Codzienność Magdy Kulus, doktorantki na Wydziale Filologicznym

Historia prawdziwej przyjaźni

 
 
Na spotkanie z Magdaleną Kulus, doktorantką na Wydziale Filologicznym UŚ, umawiam się w Bibliotece Śląskiej, gdzie spędza ostatnio sporo czasu, zbierając materiały do pracy doktorskiej. W bibliotecznym holu zamiast wypatrywać Magdy rozglądam się jednak za przystojnym blondynem. Jest. Faktycznie, atrakcyjny. Bije od niego spokój i pewność siebie, ale widać, że nie potrafi też ukryć odrobiny znudzenia. Biblioteka to jednak nie to samo co rów z wodą ani pola pełne ptaków, które można straszyć, nurkując w wysokie trawy. Dlatego blondyn przemierza hol biblioteki trochę bez emocji, noga za nogą. Tych nóg, a właściwie łap ma cztery. Niosą pięknego golden retrievera, o którym jego pani w zależności od sytuacji mówi lub pisze: Igor, Ajki, Królewicz lub Blondyn. Ajki to pies asystent 26-letniej Magdaleny Kulus, która choruje na zanik mięśni.
 
Jeśli widzę Ajka, w pobliżu musi być Magda. I jest. Przejeżdża przez drzwi czytelni na elektrycznym wózku nazywanym przez nią dowcipnie „elektrykiem”. Ajki trzyma się lewej strony pojazdu. Tam umieszczony jest kubeczek z psimi chrupkami, którymi Magda nagradza jego dobre zachowanie. Ten kubek to jedyny element wózka jaki zapamiętam. Podczas prawie godzinnej rozmowy nie spuszczam oczu z roześmianej twarzy Magdy. Podziwiam nie tylko jej optymizm i pasję, z jaką opowiada o swoich planach, ale i piękny wiosenny makijaż w odcieniach żółci i zieleni. Zaszywamy się w zakątku biblioteki. Ajki układa się na boku i wykorzystuje ten czas na drzemkę, łypiąc od czasu do czasu kontrolnie okiem na swoją panią.
 
Tropiąc Anię
 
Zauważam, że pies czuje się tu bardzo swobodnie, a otoczenie reaguje na niego pozytywnie.
 
– To dlatego, że bywamy tu ostatnio przynajmniej raz w tygodniu. W Bibliotece Śląskiej zbieram materiały do pracy doktorskiej, którą poświęciłam polskim przygodom Ani z Zielonego Wzgórza w stulecie wydania tej książki – mówi Magdalena Kulus. – Ania zagościła w Polsce już w 1912 roku. Piszę m.in. o wszystkich polskich wydaniach powieści Lucy Maud Montgomery i o nawiązaniach do niej w polskiej literaturze. Ania była wzorem, z którego czerpało wielu autorów, tworząc podobne bohaterki. W swojej pracy chcę też wspomnieć o obecności Ani w szkole, w internecie, o najsłynniejszych ekranizacjach, być może o świetnym musicalu, który wystawiany był w Teatrze Rozrywki – wylicza doktorantka.
 
Jej promotorką jest prof. Krystyna Heska-Kwaśniewicz z Instytutu Bibliotekoznawstwa i Informacji Naukowej. – Pani profesor jest fantastyczną osobą. Bardzo mi pomaga, wierzy we mnie, motywuje. Cierpliwie czyta moje teksty. Czasami słyszę od niej: pani Magdo, to jest do niczego, ale na szczęście mówi też: to jest świetne! – śmieje się Magdalena Kulus. – Przede mną bardzo dużo pracy. Przede wszystkim znalezienie i opisanie wszystkich wydań Ani. Zostały dwa lata. To dużo, ale niewiele, kiedy ma się do napisania dwanaście rozdziałów – przyznaje.
 
Na Uniwersytet doktorantka przyjeżdża raz w tygodniu. Od kiedy towarzyszy jej Ajki, wyprawa z Tychów, gdzie mieszka Magda, na uczelnię w Katowicach jest o wiele łatwiejsza i może ją pokonać sama. Do autobusu w Tychach odprowadza Magdę tata, ale przy ul. Francuskiej w Katowicach wysiadają już z Ajkiem sami. – Taka samodzielność to dla mnie coś wyjątkowego. Przy Ajku nie boję się, że mnie ktoś zaczepi. Wiem, że mój Królewicz mi pomoże, poprawi ułożenie mojego ciała, podniesie to, co mi upadnie – mówi Magda.
 
Pieszczoch i uklejka
 
Czteroletni Ajk jest z nią od dwóch lat. O psie asystencie marzyła od dawna. Ma go dzięki Fundacji Alteri. „Kiedy pierwszy raz pojechałam na Alterowskie Spotkanie Integracyjne, byłam zachwycona – atmosferą, ludźmi, którzy poświęcali swój czas na szkolenie psów dla osób takich jak ja oraz samymi psami. (...) Igor jest dla mnie idealny – spokojny, radosny, pieszczoch, prawdziwa „uklejka” (...).Pod koniec maja odbyła się wizyta próbna u mnie. (...) Igor, mimo zmęczenia podróżą, był bardzo zadowolony, jak to on. Wyczaił jedzenie kota, pożarł je, trochę mi potowarzyszył, a następnie poszedł drzemać. Czuł się jak u siebie.” – to jeden z pierwszych zapisów Magdy na blogu http://blondyniblondyna.blox.pl, który zaczęła prowadzić, kiedy Igor alias Ajk przybył do jej domu.
 
– Zaczęłam go pisać z myślą o wszystkich, którzy marzą o takim psie i starają się o niego. Poza tym życie z Igorem było tak ciekawe, że chciałam dzielić się tym z wszystkimi, którzy zajrzą na blog, a nie tylko z bliskimi, bo oni mieli już chyba dość moich zachwytów – przyznaje się z uśmiechem Magda. O swym internetowym dzienniku napisała: „Blog ten będzie jednak głównie historią o prawdziwej przyjaźni. Bo tak wyjątkowego przyjaciela jak Igor jeszcze nigdy nie miałam”. Wyjątkowość tej przyjaźni docenili również internauci. Dzięki ich głosom blog Magdy zdobył trzecie miejsce w kategorii „Ja i moje życie” w konkursie na Blog Roku 2007 i do dziś ma wielu wiernych czytelników.
 
Opatrzność zsyła mi anioły
 
Na blogu Magda odnotowuje zdarzenia dnia codziennego. – Na początku pisałam tylko o Igorze. Długo się o niego starałam. Jeździłam do fundacji na wykłady i zajęcia praktyczne. Dużo już umiał, ale uczono mnie też, jak go tresować. Uczyłam go i wciąż douczam tego, co jest mi potrzebne. Od przynoszenia i podnoszenia różnych rzeczy, po poprawianie ułożenia mojego ciała – opowiada właścicielka Ajka. – Na szczęście mój Królewicz lubi się uczyć. Dla niego to zabawa, cieszy się, że mamy coś do zrobienia. Każdy dzień pokazuje jak bardzo jest potrzebny. Ostatnio koc, który miałam na kolanach spadł i kiedy ruszyłam wózkiem, wkręcił mi nogę między podnóżki. Nie wiem co bym zrobiła bez Igora, bo strasznie mnie to bolało, a sama nie mogłam sobie z tym poradzić. Ajki wyciągnął koc, podniósł stopę i umieścił ją na podnóżku. Byłam uratowana – wspomina.
 
Z czasem obok opisów postępów Ajka, na blogu pojawiło się więcej osobistych relacji. A jest o czym pisać. Oprócz Ajka w domu mieszka jeszcze kot Łatek – specjalista od spania na najpotrzebniejszych notatkach. Do niedawna był też kundelek Fuksik, ale odszedł do psiego nieba. Są wspaniali rodzice Magdy oraz fajna rodzinka i liczni przyjaciele. „Mam niewiarygodne szczęście do ludzi. Opatrzność zsyła mi anioły – zawsze odpowiednie w odpowiednim czasie” – wyznaje blogerka.
 
Pisanie mnie cieszy
 
Inna jej wielka miłość to pisanie. Pisze pracę doktorską, pisze bloga, pisze recenzje do pisma „Guliwer” wydawanego przez Bibliotekę Śląską i dla odmiany – pisze „coś tam do szuflady”, a w zeszłym roku prowadziła warsztaty twórczego pisania. Jej praca również jest związana ze słowem pisanym. Magda pracuje na 3/4 etatu jako moderator w jednym z portali internetowych. Odpowiada za fora poświęcone polityce. - Dzień kończę, oglądając podsumowanie na TVN 24, żeby wiedzieć o czym piszą internauci. Lubię politykę, zawsze jestem na bieżąco i codziennie robię prasówkę – śmieje się Magda. Firma, w której jest zatrudniona pracuje non stop, więc Magda ma duże pole manewru w budowaniu sobie grafiku godzin. – Często pracuję w weekendy, żeby w tygodniu mieć czas na uczelnię, bibliotekę czy spacery z Ajkim – mówi. Dużo? A jest jeszcze rehabilitacja Magdy, zajęcia dogoterapii Ajka, spotkania z ciekawymi ludźmi w BŚ, wyjścia do kościoła (Ajki ma specjalne zaświadczenie, że ­może bez problemu wchodzić do wszystkich kościołów całej archidiecezji), wyjazdy do znajomych i nauka języka angielskiego. Bo zdaniem Magdy, im więcej zajęć, tym więcej czasu. Ten angielski to część kolejnego planu i marzenia. Po obronie pracy doktorskiej Magdalena Kulus chce pojechać do Kanady na Wyspę Księcia Edwarda, tam, gdzie na Zielonym Wzgórzu mieszkała Ania.
 
Z życia Blondyny i Blondyna
fragmenty blogu Magdaleny Kulus:
 
Kiedy pracuję rano, Igor zazwyczaj śpi. Jest strasznym śpiochem i dziwnie się na mnie patrzy, gdy wstaję wcześniej niż o 10. Do tej godziny Igor jest nieprzytomny – zmienia boczki, mlaska przez sen i (również przez sen)... puszcza bąki. (...) Poza tym, gdy pracuję, Królewicz szuka, co mógłby mi przynieść. I tak zostałam wielokrotnie obdarowana butem, kapciem mojej Mamy, raz pilotem z pokoju Rodziców. Natomiast nagminnie Igor kradnie mojej Mamie ubrania, gdy ta wrzuca je do pralki i znosi mi różne części garderoby, głównie bieliznę...
 
Kiedy leżałam, przyszedł do mnie Łatek i wytarł sobie we mnie łapki, układając się na moim brzuchu. Igor po przyjściu ze spaceru wytarł się w moje spodnie. Zaś w trakcie wieczornych zabaw i ćwiczeń dokończył dzieła (nie wspominając o zaglutowaniu i ubrudzeniu mnie chrupkami). Wyglądałam, jakbym wykopała pokaźny rów, a nie spędziła dzień w domu. I jak tu być damą przy takim zwierzyńcu?
 
Dzisiaj dzwoni do mnie Szymon.
– Jesteś w domu? – pyta.
– Jestem – mówię. Właśnie siedziałam nad Szekspirem.
– A Igor jest?
– Nie ma.
– Jak to nie ma? – Szymon jest oburzony – Chciałem go zabrać na spacer.
– Poszedł biegać z dziewczynami – informuję.
– Uhm... No nic, to w przyszłym tygodniu po niego wpadnę...
Niedługo mój pies będzie miał więcej propozycji towarzyskich niż ja. Taki jest rozrywany.
 
Igor w trakcie wykładu wstał, wylazł z ławki i stanął obok Profesora. Sala ryknęła śmiechem, mnie oblał rumieniec, a Profesor rzekł: – Niech się pani nie martwi. Rano jechałem w windzie z suczką i on ją na pewno czuje.
 
Zabrałam (na spotkanie z Normanem Daviesem - przyp. red.) Ajkusia, bo musi się chłopak na nowo przyzwyczajać do wykładowej atmosfery. Wszystko było w porządku, ale oklaski Igora nieco zaniepokoiły. (...) wstał i spoglądał na mnie. Nie miałam szans uspokoić go głosem, bo hałas był okropny. Ajki widząc, że mam coś w lewej ręce, sięgnął, by to zjeść – myślał, że jest to chrupka. A to był błyszczyk! Taki miniaturowy. Kiedy Davies się pojawił, akurat się malowałam, a w lewej ręce miałam otwartą buteleczkę. Królewicz przememłał błyszczyk i fantastycznie nim splunął. Ulżyło mi, bo jakoś nie miałam pomysłu, jak wydostać błyszczyk z psa.
 
Byliśmy też w spożywczym. W dużym, samoobsługowym, katowickim spożywczym. Ajki oszołomiony – bo wkoło wędliny, serki, tysiące zapachów, ale jak tylko chciał coś wąchać, to go upominałam i już grzecznie siedział przy wózku. (...) Myślę, że Blondyn śni teraz po nocach o Krainie Sklepów Spożywczych, w których jest zwykłym kundlem i pożera wszystko, co mu w łapy wpadnie.
Autorzy: Katarzyna Rożko
Fotografie: Archiwum Magdy Kulus