Przeczytajmy tę książkę

Na początku jest Fuga śmierci – jeden z najsłynniejszych wierszy XX w. Nim posuniemy się w lekturze, najpierw jest katastrofa. Bo Fugę napisał Celan niejako w imieniu ciężko doświadczonej Europy. Nieprzypadkowo dominuje w niej liczba mnoga: czarne mleko świtu pijemy cię w mroku, grób kopiemy w powietrzu, gwizd podrywa Żydów, a wszystko to pod okiem śmierci, która jest mistrzem z Niemiec (przeł. Julia Juryś). Ingeborg Bachmann znacznie później napisze, że „w tym świecie w żaden sposób nie da się żyć! Szarpiemy się tutaj (…), zupełnie przestaję się orientować w historii, nie wiem, ku czemu mogę zwrócić serce” (s. 159). Jest więc czarne mleko świtu, które opisuje świat po wybuchu II wojny światowej, gdy wcześniej, w Czerniowcach, było czerwone mleko melonów i białe mleko kukurydzy, jak pisała Rose Ausländer, poetka czerniowiecka. To przeszłość, wielonarodowa i wielokulturowa, w której życie miało nieskończenie wiele przejawów; teraźniejszość natomiast naznaczona była administracyjnie zarządzaną śmiercią, po której pozostała jałowa ziemia. Między Czerniowcami z ich czerwonym mlekiem melonów, a Wiedniem i Paryżem, w których pije się już tylko czarne mleko, toczyło się życie wielkiego poety. Wszak jeszcze „w latach sześćdziesiątych Celan marzył o powrocie do Czerniowców”, bo „myślami żył na Wschodzie” (s. 12).

Do Czerniowców nigdy nie wrócił. Nie zadomowił się w powojennym Wiedniu, „nigdy nie poczuł się u siebie we Francji” (s. 363), a Paryż nazwał „niewygodnym domem” (s. 360). Wszak sam napisał: „Nie wiem, w której z moich samotności przyjdzie mi teraz zdechnąć” (s. 495). Mawiał też, że jest bodenlos, bowiem „miał poczucie, że usuwa mu się grunt pod nogami” (s. 454). Oto życie człowieka samotnego, ale w żadnym przypadku nie mizantropa: samotność jawi się tu jako stan egzystencjalny człowieka, który nawet w intymnych związkach pozostaje „odrębny” (co nie znaczy „obojętny”), odrzucając pokusę jakiegoś prostego wspólnego mianownika, który uzgodniłby go z innymi. Wyznawał zasadę „obcej bliskości”.

Umieszczając Fugę śmierci na początku swej książki, autorka zdaje się podzielać zdanie Szondiego, który uważał, że „śmierć, obecność umarłych, leży u źródła całego dzieła poetyckiego Celana” (s. 408). Ale śmierć to nie tylko ostateczne przecięcie linii życia; losy Celana to studium kolejnych zerwań – przyjaźni, miłości, fascynacji literackich – a więc „odchodzenia” tych, na których Celan liczył. Jak czytamy: „Osamotniony Celan często przywoływał skargę trzynastowiecznego poety Rutebeufa (…) – Co się z przyjaciółmi stało,/ Których wszak miałem niemało/ I tak kochałem?, a koleje życia to sekwencja „zerwanych lub nadszarpniętych ważnych przyjaźni” (s. 345).

Stawiamy sobie fundamentalne pytanie o możliwości wyrażenia katastrofy. Podkreślmy: nie „zbadania” czy „opisania”, nawet nie źródłowego „przestudiowania” tego, co stało się w XX wieku, a zwłaszcza podczas II wojny światowej, lecz właśnie wyrażenia, czyli znalezienia słowa dla cierpienia, które jest niewysłowione. Stąd „hermetyczność” poezji Celana, ale także poszukiwania osób na tyle wrażliwych, aby mogły owe próby wysłowienia cierpienia zrozumieć, a przynajmniej rozumnie ich wysłuchać. Jego przyjaźń z Nelly Sachs to związek dwojga ludzi pragnących podzielić się bólem, zostać troskliwie wysłuchanym. „Stąd „paląca potrzeba rozmowy”, którą czuł Celan, szczególna w przypadku tego poety, którego poezja mocowała się ze śmiercią i który przyszłość widział ponuro („Co jeszcze czeka nas, Żydów” – pytał retorycznie Nelly Sachs wiele lat po wojnie), i dla którego żywa rozmowa stawała się ostatnią ostoją nadziei. Życie szuka schronienia już tylko w rozmowie. Przynosi ona ulgę w cierpieniu nie dlatego, że je umniejsza, ale dlatego, że znajduje odpowiednie słowo odbijające się echem w skupieniu drugiego rozmówcy. Może dlatego Celan kilkakrotnie spotkał się z Heideggerem, który – ze zrozumiałych względów – wydawał się najmniej oczywistym partnerem do takiej rozmowy. Jak pisze A. Arno, Celan był „ze swej wizyty w Szwarcwaldzie dumny. Miał wrażenie, że przezwyciężając obawy, doprowadził do epokowego spotkania” (s. 519).

Niełatwo pisać biografię poety, życie splata się tu bowiem nierozerwalnie z twórczością i trzeba zrównoważyć pokusę zagłębienia się w interpretacje wierszy (a nieprzejrzyste, matowe teksty Celana to prawdziwy matecznik interpretatorów) obowiązkiem relacjonowania okoliczności, w których żył twórca. Annie Arno taką równowagę udało się osiągnąć.

Anna Arno: Paul Celan. Tam, za kasztanami, jest świat. Wydawnictwo Literackie, Kraków 2021, ss. 633.