezerwy. Pogrozimy palcem. Pociągniemy za konsekwencje. Stać nas na wygranie kolejnej bitwy o Anglię. Co, jak poucza historia jest naszą narodową specjalnością. Historia est magistra vitae! Zaraz, zaraz..."magistra"? Chyba nie po studiach zaocznych ?
Ten artykuł pochodzi z wydania:
Spis treści wydania