Marzec tradycyjnie w naszym społeczeństwie, do niedawna zdominowanym przez wpływy katolickie, jest miesiącem postu. Zazwyczaj jest to okres refleksji i ja też mam pewne refleksje z tej okazji. Na przykład: podobno Wielki Post trwa 40 dni, ale tak naprawdę to nietrudno zauważyć, że do Niedzieli Wielkanocnej tych dni jest ponad 40. Istnieją różne wyjaśnienia tego fenomenu (np. że nie liczą się niedziele), ale fakt jest faktem: 40-dniowy post trwa dużo dłużej. Żeby sprawę jeszcze nieco skomplikować: w diecezji mediolańskiej według tradycji ambrozjańskiej Wielki Post zaczyna się… w poniedziałek po Środzie Popielcowej. Niestety nie orientuję się, czy i posypywanie popiołem odbywa się dopiero w poniedziałek. Prezydent Biden, gdyby pojechał w Środę Popielcową do Mediolanu, musiałby zrezygnować ze zwyczaju, który podobno pielęgnuje (niektórzy posypywanie głowy popiołem uznają za dziewiąty sakrament. Dziewiąty, bo ósmym jest święcenie jajek w Wielką Sobotę).
Tendencja do przedłużania umartwień jest silna. Znajomy rehabilitant powtarza: trzeba się rozkoszować bólem i dobrze, że trwa on nieco dłużej. Przyjemność rzeczywiście oryginalna, ale na czym właściwie to umartwianie się polega?
Czym jest post? Czy tylko zakazem jedzenia mięsa, który zresztą – umówmy się – nie jest zbyt dolegliwy? To już raczej władze świeckie proponują ostatnio bardziej radykalne rozwiązania. A weganizm święci po prostu triumfy. Nie jestem pewien, jak się weganie zapatrują na pomysł jedzenia owadów i robaków, które wszak są zwierzętami. Sam pomysł nie jest tak znowuż abstrakcyjny, jakby się wydawało. Po pierwsze, liczne ludy egzotyczne żywią się owadami, a nawet w Biblii są opisy proroków wcinających szarańcze. Przy tym żarliwym wrogom weganizmu chciałbym przypomnieć, że do najbardziej wegańskich potraw jakie znam, należą napoje alkoholowe, z wyjątkiem może nalewki na żmii.
Moim zdaniem w świetle postu można zauważyć pewne takie zbliżenie postaw katolików i urzędników unijnych. Nie chodzi o to, że Unia zachęca nas do umartwień, ale podobnie jak urzędnicy unijni, którzy zaliczają ślimaki do ryb, a marchewkę do owoców, postępują wierni. Zresztą, czy jedzenie ostryg i popijanie szampanem bakłażanów można uznać za umartwienie? Dla mnie by to było umartwienie, bo nie przepadam za ostrygami, bakłażany toleruję, a z wymienionych dań postnych najchętniej akceptuję szampana.
Jako niereformowalny złośliwiec proponowałbym, żeby każdy musiał się umartwiać. Dlatego rozumiem, że dla przeciętnego Polaka rezygnacja ze schabowego jest dolegliwa. Ale dla wegetarianina albo weganina? Żeby się umartwić, powinni się oni zmusić do przełknięcia przynajmniej mielonego. A post powinien dotyczyć wszystkich, żeby niejedzący mięsa z zasady nie byli ze niego wyłączeni. Jak demokracja, to demokracja – trzeba zacisnąć zęby i stanąć w szeregu.
Wkrótce będziemy płacić podatki. Niektórzy płacą je okrągły rok, a nie tylko przy rozliczeniu PIT-u. Na przykład palacze wspomagają skarb państwa akcyzą. Podobnie alkoholicy. Kierowcy: to samo, każde tankowanie jest czynnością, z której fiskus się cieszy. Mimo tych niedogodności wyobrażam sobie, że wymienieni wyżej obywatele mogą być zadowoleni i dumni, bo wspierają Ojczyznę. Sytuacja zaś przyjaciół środowiska, którzy poruszają się na rowerach i piją jedynie wodę mineralną (i to niegazowaną!), jest nie do pozazdroszczenia: musi im być przykro, że system odbiera im możliwość uczestniczenia w budowie dobrobytu powszechnego.