Z DZIEJÓW ODKRYĆ AUSTRALII

POCZĘTY W BURZY

Lucjan Wolanowski Późną nocą na ekranach TV w australijskich domach można było usłyszeć Clive Robertsona. To potomek starej rodziny pionierów, zatrudniony przez jeden z kanałów TV, aby czytał wiadomości. Program był godzinny, przerywany krótkimi reklamami, ale wielce popularny z uwagi na osobowość Robertsona. Jak słusznie zauważył pewien zdumiony Brytyjczyk, odwiedzający Australię, "Robertson to pewnie jedyny na świecie lektor wiadomości w TV, który jest śmiertelnie zblazowany i znudzony tym, co czyta..."

Robertson istotnie pracuje na luzie... Jego okrągła twarz w okularach wskazuje na zmieniające się szybko uczucia. Uśmiecha się jakby z politowaniem nad jakimś komunikatem, potem marszczy brwi czytając opis ohydnego przestępstwa. Ziewa przed kamerą, rozmawia z operatorem dźwięku, przekomarza się z redaktorką tekstu, przekonując ją z głębokim przejęciem, że gdy ona pracuje w studio jej mąż ją na pewno zdradza... Idą w eter jego przekomarzania, gdy zapewnia ową kobietę, że jej mąż z całą pewnością akurat teraz pluszcze się pod prysznicem z jakąś panią.

Raz po raz odbiega od tekstu, aby wtrącić własne komentarze. Może je improwizuje, może nie. Ale jest niezwykle popularny, jego błyskotliwe powiedzonka trafiają pod australijskie strzechy. Ma za sobą dwa nieudane małżeństwa, podobno zżera go samotność. Powiada: „Gdy zapytasz kobietę, co ona właściwie widzi w tym mężczyźnie, to pytanie zostanie bez odpowiedzi. Zapytasz faceta, czego on naprawdę chce od kobiety, to on ci uczciwie i dokładnie powie. Tacy to są mężczyźni. Różnica między obleśnym staruchem, a prawdziwym dżentelmenem sprowadza się właściwie do tego, jak dalece który z nich potrafi być cierpliwym... Czy zauważyliście, że w powieściach czyta się, iż «ona mu uległa»? Chodzi o to, że kobieta zdaje sobie sprawę, iż ma coś do oddania. Mężczyźni nie są gwałceni przez kobiety".

Zbutwiałe wraki statków służyły w Anglii za więzienia
Zbutwiałe wraki statków służyły
w Anglii za więzienia

Wzdycha, przeciera okulary i mówi dalej: „Zalecanie się do kobiet byłoby obrazą mej inteligencji. One błyszczą, ale to nie jest złoto..."

Sześćdziesiąt minut nocnych wiadomości na Kanale Siedem zbliża się już ku końcowi. Clive Robertson z wyrzutem spogląda na kamerę i raz jeszcze zwraca się do telewidzów: „Taka już pora, że wszyscy siedzą w domu, tylko ja się tu męczę, przekazując wam te wiadomości. Czy naprawdę nie możecie doczekać do rana i przeczytać to sobie wszystko w gazetach?"

Była to parna, gorąca noc lutowa australijskiego lata, gdy Robertson nie ziewając i nie przeciągając się rozkosznie przed kamerą, odczytał naprawdę interesującą informację. Otóż za kilka już godzin, samolotem z Londynu przyleci do Sydney niezwykła przesyłka. List, który przed dwustu laty był w drodze z terenu obecnego Sydney do Anglii przez ponad trzy miesiące, teraz wraca do miejsca nadania z szybkością blisko tysiąca kilometrów na godzinę.

Krótka wzmianka zapowiadała arcyciekawe wydarzenie. Nazajutrz rano na lotnisku Kingsford Smith czekali w napięciu pracownicy biblioteki stanu Nowa Południowa Walia. Pani Alison Crook i pan Alan Howell przez swoje kontakty w Anglii dowiedzieli się, że będzie wystawiona na przedaż kolekcja trzynastu listów. Napisał je aspirant Newton Fowell z brytyjskiej Pierwszej Floty. Każdy z tych listów zaczyna się od formuły „Czcigodny Ojcze". Marynarz żył krótko. Pierwszy list pochodzi z 1787 roku, ostatni trafił do „czcigodnego ojca" już po katastrofie okrętu nieopodal Batavii w sierpniu 1790 roku, w której młodzieniec utonął.

Marynarze w owych czasach umierali młodo - drewniane żaglowce tonęły na niezbadanych wodach
Marynarze w owych czasach umierali młodo
- drewniane żaglowce tonęły na niezbadanych wodach

Pełna kolekcja listów miała kosztować ponad ćwierć miliona dolarów. Biblioteka zaapelowała do sakiewek ludzi majętnych, aby nie dopuścić do wystawienia cennego zbioru na licytację. Jeszcze w Anglii cała kolekcja została utrwalona na mikrofilmie, trwały formalności związane z eksportem takiego zabytku.

Przywiózł go osobiście w czarnej, plastikowej szkatułce dyrektor linii lotniczych Qantas na Zjednoczone Królestwo. W klimatyzowanych pomieszczeniach otwarto szkatułkę, bibliotekarze w rękawiczkach przystąpili do oględzin papierów. Eksperci uznali, że są w doskonałym stanie. Rzekła pani Crook: „Od dawna nie otwierałam żadnej paczki z takim wzruszeniem. Mieliśmy co prawda odpis, ale teraz mamy oryginał".

Dodał pan Brunton: „Jest tu trzynaście listów napisanych przez samego Newtona Fowella, dwa listy od ministra kolonii Edwarda Nepeana, jeden list od Johna Huntera drugiego gubernatora kolonii w Australii, oraz dwa listy od niejakiego J. Nicollsa, o którym nic nam nie wiadomo. Między wypłynięciem do Anglii różnych statków z Sydney były długie przerwy, więc Fowell swe spostrzeżenia komunikował rodzicom w porządku chronologicznych wydarzeń. Wyrwane cytaty nie oddają nawet pełnej jakości jego notatek. Listy świadczą o jego wykształceniu i zawierają komentarze, świadczące o wrażliwości. Przebija z nich ten sam ton, co z innych zapisków Pierwszej Floty. Autorzy jakby nie zdawali sobie sprawy, iż tworzą historię. Załogi i tych siedmiuset ludzi nie będących zesłańcami, którzy byli na pokładach Pierwszej Floty nie przypuszczali, że coś budują. Po prostu był rozkaz, aby zawieść zesłańców do dziwnego miejsca, daleko od domu..."

Marynarze w owych czasach umierali młodo - drewniane żaglowce tonęły na niezbadanych wodach
Marynarze w owych czasach umierali młodo
- drewniane żaglowce tonęły na niezbadanych wodach

..... 20 maja 1787. Wielce lubię kapitana Phillipa. To zacny człek i dzielny oficer. Byłem pierwszym, którego zaprosił na obiad. Wydaje się być bardzo pogodnym .....

..... Czerwiec 1788. Mamy kłopoty z zagospodarowaniem okolicy, jako, że zesłańcy kiepsko się starają, aby nam pomóc. Gubernator okazał im wiele wyrozumiałości, ale było to bezcelowe, teraz uznał, że tylko karami utrzyma ich w ryzach. Zesłańcy są bez wyjątku najbardziej niepoprawnymi istotami. Za rozbój powieszono tu już pięciu, chłosta przestała się liczyć. Jest tu wiele wszelakiego ptactwa, a już najbardziej olśniewające są papugi. Ubito ptaka wielgachnego ponad wszelkie wyobrażenia. Coś na kształt strusia, ale przypominającego emu z opisów Goldsmitha .....

Inni naoczni świadkowie wydarzeń owych pierwszych dni zostawili potomnym relację o tym, co potem znalazło miejsce w szkolnych podręcznikach. I o tym także, co pruderia i obłuda zostawiły niejako na marginesie oficjalnej historii.

Zanotował pod datą 6 lutego 1788 lekarz okrętowy Smythe: „O piątej rano wszystko było już gotowe do wysadzenia na brzeg kobiet..."

Lądowanie stu dziewięćdziesięciu kobiet trwało kilka godzin, gdyż przed zejściem na ląd każda była rewidowana w poszukiwaniu skradzionego mienia. Jeszcze tegoż dnia, o szóstej po południu, Arthur Smythe, który nadal mieszkał na pokładzie statku „Lady Penrhyn" zanotował: „I tak oto ziściły się nasze marzenia, aby ujrzeć, jak ostatnia z nich schodzi na ląd. Ubrano je bardzo schludnie, rzekłbym wręcz, że poniektóre były nieźle odziane". Na lądzie czekało na nie burzliwe powitanie, zresztą miało się wrażenie, ze kobiety pogodziły się z tym, co miało nastąpić.

Notuje dalej lekarz: „Zesłańcy mężczyźni dobrali się do nich już rychło po lądowaniu. Pióro moje nie odda opisu tej rozpusty i tego rozgardiaszu owej nocy. Zwłaszcza, że w godzinę po lądowaniu, jeszcze, nim zdołały rozbić namioty i ułożyć się do snu, nadciągnęła najbardziej gwałtowna burza z błyskawicami, grzmotami i ulewą, jakiej w mym życiu doświadczyłem..."

Zesłańcy ciężko pracowali - system kar był nieludzki
Zesłańcy ciężko pracowali
- system kar był nieludzki

Gubernator Phillip uznał, iż po dziewięciu miesiącach przymusowej wstrzemięźliwości na morzu nie poskromi żądzy mężczyzn, że próby opanowania sytuacji mogą się zakończyć rozlewem krwi. Długo w noc, pod strugami deszczu, splecione pary kłębiły się na wybrzeżu, kiedy równocześnie marynarze na „Lady Penrhyn" świętowali hucznie pozbycie się kłopotliwych pasażerek. Pijacka orgia na morzu zbiegła się w czasie z wydarzeniami na lądzie. Pisze kronikarz Smythe: „Jedni klęli, inni kłócili się zażarcie, inni znowu śpiewali nie zwracając uwagi na burzę, która miotała statkiem. Jeszcze nigdy nocy w takim niepokoju nie spędziłem. Czekałem, że w każdej chwili piorun uderzy w statek, a to, gdy niemal wszyscy majtkowie byli pijani i liczyć żem nie mógł, aby pomoc mi jakąś w potrzebie okazali".

Owa „Sodoma na lądzie", jak ją ze zgorszeniem wspominają kronikarze, miała dalekie echa w tradycji jednej ze starych rodzin australijskich.

Biedota na wsi angielskiej czasem kradła, egzystowała przeważnie „o głodzie i chłodzie". Anthony Rope, lat 26, robotnik rolny, skazany został w Essex na siedem lat zesłania, jako winny włamania i przywłaszczenia jadła oraz odzieży. Za podobne przestępstwo stanęła przed sądem Elizabeth Pulley w roku 1779. W cztery lata później zarzucano jej, że w Noc Wigilijną włamała się i ukradła dwa sery, cztery połcie boczku, masło, trzy funty rodzynek, siedem funtów mąki i dwie sztuki materiału. Jako recydywistka, podlegała automatycznie karze śmierci i niemal tak samo automatycznej zamianie wyroku na zesłanie.

Oboje byli przetrzymywani ona w lochach Zamku Norfolk, on zaś na zbutwiałym ze starości wysłużonym statku więziennym. Gazeta „Norwich Mercury" informowała swych czytelników, że Elizabeth i inne więźniarki „wcale nie były przerażone długością rejsu, jaki je czekał, czy dalszymi losami..."

W pewnym sensie była to tylko zamiana jednego cuchnącego i zatłoczonego pomieszczenia na inne, już na pokładzie Pierwszej Floty. Elizabeth wieziono przeznaczonym do transportu samych kobiet statku o ponurej tu nazwie „Friendship", czyli „Przyjaźń", Rope znalazł się między zesłańcami na statku „Alexander".

Rope został wraz z innymi sprawnymi zesłańcami ulokowany na lądzie w pierwszej grupie, która miała karczować busz i rozbijać namioty. Elizabeth lądowała dopiero 6 lutego. Owa typowa dla Sydney letnia burza zdmuchnęła miasteczko namiotów, wyrwała z korzeniami i obaliła duże drzewa, zalała strumieniami wody nowo przybyłe kobiety.

Woda nie gasiła namiętności tak długo tłumionych, jako, że przecież zesłańcy mieli ze sobą nie tylko długi rejs z Anglii, ale i lata więzienia jeszcze przed podróżą.

Anthony i Elizabeth być może wtedy właśnie spędzili ze sobą pierwszą noc. Dokładnie w dziewięć miesięcy później przyszedł na świat ich syn Robert, a ponieważ nazajutrz po „Sodomie" para została rozdzielona, to można założyć, że został poczęty w burzy.

Dopiero 19 maja 1788 roku wielebny Richard Johnson udzielił ślubu parze zesłańców. Na akcie ślubnym uchowały się jakieś znaki zamiast podpisów, oboje nowożeńcy byli analfabetami. Młoda kolonia głodowała wtedy, gości weselnych podejmowali w swym namiocie pasztecikami z kozim mięsem. Wynikły z tego niejakie kłopoty, jako, że stanęli przed sądem podejrzani o kradzież mięsa, ale byli świadkowie naP> Po kilku miesiącach zdobyli się na postawienie własnymi siłami skromnej chaty. Budulcem było wapno z tłuczonych muszli, drewno palmowe, trzcina ale wszystko razem przypominało domostwa, w jakich wiejska biedota od niepamiętnych czasów mieszkała na Wyspach Brytyjskich.

W roku głodu 1789 gdy kolejne dwa statki z zaopatrzeniem rozbiły się na nadmorskich skałach i nie dotarły do Sydney, Elizabeth była znowu w ciąży. Jej mąż dostał 25 batów za opieszałość w pracy. Potem przewieziono go do rządowych włości w Toongabbie, gdzie przymierający głodem zesłańcy ścinali i wlekli pnie wielkich drzew, aby przygotować grunt pod uprawę. Tam też dostał znowu 25 uderzeń batem za nabycie pary butów, o których wiedział, że są skradzione.

Gdy wygasł czas jego kary, dostał działkę ziemi pod zagospodarowanie niedaleko Parramatta. Sprzedał ją po pięciu latach z przyczyn, które nie są znane. Zesłańcy niekiedy przepijali swe fermy, czasem sprzedawali, aby mieć pieniądze na opłacanie przejazdu do Anglii.

Anthony Rope nie zaliczał się do żadnej z tych kategorii, skoro uprawiał ziemię do końca życia, tyle tylko, że dzierżawił grunt. Może więc wpływy ze sprzedaży poszły na wyposażenie dzierżawionego gospodarstwa?

Doczekali się ośmiorga dzieci, czterdziestu wnuków i gromadki prawnuków. Koleje losu potomstwa tej pary były udziałem poniektórych pionierów Australii. Jedna córka zmarła w dzieciństwie, kilka innych bardzo wcześnie zaszło w ciążę. Robert, ten syn pierworodny, prawdopodobnie „poczęty w burzy", przepadł bez wieści w czasie rejsu na statku wielorybniczym w 1823 roku.

Ilustracje ze zbiorów autora.

Tekst jest fragmentem przygotowywanej do druku książki.