CZY UNIWERSYTET POWINIEN PRAĆ POŚCIEL STUDENTA?

linia

W dniach 12 - 14 lutego w imieniu Prorektora ds. studenckich prof. Roledera miałam okazję uczestniczyć w Polsko-Niemieckim Kolokwium, zorganizowanym w Cottbus przez Deutsches Studentenwerk, czyli organizację zajmującą się w Niemczech sprawami studentów. Kolokwium to miało służyć zintensyfikowaniu współpracy między polskimi i niemieckimi studentami. A znalazłam się tam jako wicedyrektor Szkoły Języka i Kultury Polskiej, która od lat utrzymuje bliskie kontakty z kilkoma uczelniami niemieckimi. Niemieccy prelegenci, m. in. Michael Lingenthal - prezes Polsko-Niemieckiej Organizacji Młodzieżowej, dr Thieme - zastępca sekretarza generalnego Konferencji Ministrów Kultury, przedstawiali kolejno warunki studiowania w Niemczech, nową sytuację, w jakiej po przemianach znalazły się uczelnie we wschodnich landach, które nagle i prawie bez przygotowania zostały zmuszone do przejścia na nowy system, a także warunki do rozwijania współpracy studentów z Polski i Niemiec.

W Niemczech funkcjonuje obecnie około 320 wyższych uczelni, w tym około 200 uniwersytetów. Pozostałe uczelnie to wyższe szkoły zawodowe (Fachhochschule). Do 120 wyższych szkół zawodowych państwowych trzeba dodać 35 szkół niepaństwowych, głównie kościelnych i innych prywatnych. Wśród uniwersytetów nie ma szkół prywatnych. Szkoły prywatne mogą prowadzić działalność tylko wtedy, jeśli jakość kształcenia jest porównywalna z jakością kształcenia w uczelniach państwowych.

Obecnie studiuje w Niemczech około 30% młodych ludzi - w zdecydowanej większości wybierają oni uniwersytety. Poza uczelniami są też inne jednostki zajmujące się w różny sposób działalnością edukacyjno-naukową na poziomie szkół wyższych. Są to np. Instytut Maxa Plancka, DAAD (przede wszystkim naukowe wyjazdy studentów), Rada Naukowa, Deutsche Forschungsgemeinschaft (instytucja rozdzielająca granty) i inne. Nasi gospodarze wielokrotnie podkreślali, że istotne jest, iż nie wszystko spoczywa w rękach państwa. Lepiej, gdy istnieje kilka niezależnych, samodzielnych jednostek, które działają dzięki swej kreatywności, ale też ową kreatywność wyzwalają. Instytucje te otrzymują wprawdzie fundusze od rządu, ale ich rozdział jest zupełnie od decyzji rządowych niezależny. W końcu dr Thieme zadał retoryczne pytanie: skoro jest tak dobrze, to dlaczego jest źle? Skąd kryzys? Bo kryzys jest. Próbowano nam więc też naświetlić problemy nękające niemieckie szkolnictwo wyższe:

Jeden z głównych problemów to sytuacja ilościowa. W latach 60. studiowało ok. 5% młodzieży. Kiedy ilość studiujących zaczęła się zwiększać, zareagowano powoływaniem coraz nowych szkół wyższych. W końcu w latach 90. liczba studiujących doszła do 30%. Spodziewano się wcześniej stagnacji, a nawet spadku zainteresowania studiami - okazało się jednak, że chętnych jest coraz więcej. Dr Thieme określił ową nieprawidłową prognozę jako "katastroficznie błędną". Tak więc w ciągu około 30 lat nastąpił 70-procentowy wzrost liczby studentów, natomiast tylko o 6% wzrosła liczba kadry naukowej na wyższych uczelniach. Nierealne jest zlikwidowanie tej dysproporcji. Warunki studiowania dla pojedynczego studenta bardzo się w związku z tym pogorszyły.

W celu zaradzenia tej złej sytuacji proponowana jest reforma struktury studiów. Jej podstawą jest odciążenie poszczególnych kierunków ze zbyt wielkiej ilości wymagań. Czas studiowania na poszczególnych kierunkach powinien być krótszy, a program bardziej przejrzysty. Bolączką niemieckiego szkolnictwa wyższego jest ogromny rozdźwięk między faktycznym a planowym czasem studiów. Przeciętna wieku niemieckich studentów jest chyba najwyższa w Europie - wynosi 30 lat (!!). Jeśli zredukuje się faktyczny czas studiowania (zbliży go do czasu planowego: 9-10 semestrów), to tym samym zmniejszy się liczba studentów. Jednym z proponowanych sposobów osiągnięcia celu jest wprowadzenie - co, jak myślę, ogromnie spodobałoby się wszystkim polskim studentom - tzw. "próbnego egzaminu". Ma to polegać na tym, że jeśli student podejdzie do egzaminu w przewidzianym czasie (czyli nasz I termin) i obleje go, to ten egzamin się nie liczy. Egzaminator ma obowiązek, zapomnieć o owej nieudanej próbie i przy następnym podejściu potraktować studenta tak, jakby go widział po raz pierwszy. Ma to eliminować strach i stres.

Drugi problem dotyczy kadry profesorskiej. Niemieccy profesorowie nie zawsze sumiennie traktują swoje zadania, szczególnie dydaktyczne. Zdarza się, iż nie prowadzą zajęć, które prowadzić powinni. Wielu profesorów uważa się wyłącznie za naukowców i zaniedbuje dydaktykę (to określenie niemieckiego prelegenta). Reforma powinna więc promować działalność pedagogiczno-dydaktyczną. Profesorowie uważają, że ich renoma zależy tylko od badań naukowych, ale takiemu myśleniu należy przeciwdziałać, gdyż uczelnie - z istoty swej - są dla młodych ludzi, których należy odpowiednio wykształcić i wychować.

Kolejny problemem to finanse. Niemcy przeżywają ogromne trudności we wzmocnieniu wydajności szkół wyższych. Brak środków na zatrudnienie odpowiedniej ilości kadry i na inwestycje. Znana jest u naszych sąsiadów - nieobca nam w Polsce - "gorączka grudniowa". W grudniu wszyscy gwałtownie wydają spore ilości pieniędzy, które zostały poszczególnym uczelnianym jednostkom przydzielone, a w ciągu roku nie zostały wydane. Uczelnie boją się, by niewykorzystanie przyznanych środków w jednym roku, nie wpłynęło na zmniejszenie dotacji w roku następnym. Proponuje się więc, by zerwać z tak ścisłym rozliczeniem rocznym. Środki raz przyznane uczelni powinny pozostać na jej koncie do wykorzystania w czasie, który uczelnia uzna za odpowiedni (czy u nas ktoś na to wpadnie? ). Podobnie jak w Polsce wygląda też sprawa niemożności przesuwania środków finansowych z jednej "kupki" na drugą. Zdarza się więc, że jeśli zostaną uczelni przydzielone środki na zatrudnienie nowego profesora, a z różnych przyczyn nowy profesor nie zostanie zatrudniony natychmiast, pieniądze wracają do Ministerstwa Finansów. Projekt reformy zakłada, że "zaoszczędzone" pieniądze powinny zostać w uczelni oraz że będzie można je przesunąć np. na koszty rzeczowe.

Niezbyt racjonalna jest relacja między liczbą kształcących się w uniwersytetach a liczbą studiujących w wyższych szkołach zawodowych. Spośród ogółu studiujących tylko 30% uczy się w wyższych szkołach zawodowych, a reszta w uniwersytetach. Proporcje należałoby choć trochę zmienić, tak by w wyższych szkołach zawodowych było przynajmniej 35%. Nie jest to jednak proste. Trzeba bowiem znaleźć środki finansowe na inwestycje, specjalistyczną aparaturę itd. Nie jest też możliwe mechaniczne przeniesienie części kadry profesorskiej z uniwersytetów do wyższych szkół zawodowych. Inne są zadania profesora w obu typach szkół i - co równie ważne albo i ważniejsze - inne pensje. Uniwersytety są nastawione bardziej na kierunki teoretyczne, powinny więc raczej przygotowywać przyszłych naukowców. Dla większości kandydatów właśnie wyższe szkoły zawodowe są tym, czego oni potrzebują. Aby jednak do tych szkół przyciągnąć młodych ludzi, należałoby stworzyć nowe kierunki: menedżerskie, związane z opieką socjalną itp. Dr. Thieme wyraził pogląd, iż właśnie wyższe szkoły zawodowe powinny kształcić nauczycieli i także prawników (stwierdził, że obecnie studenci na uniwersyteckich studiach prawniczych zawodu uczą się, u prywatnych repetytorów, znających praktyczne tajniki tej profesji). Natychmiast jednak dodał, że taka zmiana jest nie do przeprowadzenia, bowiem opór środowiska byłby zbyt silny, a jeśli taką myśl wysłowiłby jakiś polityk, mógłby natychmiast pożegnać się ze swą polityczną karierą.

Coraz mniej studentów zagranicznych chce obecnie studiować w Niemczech. Zdolni studenci z innych krajów wybierają raczej uczelnie w Wielkiej Brytanii i USA. Nie jest to korzystne. Wszak oprócz aktualnych, doraźnych korzyści finansowych, ważniejsze są te późniejsze, przyszłościowe. Jeśli student-obcokrajowiec zajmie po ukończeniu studiów jakieś ważne stanowisko w swoim państwie, można być przekonanym, że będzie pamiętał o swoich czasach studenckich spędzonych w Niemczech i jego stosunek do Niemiec będzie bardziej osobisty. W to naprawdę warto inwestować - uważają Niemcy.

Wreszcie można powrócić do pozytywów, tzn. problemów, które lada moment przestaną nimi być. Rozmowy na temat umowy kulturalnej między Polską i Niemcami doszły już do takiego punktu, że w najbliższym czasie nastąpi jej podpisanie. Jest ona ogromnie ważna dla szkolnictwa wyższego, zawiera bowiem zapis o ekwiwalencji studiów w obu krajach ze szczegółowym wykazem uczelni, kierunków studiów, czasu studiowania itp., które wzajem przez oba kraje będą uznawane.

W Niemczech wszyscy ministrowie (we wszystkich landach) są przeciwni opłatom za studia. Tylko dwa landy wprowadziły tzw. opłaty manipulacyjne, są one jednak naprawdę niewielkie i nie mają nic wspólnego z płatnym studiowaniem. Rozważa się jedynie możliwość wprowadzenia opłat za przekroczenie czasu studiów (tzn. np. powyżej 13-14 semestru), ale absolutnie nie za studia w normalnym, przewidywanym tokiem studiów czasie.

Konferencja Rektorów Szkół Wyższych uznała konieczność szerszego wprowadzenia do szkół wyższych kontroli jakości kształcenia. Ocena jakości kształcenia powinna mieć kilka stopni: uczestniczyć w niej powinni studenci (na razie w Niemczech była to forma nie znana), powinna być dokonywana także z zewnątrz, czyli przez profesorów z takich samych kierunków innych uczelni.

Z tego krótkiego przeglądu wynika, że Polskę i Niemcy gnębią właściwie te same problemy szkolnictwa wyższego. Inna jest pewnie ich skala: kiedy w Polsce i w Niemczech mówi się o braku środków finansowych, to jednak skala owego braku oraz "stan wyjściowy" są zasadniczo różne. Natomiast całkowicie odmiennie rozwiązywane są kwestie socjalne studentów w obu naszych krajach. Tym zajmują się w Niemczech organizacje "Studentenwerk". Jest ich w kraju około 60. Są one całkowicie niezależne od uczelni. Z uczelnią łączy je wyłącznie osoba studenta. Rektor nie ma żadnego wpływu na ich działalność - ani kadrową, ani finansową. Czy to dobrze? Niemcy twierdzą, że świetnie, bowiem uczelnia powołana jest do kształcenia i prowadzenia badań naukowych, a nie do zajmowania się pościelą (tę zresztą każdy niemiecki student przywozi swoją własną i sam o nią dba). Niemiecki student dziwi się bardzo, że uniwersytet może się zajmować praniem jego własnej pościeli.

P. S. : Ogromnie interesująca dla polskich studentów jest pewnie możliwość wymiany grup studenckich z różnymi uczelniami niemieckimi (finansowana ze środków Deutsches Studentenwerk). O tym napisze Dariusz Szostek, student V roku prawa naszego Uniwersytetu, do niedawna szef Samorządu Studenckiego, członek Parlamentu Studentów RP, który również uczestniczył w tym Kolokwium.

Autorzy: Jolanta Tambor