DYLEMATY RESTRUKTURYZACJI NA GÓRNYM ŚLĄSKU

Władysław Jacher
WŁADYSŁAW
JACHER

Urok słów

Są słowa i pojęcia, które w ostatnich latach zrobiły w Polsce, a zwłaszcza na Górnym Śląsku ogromną karierę. Zostały wymienione we wszystkich przypadkach i zanalizowane - wydawałoby się - już do końca. Należy do nich restrukturyzacja. Jednakże z tych analiz nie za dużo wynika skoro pojęcie restrukturyzacji na Górnym Śląsku, a konkretnie w województwie katowickim funkcjonuje nadal głównie jako swoiste zaklęcie, klucz do rozwiązania trudnych problemów regionu w drodze do "świetlanej przyszłości", a nie jako wezwanie do koniecznych zmian w gospodarce Górnego Śląska. Termin ten jest nadużywany przez tych, którzy nie tyle chcą radykalnych zmian, co mamią pozornymi działaniami, używając pięknych szyldów i propagandowo - urzędniczych haseł. Wtedy restrukturyzacja sprowadza się do gry pozorów i odsuwania w czasie (będzie wspaniale za 20-30 lat!) leczenia chorego dotąd, dopóki nie zmoże go choroba. Wtedy o restrukturyzacji zadecydują jedynie pieniądze, a skoro ich nie ma to trudno mówić w regionie o reformach. A zatem dajcie nam pieniądze (i to duże pieniądze), a my rozwiążemy wszelkie bolączki transformacji gospodarczej.

Upraszczam pisząc w ten sposób, ale nie rezygnuję z tezy, że owocna restrukturyzacja nie da się sprowadzić tylko do tego ile pieniędzy będzie miał np. Fundusz Górnośląski. Restrukturyzacja jest bowiem procesem, który musi dotyczyć równocześnie techniki, ekonomii, ale w pierwszym rzędzie świadomości jednostek, grup i elit. Wtedy unikniemy pytania: kto ma robić i jak robić zmiany w regionie katowickim. Restrukturyzacja ostatecznie jest procesem kulturowym, którego korzenie tkwią w sferze świadomości społecznej, w obszarze więzi, w preferowanym systemie wartości, w poczuciu tożsamości regionalnej, w sile samorządności lokalnej. I jako wartość kulturowa restrukturyzacja dotyczy:

-zmian w zakresie myślenia, zachowania i działania,
-zmian w zakresie podejmowania decyzji,
-zmian w formach pobudzania aktywności.

Restrukturyzacja jako zmiana status quo napotyka na sieć interesów różnych grup i branż (klasyczny przykład górnictwa, hutnictwa i energetyki na Śląsku) i powoduje silny opór wobec wszelkiej zmiany burzącej istniejący porządek rzeczy.

Źródła trudności zmian

Minęło kilka lat od pamiętnego 1989 roku. W województwie katowickim zmieniły sie kolejne ekipy administracyjne i opcje polityczne. Opracowano kolejne programy restrukturyzacji, powstały następne zespoły administracyjne, związkowe naukowe do spraw skutecznej restrukturyzacji i każdy taki zespół ma ambicje (co nie dziwi) być jedynym, kompetentnym dla postawienia wyczerpującej diagnozy społeczno-gospodarczej regionu katowickiego i przedstawienia skutecznego programu "leczenia" Górnego Śląska.

A jednak owa kuracja przebiega z trudnosciami i oporami, gdyż wszyscy chcą zmiany, ale takiej, która by niewiele zmieniła. Przyczyn tego stanu rzeczy jest kilka. Główną stanowi - mimo wszelkich gestów - konserwatyzm i ambiwalentny stosunek do zmiany działającej w regionie administracji, związków zawodowych stojących na straży interesów branżowych, działaczy społeczno-gospodarczych i samych pracowników, zwłaszcza tych branż, które przy obecnym stanie zarządzania nimi są w pewnym sensie niereformowalne. Ten stan rzeczy ma swoje korzenie w strategii działania państwa, które będąc w okresie zmian - transformacji obroni jeszcze wiele okopów centralizmu, powracając w ten sposób do scentralizowania władzy w dziedzinie życia gospodarczego w rękach państwa, administracji i uciekając przed racjonalną ekonomicznie prywatyzacją.

Nie wolno zapominać, że zmiana w przedsiębiorstwach śląskich jest postrzegana przez pracowników jako proces prowadzony zawsze w czyims interesie i naruszająca interes innych jednostek i grup społecznych. Jest swoistą grą, w której sukces jednych oznacza często porażkę innych. Bierny lub czynny opór wobec restrukturyzacji przedsiębiorstw stawiają głównie jednostki i grupy społeczno-zawodowe, którym zmiana, prywatyzacja jawi się jako zagrożenie egzystencjonalne i źródło dyskomfortu psychologicznego. Stąd, jak widać z różnych badań socjologicznych prowadzonych na Górnym Śląsku, sprzeciwiające się grupy w przedsiębiorstwach tworzyć mogą pracownicy nisko kwalifikowani związani z przestarzałymi gałęziami wytwórczości i przemysłami surowcowymi (górnictwo, hutnictwo), a z drugiej strony kadra zarządzająca, szczególnie preferowana materialnie i prestiżowo w czasach gospodarki planowej PRL. Obserwujemy więc w województwie katowickim jak niewydolny technicznie i ekonomicznie sektor państwowy opiera się skutecznie zmianom i programom restrukturyzacji, gdyż godzą one w przywileje i uprawnienia czerpane z faktu pracowania w kolosach przemysłowych. Stąd następuje proces odwrotny do restrukturyzacji, wyrażający się w solidarności branżowej, gałęziowej, wielkich przedsiębiorstw przemysłowych broniących status quo. I tutaj powinny wykazać dojrzałość społeczną i gospodarczą związki zawodowe, ale nie zawsze tak się dzieje. Związki zawodowe w krajach postsocjalistycznych muszą nieraz zajmować się rewindykacją i obroną praw pracowniczych, ale powinny przy tym uwzględniać sytuację kraju, regionu, przedsiębiorstwa i nie stawiać wymagań sprzecznych z dobrem wspólnym. Tym bardziej nie powinny wykorzystywać swej siły dla osiągania przywilejów jednej grupy społeczno-zawodowej nie licząc się z innymi grupami społeczno zawodowymi. Praktyka pokazuje, że nadmierne żądania związków zawodowych mogą prowadzić do zahamowania reform, rosnącej inflacji, ubożenia grup najsłabszych oraz ich rodzin.

Takie postawy społeczne mogą prowadzić do swoistego zakłamania społecznego (fałszywej świadomości) polegającego na tym, że czynniki odpowiedzialne za gospodarkę, za restrukturyzację nie czują się odpowiedzialne za reformy i za wyniki procesów gospodarczych. Od takiej postawy tylko krok do tego, aby za wszelkie "zło gospodarcze" obarczać nie siebie, ale tylko innych. Paradoks polega na tym, że werbalnie wielkie branże przemysłowe chcą gospodarki rynkowej, ale równocześnie mocno bronią swój stan posiadania i przytaczają coraz nowe argumenty za jego utrzymaniem. I tak obserwujemy odradzanie się nowej strategii przetrwania, którą posługują się zarówno dawne gremia kierownicze (często pochodzące jeszcze z partyjnej nomenklatury), jak i dzisiejsi liderzy samorządów pracowniczych i związkowych.

Dawne nawyki, stereotypy w mysleniu o zmianach i utrwalone przez lata schematy działań jednostkowych i społecznych nie sprzyjają restrukturyzacji na Górnym Śląsku w sferze organizacyjnej, własnościowej, humanizacyjnej branż i przedsiębiorstw. Sytuacja jest bardzo kłopotliwa, bo trzeba wybierać między dwiema równie przykrymi możliwościami. Jedną jest trzymanie się nadal w mniej lub bardziej widocznej postaci fałszywej filozofii gospodarczej tkwiącej korzeniami w PRL, która zakładała zmiany systemu, ale bez naruszania jego właściwości (działania pozorne reform w PRL); drugą - godzenie się na zmianę, ale nie na jej przykre konsekwencje.

Dlaczego tak trudno trafiają do ludzi w regionie katowickim (a może w Polsce) wszelkie programy restrukturyzacji, łącznie z Kontraktem Regionalnym dla Śląska?

Nie wchodząc w szczegóły wynika to przynajmniej z dwóch powodów. Pierwszym jest czynnik czasu. Kiedy bowiem twórcy programu mówią, że efekty jego będzie można konsumować za 20 i więcej lat to taka perspektywa czasowa dla pokolenia dojrzałego (od 40 lat w górę) jest antymotywacyjna i destrukcyjna dla jego aktywności i ofiarności. Podaje się ciągle, że podobne problemy restrukturyzacyjne miały inne podobne do katowickiego regiony Europy takie jak Północna Westfalia w Niemczech, Nord Pas-de-Calais we Francji, czy okręgi górnicze w Anglii, nie wspominając już o Stanach Zjednoczonych Ameryki Północnej. Ale zapomina się, że w tych krajach oprócz zaangażowania wielkiego kapitału i wysiłku organizacyjnego ukazano ludziom szczegółowe, krótkookresowe korzystne zmiany programu długodystansowego. Poza tym rządy tych krajów były faktycznie, a nie czysto werbalnie i koniunkturalnie zaangażowane w zmiany, więc starały się łagodzić mieszkańcom tych regionów koszty zmian. W województwie katowickim ciągle jest aktualne pytanie: czy zmiana ekipy administracyjnej, odejście liderów np. Kontraktu nie będzie oznaczać jego zmiany, czy nawet zaniechania? Niezbyt odległe przykłady przeszłości upoważniają do takiego pytania.

W ostatnich 15 latach można wymienić przynajmniej kilka takich uroczystych zapisów miedzy rządami a władzami regionu o popieraniu restrukturyzacji, które w rzeczywistości były intencjami bez zobowiązań. Czy dzisiaj dużo się zmieniło? Kiedy czytam w Trybunie Śląskiej z dnia 6 lutego 1997 r. artykuł pt. "Farsa, nie Kontrakt... " sądzę, że nie wiele. I stąd należałoby miarkować ów hurra optymizm, bo przecież jest Kontrakt, Fundusz Górnośląski, 11 segmentów lokalnych, specjalna strefa ekonomiczna w której jeden inwestor zainwestuje 500 mln. marek.... Tak, to wszystko jest, lecz na razie więcej w sferze programu, niż rzeczywistości. Nie wolno wpadać w samozachwycenie, kiedy owoce działań są na razie marne, a społeczna świadomość zmian bardzo niska.

Drugim powodem oporu społecznego wobec restrukturyzacji w regionie jest przekonanie, że jej koszty nie zostały w miarę sprawiedliwie rozłożone. I tu trudności są jeszcze większe. Istnieje bowiem przekonanie opinii społecznej (niestety oparte na doświadczeniu), że koszty te są lub będą niesprawiedliwie rozłożone. Praktyka pokazuje, że największe koszty restrukturyzacji ponoszą warstwy średnie i biedne, a najniższe grupy bogate i uprzywilejowane elity władzy, administracji, itp. Wystarczy powiedzieć, że mimo rosnącej prywatyzacji w Polsce, sektor prywatny ponosi jeszcze ciągle małe obciążenia finansowe na rzecz budżetu państwa, który nadal jest utrzymywany przez biedniejący sektor państwowy i srednie warstwy społeczne. Stąd stosunek społeczności i jednostek do procesów restrukturyzacji jest jeśli nie wrogi to ambiwalentny.

Publiczność i aktorzy zmian

Wiele osób kompetentnych i autentycznie zatroskanych stanem przeobrażeń gospodarczych na Górnym Śląsku stwierdza nie od dziś, że odkładanie restrukturyzacji do nieokreślonej przyszłości skończy się źle dla regionu i dla Polski. Zatem nie ma tu alternatywy. Trzeba restrukturyzować, zmieniać, jeśli województwo katowickie ma się rozwijać i żyć w miarę normalnie. Ta myśl powinna trafić do świadomości społecznej mieszkańców Śląska i Zagłębia. Nie można jej zatrzymać tylko na poziomie aktorów zmian, jak to ma miejsce dotąd. Wola zmian musi być po obu stronach sceny społecznej. Restrukturyzacja musi być zaakceptowana przez aktorów i publiczność. Program restrukturyzacji musi być czytelny dla każdego inteligentnego mieszkańca regionu, bo tylko wtedy jest przekonujący. Strategia zmian powinna uwzględniać szczegółowo konkretne kroki w krótkich okresach (3 lata i mniej). Istniejące dotąd różne branżowe programy restrukturyzacji przemysłu surowcowopaliwowego w województwie, łącznie z programami ochrony środowiska, edukacji powinny być zharmonizowane i podporządkowane jednemu podmiotowi filozofii restrukturyzacji w regionie. Wiodące branże przemysłowe w katowickim w swoim dobrze pojętym interesie muszą zrezygnować ze strategii obrony stanu posiadania na rzecz włączenia się do ogólnego programu zmian gospodarczych w województwie - w dobrze pojętym interesie własnym. Patrząc na restrukturyzację przemysłu w województwie katowickim trzeba z naciskiem stwierdzić, że podstawowym czynnikiem sukcesu restrukturyzacji na Górnym Śląsku będzie odbudowa wspólnoty interesów i związków integracyjnych między branżami. Kolejnym czynnikiem powinno być uruchomienie przepływu kapitału i potencjału badawczego oraz innowacyjnego w regionie. Trzeba uczciwe stwierdzić, że już się to robi.

Należy mieć świadomość, że tradycyjny kompleks paliwowo-surowcowy jest tu jeszcze na tyle silny, że to jego należy przekonać do uczestniczenia w promowaniu małych i średnich przedsiębiorstw. Kompleks paliwowo-surowcowy powinien też żyć w stałej współzależności z branżami wysokiej technologii.

Zagrożenia płynące z braku zdecydowanej woli do zmian gospodarczych w regionie katowickim były źródłem powstania Kontraktu Regionalnego dla województwa katowickiego. Idea zrodziła się i została opracowana w województwie, rząd zaakceptował Kontrakt. Praktyka pokazuje, że ta akceptacja ma charakter bardziej werbalny niż realny, chociaż ostatnio są symptomy zmiany. Kontrakt jest instrumentem skomplikowanym i mało czytelnym. Nie wszedł jeszcze w obieg społeczny. Jest traktowany raczej jako "ich program" i takie nastawienie jednostek i grup społecznych województwa katowickiego należy pilnie zmienić. Bez tego zabraknie akceptacji społecznej dla restrukturyzacji Górnego Śląska.

Aktorzy sceny gospodarczej, społecznej i politycznej województwa katowickiego nie powinni też zapominać, że na drodze do zmian strukturalnych gospodarki (konkretnie branż i przedsiębiorstw) stoją nadal bariery psychologiczne (lęk przed niejasnymi zmianami), kapitałowe (brak pieniędzy na nowe inwestycje związane z restrukturyzacją), prawne (bałagan prawny w zakresie prawa bankowego, finansowego, pracy), kulturowe (istniejące jeszcze nadal pewne nawyki i stereotypy z czasów PRL osłabiające aktywność i przedsiębiorczość ludzi), polityczne (wygrywanie dla doraźnych celów politycznych na obietnicach zmian gospodarczych bez pokrycia). Wszystkie hamują proces restrukturyzacji.

Twórcy programów skutecznej restrukturyzacji gospodarki na Górnym Śląsku winni pamiętać, że ostatecznie powodzenie zmian będzie zależało od tego w jakim stopniu jednostki, grupy społeczno-zawodowe i społeczność regionalna wyrażą zgodę na restrukturyzację.