Uniwersytet nasz tym się jeszcze różni od zachodnioeuropejskich, amerykańskich uczelni - których nie dane mi było wizytować osobiście, ale naoglądałam, nasłuchałam i naczytałam się sporo - że zainteresowanie dla rozwoju kultury fizycznej równolegle z umysłową nie wyszło u nas, poza granice Studium Wychowania Fizycznego i Sportu. I wcale nie postuluję sytuacji, w której uczelnia działać miałaby w cieniu swych boisk i kortów. Międzyuczelniane rozgrywki sportowe osiągają tam jednak prawie profesjonalny poziom. Zgadzam się, że rozum przede wszystkim, niech jednak ciało ma jakiekolwiek szanse trochę go dogonić. Jakiekolwiek obowiązkowe zajęcia sportowe odbywają się tylko na pierwszym roku studiów. Później przychodzi kto chce, a funkcjonowanie SWFiS staje się coraz mniej uzasadnione formalnie. UŚ dąży do przestąpienia progu XXI wieku, intensywnie zmieniajac strukturę wydziałów, dyskutując ich anatomię, buduje się wspaniała, reprezentacyjna aula na WNS, do celów dydaktycznych adaptuje się koszary wojskowe w Chorzowie, WT wprowadza się do byłego domu akademickiego w SosnowcuPogoni, przedostatni numer GU zamieszcza imponujący projekt nowej siedziby WPiA. Energia i żywotności rozsadza stare mury i struktury - a prośba o basen nadal jest postulatem nie na miejscu. Wspaniałe zaplecze sportowe posiada cieszyńska Filia, to jednak my katowiczanie poruszamy się w atmosferze gęstej nie tylko od dysput ale i spalin, przemysłowych wyziewów. Pracownicy SWFiS robią więc co mogą i co się da. "Pracownicy" to dość skromne określenie. Są wśród nich fachowcy o ogólnopolskiej randze, nieznani na własnej uczelni. Przykład (z własnego podwórka): przeciętna polonistka nie chodzi "na wykład z literatury romantyzmu" ale "na Opackiego", a do SWFiS chodzi na... aerobik w wodzie, ćwiczenia przy muzyce, zajęcia piłki ręcznej - mając bardzo zielone pojęcie o nazwisku prowadzącej.
Teresa Pecold pochodzi z Augustowa. Aż tam dotarł i pewnego dnia zauważył ją Mieczysław Kamiński, dzięki namowom którego trafiła na Akademię Wychowania Fizycznego prosto do stolicy i prosto do drużyny piłkarek ręcznych AZS AWF Warszawa. Od razu stanęła w bramce, a trener Kamiński okazał się być nie tylko obdarzonym wielką intuicją wyłapywaczem talentów ale i kapitalnym wychowawcą.
- To jemu zawdzięczam to, że odkrywając we mnie wartość, o której nie miałam pojęcia, podniósł mój sportowy poziom na wysokość reprezentacji Polski, a poza tym wspaniale przygotował do pracy zawodowej. W trakcie studiów spotkałam także Adama - mojego obecnego męża. Był oczywiście utalentowanym piłkarzem ręcznym i zarazem trenerem. Pochodził z Katowic. Już wtedy wspierał mnie w upartym dążeniu do mistrzostwa.
Teresa trafiła więc w 1969 roku na Śląsk aby tu pracować i uprawiać sport. Została powołana do reprezentacji Polski w piłce ręcznej, trzy lata grała w Azotach Chorzów, potem AZS Katowice. Jednocześnie uczyła dzieci WF-u w szkole podstawowej i zawodówce. W 1973 roku podjęła pracę na Uniwersytecie Śląskim.
- Nie jest dla nikogo tajemnicą, że w latach 70 młodzież była bardziej sprawna. Państwo zabezpieczało społeczeństwo w sprzęt, do którego młodzież miała nieograniczony dostęp. Sport uprawiano niejako naturalnie. Młodzież nie była rozpieszczana przez rodziców i media. Takie uwarunkowania wymienia się najczęściej wśród fachowców, nie jako jedyne oczywiście. Faktem jest jednak, że udało mi się wtedy dotrzeć z moimi studentkami do trzecioligowych rozgrywek. Kosztowało nas to mnóstwo pracy, ale satysfakcja była ogromna.
Od 1982 roku Teresa współpracuje z reprezentacją Polski piłki ręcznej kobiet w ramach szkolenia bramkarek. Jest jedyną kobietą w naszym kraju o tak wysokiej specjalizacji i jedyną na tak wysokim trenerskim stanowisku. Pewien czas prowadziła zespół AKS-Chorzów, obecnie związana jest z SPR-Chorzów.
- Mimo mojego, niekwestionowanego w zasadzie doświadczenia jakoś długo nie chciano powierzyć mi prowadzenia zespołu pierwszej ligi. Ostatecznie wybierano mnie wyłącznie w sytuacji definitywnego braku mężczyzn-trenerów o odpowiednich kwalifikacjach. Raz potraktowano mnie jak instrument dla zrealizowania trenerskich ambicji szefa, co równało się z rezygnacją z takiej "współpracy" z mojej strony.
Z pracy czerpie jednak ogromną satysfakcję, mimo iż zazwyczaj wróżono jej porażkę (na szczęście bezskutecznie). Mimo, iż jak każdy trener musi czasem zachować się zdecydowanie, nawet agresywnie - to, jak każda kobieta, jest wyczulona na drobiazgi, a w kontakty z ludźmi wkłada całą duszę, dbając nie tylko o kondycję i wyniki ale także o nastrój i samopoczucie swoich podopiecznych.
- Osiągam bardzo dobre wyniki, moja praca była więc doceniana, szanowana, dlatego mogłam iść przez życie z podniesioną głową. Tylko jeden jedyny raz zmuszona zostałam do złożenia rezygnacji nie potrafiąc przejść do porządku dziennego nad łamaniem zasad fair-play i wybitną nieumiejętnością postępowania z ludźmi.
Konsekwencje przyjścia na świat w tak usportowionej rodzinie poniósł syn Teresy i Adama - Tomek. Nieunormowany czas pracy, częste wyjazdy na mecze, treningi, zgrupowania kładły się cieniem na jego dzieciństwie. Od najmłodszych lat asystował rodzicom na boisku, a przynoszone stamtąd do domu napięcie ustępowało dopiero po meczu, wygranym lub przegranym.
- Tomek porównywał nasz dom i sposób życia z sytuacją rodzinną u kolegów. Dostrzegał różnice. Stosunki rodzinne przybierają charakter mocno służbowy, tam gdzie żona jest zawodniczką a mąż trenerem. Na szczęście udało nam się jakoś poradzić sobie bez niczyjej pomocy. Teraz nasz syn poświęca się bez reszty swojej wielkiej fascynacji - psom. Swoich ma sześć, poza tym otacza opieką także czworonogi sąsiadów i znajomych. Oboje z mężem życzymy mu pomyślności w tym zakresie.
Jednocześnie Teresa prowadziła - i czyni to nadal - zajęcia wśród studentów UŚ. Świetnie czuje się wśród pracowników i szefostwa Studium Wychowania Fizycznego i Sportu, którym wdzięczna jest za wyrozumiałość, pomoc i stworzenie wspaniałej koleżeńskiej atmosfery. Ze swoich rozlicznych wyjazdów za granicę przywozi ciekawe i nowe pomysły na uczynienie kultury fizycznej bardziej atrakcyjną. W Australii odkryła aerobik w wodzie, który został natychmiast zaszczepiony na naszym gruncie. Prowadzenie zajęć dzieli ze specjalistkami. Można ją także spotkać na zajęciach z aerobiku.
- Nigdy nie przyszło mi do głowy aby zrezygnować z pracy ze studentami mimo, iż jest to raczej rzadka praktyka wśród ludzi wyczynowo związanych ze sportem. Nie zostali przygotowani aby zostać sportowcami i ogromną radość sprawia mi możliwość poprawienia ich sprawności właśnie bez presji wyniku, czasu, bez rywalizacji. Młodzież jest teraz bardzo świadoma korzyści płynących z utrzymania optymalnej kondycji fizycznej. Potencjał fizyczny i umysłowy idą przecież w parze. Zaskakuje mnie ogromne zainteresowanie koszykówką, ćwiczeniami z muzyką, ćwiczeniami siłowymi, to dążenie do ideału. Chociaż w tej kwestii największą rolę odgrywają media i tradycje rodzinne.
Emanuje pogodą ducha. Uważa, że Polacy mają już chyba w swoim narodowym charakterze zakodowaną zdolność do łączenia przeróżnych czynności w życiu: pracy, nauki, zainteresowań i sama jest tego najlepszym przykładem. Problemem jest tylko wykazanie tej krztyny odwagi potrzebnej do realizacji własnych zamierzeń. Jej pomysłem na życie jest sport i radość.
- Połykam wszystko co przynosi życie, sport pozbawił mnie kompleksów, potwierdził moją wartość w zawodzie i przed sobą samą. Poznałam granice swoich możliwości. Własnego rozwoju fizycznego nie należy nigdy zamykać, ale kontynuować wykorzystując każdą nadarzającą się okazję. Młodzieńcza sprawność i werwa jest przecież niezależna od wieku. Wystarczy być otwartym i nie bać się zmian.